Legia Warszawa poszła za ciosem. Stołeczny zespół pokonał przy Łazienkowskiej Śląsk Wrocław (2:1) i odniósł drugie zwycięstwo z rzędu w rozgrywkach PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Jest wynik, była również niezła gra (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)
Starcie Legii ze Śląskiem było pierwotnie zaplanowane na piątą kolejkę, jednak zostało przełożone ze względu na udział stołecznej drużyny w europejskich pucharach. Jak się okazało, dodatkowy czas do przygotowań nie pomógł Legii, która przegrała z Karabachem Agdam i zakończyła swoje występy na międzynarodowej arenie.
W lidze drużyna prowadzona przez Czesława Michniewicza także nie rzucała na kolana grą, jednak w minionej kolejce pokonała Zagłębie Lubin i w meczu ze Śląskiem chciał pójść za ciosem, by nabrać pewności i udowodnić reszcie stawki, że stać ją na więcej niż jednorazowe wyskoki.
Od początku było wiadomo, że łatwo nie będzie, ponieważ Śląsk to przeciwnik ze ścisłej czołówki, który jednak w trzech ostatnich spotkaniach ligowych doznał dwóch porażek. Szczególnie ta z Wisłą Płock była dość bolesna, ponieważ WKS rozegrał zdecydowanie najgorsze zawody w całym sezonie.
Pierwsza połowa spotkania upłynęła pod znakiem przewagi Legii. Gospodarze byli lepsi, mieli swoje okazje, jednak nie byli w stanie udokumentować niezłe gry golem.
Najbliżej szczęścia byli Tomas Pekhart, który jednak w dogodnej sytuacji skiksował, a także Michał Karbownik, po którego strzale Śląsk uratował słupek. Jeśli chodzi o gości, to ich dorobek było dużo skromniejszy, a chociaż udało się im skierować piłkę do siatki po uderzeniu Erika Exposito, to gol nie został uznany z powodu pozycji spalonej.
Przed przerwą się nie udało, ale Legia dopięła swego tuż po zmianie stron. Wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt sekund, by do piłki przed polem karnym Śląska dopadł Josip Juranović, który świetnie przymierzył i piłka wpadła idealnie w okienko, daleko poza zasięgiem bramkarza. Cudowny gol.
Legia chciała pójść za ciosem i drugą bramką zamknąć już definitywnie spotkanie. Udało się na kwadrans przed końcem, kiedy to fatalny błąd popełnił Matus Putnocky. Bramkarz Śląska nie popisał się próbie złapania piłki we własnym polu karnym i odbił ją przed siebie. Na taki właśnie prezent czekał Pekhart, który był tam gdzie trzeba i celnym strzałem dobił futbolówkę do siatki.
Kiedy wydawało się, że goście już się nie podniosą, dość niespodziewanie pomocną dłoń wyciągnął do nich Artur Jędrzejczyk, który podał w poprzek boiska tuż przed swoim polem karnym. Piłkę przejął Fabian Piasecki, który wyszedł na pozycję sam na sam z Arturem Borucem i zdobył bramkę kontaktową.
Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i po ostatnim gwizdku ze zwycięstwa i trzech punktów mogli się cieszyć gospodarze.
gar, PiłkaNożna.pl