Meczów klubowych nie ogląda, reprezentacyjne tylko przy okazji wielkich turniejów. Generalnie za futbolem nie przepada. Ale to nie tak, że z piłką nożną nie ma żadnych związków. Przecież jako dzieciak po bójce wrócił do domu ze złamanym nosem, a rodzicom powiedział, że oberwał w trakcie gry w piłkę.
Tłukliśmy w piłkę na osiedlu, więc ściemniłem w domu, że na boisku zderzyłem się głowami z kolegą i nos strzelił – mówi Błachowicz. – Przeszło. Piłka uratowała mi wtedy skórę. A bójkę wygrałem.
Ale chyba trochę więcej łączy cię z futbolem.
Trenowałem nawet w Piaście Cieszyn. Kumple z podwórka poszli do klubu, to i ja się załapałem. Chciałem się spróbować. Długo to jednak nie trwało, może dwa miesiące. Na podwórku graliśmy ulica na ulicę, osiedle na osiedle. No i w jedno podanie! Mieliśmy takie boisko, że lepiej było na nim nie zaliczyć gleby, bo to oznaczało minimum dwa tygodnie przerwy. Powstało na dawnym placu budowy osiedla, pręty, kamienie – wszystko wystawało z ziemi łącznie z dwiema bramkami. Dziś stoi tam eleganckie boisko do kosza.
Na jakiej pozycji grałeś?
Czasem w ataku, częściej w pomocy, bo lubiłem się zmęczyć. Na bramce też stawałem, ale prędzej jednak w dyskotece. Teraz grywam w meczach charytatywnych, no i dają mnie do obrony. Z bokserami wygraliśmy, choć w pierwszej połowie nas przycisnęli. Prestiżowe zwycięstwo.
Jesteś technicznym zawodnikiem czy stawiasz na siłę?
Może trudno uwierzyć, ale jestem technikiem! Pożonglować piłką też potrafię, z tym zastrzeżeniem, że lepiej mi idzie, gdy zaczynam od kolana. W ogóle trenowałem wiele dyscyplin. Nawet ping ponga, do którego zresztą właśnie wracam. Świetny sposób na rozluźnienie po ciężkim treningu. Dobrze jest zrobić rozbieganie po zajęciach, ale ja z bieganiem jestem pokłócony, więc wybieram paletkę.
Oglądasz mecze piłki nożnej?
Tylko w trakcie dużych turniejów, jak mistrzostwa świata bądź Europy. Utkwił mi w pamięci mundial w Stanach Zjednoczonych, spędzałem wakacje u ciotki na wsi i po nocach walczyłem, żeby nie zasnąć – czekałem aż Brazylia i Romario zdobędą złoty medal. Generalnie jednak w piłkę nożną wolę grać niż ją oglądać. Na rozgrzewkach przed treningiem na macie uprawiamy własną odmianę futbolu. Też chodzi o to, żeby zdobyć bramkę, ale można stosować na przykład chwyty z zapasów. Ale gdy akurat odwiedzam Jurasa (Łukasz Jurkowskiego – przyp. red.), wtedy nie mam wyboru, do obejrzenia meczu Legii jestem zmuszany. Kilka razy byłem też na stadionie przy Łazienkowskiej, fajna atmosfera i porządne jedzenie w loży VIP.
Gdybyś strzelił z woleja, z jaką prędkością poruszałaby się piłka? Mierzyłeś siłę swojego kopnięcia?
W mekce piłki nożnej, w Brazylii, podczas promocji walki mierzono nam siłę strzału, ale nie pamiętam, ile wtedy wykręciłem. Nie był to jednak wynik wow. Trochę inaczej trzeba przyłożyć nogę do piłki, inaczej do… głowy. Tyle że te wszystkie maszyny nie są miarodajne, na deptaku nad morzem tłukłem w boksera, kopałem w piłkę, nawet próbowałem w baseball. Zamknąłem liczniki… A poważnie mówiąc, wynik zależy od tego czy trafisz w czujnik.
Chodziłeś na mecze?
Dwa, trzy razy wybrałem się z chłopakami z Cieszyna na wyjazd Ruchu Chorzów. Jedziesz 500 kilometrów przez Polskę, pada, zimno, jeden gość na drugim gościu. Nie moja bajka.
Co myślisz o piłkarzach?
Nie znam piłkarzy, poza jednym, którego akurat znam bardzo dobrze – Irka Jelenia, on również pochodzi z Cieszyna.
Też dorabiałeś jako mrówka na granicy?
Jasne, każdy z przygranicznych miejscowości spotkał się z tym procederem. W każdym razie, u piłkarzy czy się stoi, czy się leży, to ci się należy. W MMA jest inaczej. Gdyby polscy piłkarze dostawali hajs za wynik, nasz futbol mógłby wyglądać lepiej.
W piłce młodzi ludzie, mający mniej niż 20 lat, zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, jak jest w MMA?
Żeby dojść do takich kwot, musiałem pracować prawie całe dotychczasowe życie. Dopiero gdy podpisałem kontrakt z UFC, mogłem zacząć oszczędzać, inwestować. Czyli od kilku lat, a mam 37. I to też mowa o poważnej kasie pod warunkiem, że wygrywam. Mówisz, że młody chłopak na poziomie Ekstraklasy może liczyć na kilka, kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, to ja ci powiem, że za pierwszą profesjonalną walkę dostałem pięć stów. Bez zwrotu kosztów podróży. Musiałem opłacić przygotowania i benzynę. Byłem w plecy. Takie były początki, dokładałem do interesu. I wiesz co myślę – wolę swoją drogę, może gdybym jako szczeniak dostał duże pieniądze, odleciałbym i dziś nie byłbym mistrzem świata.
A ile zarabia mistrz świata federacji UFC?
Do końca życia już nic nie muszę robić. Jak ktoś dobrze tyra, powinien zarabiać poważną kasę. No chyba że sytuacja na świecie tak się zmieni, że za rok złotówka nic nie będzie warta. System monetarny jest bardzo płynny.
Granica wieku, do której piłkarz może grać na najwyższym poziomie wydłuża się, jak jest w przypadku zawodników MMA?
Dopóki ktoś będzie chciał mi za to płacić, będę walczył. Medycyna rozwija się, każde zadrapanie po walce jest leczone na różne sposoby, ale kluczowa sprawa to nauczenie się własnego organizmu, poznanie go. To przychodzi wraz z doświadczeniem. Pojechałem na sparingi za granicę, obudziłem się rano, poczułem, że coś jest nie tak, że nie powinienem wchodzić na matę. Myślę: no jak, przyjechałem na sparingi i nie będę sparował, wyjdę na pi… Stanąłem do walki, kolano strzeliło, operacja, kilka miesięcy przerwy. Organizm od początku mi mówił: nie rób tego. Nie posłuchałem, wielki błąd. Żeby dojść na szczyt, musisz poznać samego siebie. Ja czuję w sobie rezerwy, trening musi być ciężki, ale przede wszystkim mądry. Być może stanę w oktagonie na przeciwko Glovera Teixeiry. Gość ma 41 lat, wielu go skreśliło, już pisali, że UFC go zwolni, zmienił jednak sposób treningu i nadal jest mocny.
Robert Lewandowski, żeby utrzymywać się na najwyższym światowym poziomie, dba o każdy detal, nawet o jakość snu.
Ja aż tak daleko nie poszedłem, to już trochę paranoja. Nie mam tak, że na drzemce muszę spać 24 minuty, bo jak będę spał 25, cały system się zawali. Tyle że znowu – każdy sportowiec jest indywidualistą i ma inne potrzeby. Jeśli Robertowi to pomaga, a chyba pomaga, bo jest kozakiem, dlaczego ma z tego nie korzystać? Podobnie jest z dietą. Wkręciłem się w temat, poszedłem na badanie krwi i razem z człowiekiem z laboratorium rozszyfrowywaliśmy w Googlach, co w ogóle mam mieć zbadane, bo w takie szczegóły wszedł dietetyk. Zacząłem ważyć każdy produkt, myślałem, że… umieram. Zamiast latać po sali, nie miałem siły wytrzymać rundy sparingowej. Odszedłem od tego. Teraz po prostu nie jem syfu, każdy kto ma trochę rozsądku, wie, co jest zdrowe, a co nie. Jeśli mam ochotę na jajecznicę z ośmiu jajek, nie będę jej sobie odmawiał. Analizowałem własne wzloty i upadki, potrafiłem logicznie połączyć kropki, znam siebie.
Jaki masz stosunek do współpracy z psychologiem?
W niczym nie przeszkadza, może pomóc, ale jestem już na takim etapie samoświadomości, że tego nie potrzebuję. Po co wydawać hajs na psychologa, jeśli możesz kupić dobrą książkę i gdy ona do ciebie dotrze, zrozumiesz, że każdy psycholog mówi jedno i to samo. Przeczytałem książkę „Obudź w sobie olbrzyma”, ona otworzyła mnie na inne postrzeganie świata. No i okazało się, że to, co mówią psychologowie, można w niej przeczytać. Taniej też wychodzi. Natomiast jeśli do kogoś nie trafiają książki, a preferuje rozmowy – współpraca z psychologiem będzie w sam raz.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 51-52/2020)