Przejdź do treści
Długo nie brałem pod uwagę oferty Rakowa

Polska Ekstraklasa

Długo nie brałem pod uwagę oferty Rakowa

Przez lata w Kielcach mówiono, że ten zawodnik dysponuje niesamowitym potencjałem, ale za rzadko go ujawnia. W 144 meczach w Ekstraklasie urodzony w Staszowie pomocnik strzelił zaledwie 6 goli. Po przejściu do Rakowa Częstochowa na zdobycie trzech bramek potrzebował sześciu meczów.



Jest jakieś racjonalne wytłumaczenie twojej świetnej formy i liczb z Rakowa, bo prócz goli są jeszcze asysty? 
Kluczem była zmiana otoczenia – mówi Cebula. – Trochę lat spędziłem w Kielcach, czułem się może zbyt pewnie i potrzebowałem nowych wyzwań. Nie wiem dlaczego miałem takie słabe statystyki w Koronie. Liczby powinny być lepsze. Jeszcze przed zakończeniem poprzedniego sezonu podjąłem decyzję o odejściu z Korony i spadek nie miał na to żadnego wpływu.

Każdy piłkarz potrzebuje swojego Marka Papszuna?
Nie da się ukryć, że osoba trenera miała decydujący wpływ na moją przeprowadzkę do Częstochowy. Długo nie była brana pod uwagę oferta Rakowa, myślałem, że trafię do innego klubu. Gdy jednak zaczęła się pojawiać taka wizja, wcale nie byłem przekonany do tego pomysłu. Myślałem sobie, co ja tam mogę robić, czy to odpowiednie miejsce? Obserwując spotkania drużyny z Częstochowy przekonywałem się, że może jednak warto tam iść. Ofensywny styl gry i filozofia trenera bardzo mi odpowiadały. To bardzo wymagający szkoleniowiec, który ma swój plan, system, ale konsekwentnie dąży do osiągania wyznaczonych celów.

Chyba nie chcesz tłumaczyć swoich słabości zasiedzeniem się w Kielcach?
W żadnym wypadku. Żeby było jasne: w Kielcach naprawdę pracowali świetni trenerzy. Martin Rojo Pacheta wprowadził Elche do Primera Division, Marcin Brosz awansował z Górnikiem Zabrze do europejskich pucharów. Leszek Ojrzyński, Ryszard Tarasiewicz, jeszcze mógłbym wymienić kilku, bo naprawdę fachowców w Koronie nie brakowało. Moja postawa, wahania formy do dziś pozostają dla mnie zagadką. Sam popełniałem błędy, ale każdy szkoleniowiec dawał mi szansę. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego działo się tak, że po świetnym występie w następnym spotkaniu Korony znajdowałem się poza kadrą. Tego racjonalnie nie wytłumaczę.

Może trenerzy widzieli, że jesteś leniwy albo ulegałeś pokusom, lub miałeś złe towarzystwo?
Szczerze mówiąc to nie należałem nigdy do grona pracusiów. Talent posiadam, ale długo nie potrafiłem zrozumieć, że trzeba go poprzeć ciężką pracą. Długo wydawało mi się, że wszystko będzie łatwo przychodzić, ale to tak w sporcie nie działa. Często wracam pamięcią do pewnych momentów w Koronie i uważam, że ten klub, a siłą rzeczy grupa piłkarzy, mogła pójść w innym kierunku. Najbardziej żal przegranego dwumeczu w półfinałach Pucharu Polski z Arką Gdynia. Wtedy, za trenera Gino Lettieriego uchodziliśmy za faworyta i powinniśmy Arkę wyeliminować. Niestety, zawaliliśmy i klub nie wszedł na wyższy pułap. Szkoda, bo to też miało wpływ na to co wydarzyło się później.

Włodzimierz Gąsior, który trenował cię w Młodej Ekstraklasie w Koronie powiedział, że masz niesamowite możliwości. Nie odnosiłeś wrażenia, że coś przechodzi ci koło nosa?
Miło, że taki trener tak wypowiada się na mój temat. Sam sobie w duchu myślałem: co ty człowieku robisz, że masz 80 meczów w Ekstraklasie bez gola. Martwiło mnie to, choć może na zewnątrz tego się nie widziało. Jakaś niewidzialna blokada siedziała w mojej głowie. Cieszę się, że to już jest za mną. A trenera Gąsiora wspominam bardzo miło ze swoich juniorskich czasów. Wymagał dużo i piłkarze go cenili: zawsze mówił co mu nie pasuje, dawał cenne wskazówki. Czułem od niego wsparcie, podobnie jak potem od kilku innych szkoleniowców. Nie zawsze potrafiłem z tego skorzystać. Dobrze, że zrozumiałem pewne kwestie, a jak to się mówi lepiej późno, niż wcale.

Dostałeś chyba niezłego „gonga” oglądając w 2017 roku Euro U-21 w Polsce?
Nawet spotkanie Polska – Anglia odbyło się na stadionie Korony. Marzyłem by w nim wziąć udział. Byłem powoływany do kadr juniorskich, młodzieżówki i liczyłem, że dostanę się do kadry Marcina Dorny na ten turniej. Jak mnie miał jednak trener powołać skoro miałem takie beznadziejne statystyki w lidze? Nie miał podstaw, a ja mogłem tylko żałować, że w tak wielkiej imprezie nie biorę udziału. Chłopaki nie wyszli z grupy, mimo tego wielu z nich trafiło do mocnych lig zagranicznych, bo pokazali się na młodzieżowym Euro. 

Nie miałeś aspiracji by występować za granicą?
Wcześniej nie pojawiały się konkretne oferty. Ktoś tam coś wspomniał, ale pewnie potem ewentualnych kontrahentów zniechęcał mój dorobek goli i asyst. W Rakowie będzie znacznie lepszy, więc może się pojawi temat wyjazdu. Na razie jednak do tego daleka droga, trzeba pokazać klasę i osiągnąć coś konkretnego z klubem z Częstochowy.

Marcin Cebula potrzebuje w drużynie kolegów?
Marcin Cebula już ma dobrych kolegów w Rakowie. W środę podpisałem umowę z klubem, w czwartek pojechałem na obóz. Czekając na wyjazd pogadałem z zawodnikami Rakowa, wypiliśmy kawkę. Niektórych znałem z kadr juniorskich – choćby Sebastiana Musiolika i Patryka Kuna. Nie miałem żadnych problemów z aklimatyzacją, a trafiłem do fajnej grupy, którą Marek Papszun wie jak prowadzić. Trener nie stroni od żartów, ale kiedy jest czas na ciężką pracę, wówczas nie ma sentymentów. Liczę, że będę się rozwijał w Rakowie.


Wierzysz, że możesz zagrać na poziomie na przykład Pawła Golańskiego, legendy Korony Kielce? Dotrzeć nawet do reprezentacji Polski?
W tej chwili reprezentacja Polski pozostaje w sferze marzeń. Golo kiedyś zatrzymał Cristiano Ronaldo, wziął udział w finałach mistrzostw Europy, pokazał się w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Żeby jednak to osiągnąć, nie bał się podejmować trudnych wyborów. Liczę, że dobrze zrobiłem przenosząc się do Rakowa. Podoba mi się bardzo, że w tym klubie nikt nie zadowala się przeciętnością, jest chęć osiągania sukcesów. Tu mogę skupiać się na futbolu, nie myślę o głupotach. Mam z miejsca zamieszkania na trening siedem minut jazdy samochodem, do centrum kwadrans, a często widzę się z Maćkiem Wiluszem i Vladislavsem Gutkovskisem, którzy są prawie moimi sąsiadami.

Trochę wstyd, że zespół, który może walczyć o europejskie puchary jest w zasadzie bez możliwości gry na swoim stadionie w Częstochowie?
Na szczęście nie mamy daleko do Bełchatowa, choć praktycznie wszystkie spotkania rozgrywamy na wyjazdach. Taka sytuacja nie jest komfortowa, ale wszyscy w klubie mają nadzieję, że się zmieni. W przyszłym roku liczę, że będziemy grać już w Częstochowie, która długo czeka na powrót futbolu na najwyższym krajowym poziomie.

Odczuwałeś duży niedosyt po spadku Korony?
Już wcześniej zastanawiałem się czy Korona nie podąża w złą stronę, takie odnosiłem wrażenie. W klubie było ciągle za dużo zmian, co chwilę trzeba było budować nową drużynę, a na dodatek panował trudny do opisania chaos.

Czy piłkarze zrobili wszystko, co mogli, by się utrzymać?
Mogliśmy dać z siebie na pewno więcej, ale zamieszanie jakie panowało w Koronie nam nie pomagało. Trener Maciej Bartoszek próbował ratować sytuację, dał impuls, ale było już za późno. Na pewno jednak wiosną podjęliśmy walkę, mimo, że non stop pojawiały się kolejne przeszkody. Gdy już spadek stał się faktem do wielu z nas to nie dotarło. 

Adnan Kovacević zagrał w Ferencvarosie w Lidze Mistrzów przeciw Leo Messiemu, Ognjen Gnjatić i Rodrigo Zalazar błyszczą w drugiej lidze niemieckiej, Marcin Cebula jest liderem Ekstraklasy. Można jeszcze kogoś dodać i wynika, że było wstyd mając takich piłkarzy opuścić Ekstraklasę.
Jak tak przeanalizujemy to faktycznie. Oglądam sobie w telewizji Ligę Mistrzów, moją ulubioną Barcelonę i Adnan Kovacević, gość, którego parę razy wkręciłem na treningach rywalizuje z Messim. Szok, ale Kova w Kielcach nie mógł już dłużej zostać, on był za dobry. Cieszę się, że trafił do Ferencvarosu, gdzie może grać w wielkich meczach i dalej się rozwijać. Jest mocny fizycznie, świetnie radzi sobie w powietrzu, umie wyprowadzić piłkę i chyba coś mu dały gierki na treningach Korony… A mówiąc poważnie inni koledzy z Korony też sobie dobrze radzą i znowu pojawia się pytanie: dlaczego w takim razie spadliśmy? Na to składa się szereg czynników, pozostał wielki żal, że Kielce straciły piłkarską Ekstraklasę, do której się przyzwyczaiły.

Wrócisz jeszcze kiedyś do Korony?
Furtki sobie nie zamknąłem, ale na pewno nie nastąpi to w najbliższym czasie. Teraz znów, jak dawniej, czerpię radość z gry. Pamiętam ile kopało się piłkę na podwórku czy w szkole – tam nauczyłem się techniki. Doskonale wiem, że po paru niezłych występach w Rakowie nie mogę spoczywać na laurach, bo przecież nic nie osiągnąłem.

Wciąż słyszysz, że jesteś młody?
Stary na pewno nie jestem, w grudniu skończę 25 lat, ale na piłkarza to już nie jest wiek juniorski. Naczytałem się i nasłuchałem o perspektywicznym Marcinie Cebuli, lecz jak już wcześniej wspominałem, nie potwierdzałem tego boiskowymi konkretami. O braciach Brożkach mówiono bodaj do trzydziestki, że są młodzi, to chyba taki polski zwyczaj. Wolę, żeby mówili o mnie, że jestem dobrym piłkarzem. Oglądając Ligę Mistrzów w telewizji, widząc Kovacevicia w akcji, nabrałem chęci do spróbowania sił w wielkim futbolu. Droga do tego prowadzi przez Częstochowę i wierzę, że na korzyść wyjdzie mi zetknięcie się z Markiem Papszunem. To ten trener mnie bardzo chciał, więc nie wypada go zawieść. 

JAROMIR KRUK

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 43/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024