Przejdź do treści
Dogrywka z Arkadiuszem Woźniakiem. Człowiek, który wyszedł z młyna

Polska Ekstraklasa

Dogrywka z Arkadiuszem Woźniakiem. Człowiek, który wyszedł z młyna

Jest jak Gianluigi Buffon czy Kevin Grosskreutz. Bycie młodym piłkarzem przez lata łączył z życiem na trybunie. Wychował się w lubińskim blokowisku, gdzie ktoś obcy czuł się nieswojo. Miał 17 lat gdy oszalał ze szczęścia, bo Zagłębie zostało mistrzem Polski. Teraz gra dla tych, którzy zajęli jego miejsce w młynie. I boli go podwójnie, gdy ich zawodzi.

ROZMAWIAŁ ZBIGNIEW MUCHA

– Wiesz już jak to się stało, że Zagłębie zamiast grać o puchary będzie bronić się przed spadkiem?
– Sami byliśmy w szoku, kiedy okazało się, że jednak wypadniemy z górnej ósemki – mówi Arkadiusz Woźniak (na zdjęciu). – Ale nie mam zamiaru szukać usprawiedliwień, sami sobie jesteśmy winni i do nikogo nie możemy mieć pretensji. Jak to się stało? Wygraliśmy przynajmniej jeden mecz za mało. Nie czas jednak na rozpamiętywanie, bo teraz mamy inne zadanie do wykonania. Trzeba wygrywać, zająć jak najlepsze miejsce, obronić ekstraklasę dla Lubina. Mówiąc krótko – pokazać jaja.

– Przez długi czas było w tym sezonie tak, że musieliście najpierw stracić bramkę, by w końcu odpalić. Może teraz też chcieliście sobie podnieść adrenalinę, ale przesadziliście?
– Żartobliwie można tak powiedzieć, tyle że akurat nie ma powodów do żartów. Zapewniam, że gongi na boisku też nie były wkalkulowane.

(…)

– Czasy się zmieniły. Dziś połowę kadry Zagłębia tworzą wychowankowie.
– I bardzo fajnie. Skoro tamten model budowania drużyny nie wypalił, to znaczy, że chyba nie był dobry. Ważna jest identyfikacja z klubem, w którym się występuje.

– Ty chyba nie masz z tym problemu.
– Żadnego. Zanim zacząłem na poważnie kopać piłkę byłem zagorzałym kibicem Zagłębia. Siedziałem w młynie, śpiewałem, razem z bratem i osiedlową bandą byliśmy na każdym meczu. Potem, kiedy doszły obowiązki piłkarskie, nie zawsze mogłem zjawić się na trybunach. Kibicowanie zeszło siłą rzeczy trochę na boczny tor, ale moje DNA jest na pewno kibicowskie.\

– Byłeś kibolem?
– To zostawiałem kolegom z podwórka. Ja należałem do fanatyków, ale tych grzeczniejszych, natomiast byłem pod parasolem ochronnym swoich kumpli. Rwałem się za to do opraw. Jaka to była radość, gdy na trybunie rozdawano race. Nie zawsze dla mnie starczało, ale jak się już dorwałem, to było święto. W ogóle to bardzo lubiłem stary stadion Zagłębia. Ja wiem, że nienowoczesny, że dożynkowy, itd., ale te obiekty miały swój urok. Czasami nie starczało na bilet, więc wchodziło się metodą „na syna”, ponieważ zawsze znalazł się jakiś starszy pan, z którym za damo, bo taki był przepis, można było wejść na stadion.
Warto mieć kumpli na trybunach. To pewnie oni głosowali na ciebie, gdy wygrałeś w plebiscycie na najlepszego piłkarza Dolnego Śląska w ubiegłym roku wyprzedzając Filipa Starzyńskiego i Petteri Forsella.

(…)


CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (18/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024