Przejdź do treści
Spalletti Włochy fot. Grzegorz Wajda

Ligi w Europie Świat

Dlaczego reprezentacja Włoch była tak blada na Euro 2024? Upokorzeni

Zagubieni między mistrzostwem Europy w 2021 a brakiem kwalifikacji do dwóch kolejnych finałów mistrzostw świata Włosi szukali prawdy o swojej reprezentacji. Już wiedzą, że nie taką chcieli znaleźć i co gorsza zobaczyć. 

fot. Grzegorz Wajda

TOMASZ LIPIŃSKI

Czy to była najgorsza Italia w moim życiu? – z takim pytaniem musiał zmierzyć się każdy tifoso po sobotniej porażce ze Szwajcarią. Poległa w zawstydzającym stylu, z opłakanymi statystykami, w meczu, w którym nawet nie potrafiła zdenerwować się na zły wynik i na własną słabość, która kazała widzieć przeciwnika silniejszym niż był w rzeczywistości. Oddała pole bez walki i ducha. – Tak, to była najgorsza Italia – przyznało większość kibiców. Gorsza niż w barażach ze Szwecją w 2017 roku, niż w barażu z Macedonią Północną w 2022. Niezdolna do niczego. Tylko Gianluigi Donnarumma nie zasługiwał na grę w tej tragikomicznej kadrze. 

Z NIEBA DO PIEKŁA

W latach dwutysięcznych mistrzostwa Europy stały się czyśćcem dla Włochów, z którego od czasu do czasu potrafili wejść na ścieżkę prowadzącą do wrót raju. Kiedy na poziomie klubowym spadali coraz niżej i coraz rzadziej zdobywali trofea, które w latach 80- i 90-tych poprzedniego stulecia zwozili na Półwysep Apeniński ciężkimi kilogramami, to reprezentacja trzymała, albo inaczej – zawyżała poziom. Z Belgii i Holandii o mały włos wróciłaby ze złotem, przedwczesne odpadnięcie z Euro 2004 tłumaczyła spiskiem skandynawskim, cztery lata później za szybko trafiła na Hiszpanię, z którą w 2012 roku przegrała dopiero w finale. Na kolejnym turnieju zrobiła wynik ponad piłkarski stan, awansując do ćwierćfinału. W 2021 roku zatriumfowała na Wembley. 

FOT. PIOTR KUCZA

Od tamtego czasu wiele złego wydarzyło się na włoskiej scenie, z Macedonią Północną i Roberto Mancinim w roli czarnych charakterów. Europejski kopciuszek wybił z głów Katar, a selekcjoner dopuścił się zdrady narodowej. W międzyczasie bohaterowie z Wembley albo podziękowali za dalsze występy, albo zamieniali się w halabardników. Azzurri szarzeli, miał im dodać żywych kolorów Luciano Spalletti. Jakoś dowiózł drużynę do Niemiec, ale sam turniej zamieszał mu w głowie, wprowadził chaos lub zwyczajnie przerósł. Rzecz jasna, że selekcjoner trafił przed sąd inie uniknął procesu, który jeszcze będzie się ciągnął miesiącami. Jednak wyrok był znany zawczasu i brzmiał: winny. 

RYBA W BECZCE

Po pierwsze – złego przygotowania. Włosi biegali tylko w pierwszej połowie meczu z Albanią. Później się poruszali, statystowali, spacerowali, bezradnie przyglądali. Z braku sił wynikał brak pomysłu i brak reakcji. Nie byli w stanie odpowiedzieć złością, podrażnioną ambicją, staraniami o poprawę wyniku do końca. Nogi nie niosły. Byli jak baranki prowadzone na rzeź. Ktoś zauważy, że najmniej w tym winy selekcjonera, który dostał piłkarzy na 2 tygodnie przed mistrzostwami. Ale przecież nie on jeden. Na podstawie własnego doświadczenia, nowoczesnych badań i testów naukowych mógł tak dobrać ludzi i metody, żeby jego piłkarze aż tak bardzo pod tym względem nie odstawali od Hiszpanów i Szwajcarów. Chorwatów zresztą też. 

Fot. Grzegorz Wajda

Po drugie – taktycznych wyborów. Carlo Ancelotti za swoją największą zaletę uznał elastyczność, którą jednak zdobył z czasem. Za tym kryło się to, że to on musiał dostosować się do zawodników, a nie zawodnicy do niego. 40-letni Ancelotti nie wpuścił do Parmy Roberto Baggio, bo mu nie pasował do schematu. 60-letni Ancelotti przyjąłby go z otwartymi rękami i znalazł najlepsze rozwiązanie dla piłkarza i drużyny. Tymczasem Spalletti w kółko powtarzał, że stawia na futbol ofensywny, pozostając ślepy albo obojętny na niedobór odpowiednich wykonawców. Upierał się, że zespół ma przede wszystkim atakować, ale nie miał kim. Bez rasowej 9, bez umiejących wygrywać pojedynki skrzydłowych, bez z fantazją rozdzielającego piłki rozgrywającego Spalletti ze swoją wizją zostawał jak Himilsbach z angielskim. A kiedy po laniu z Hiszpanią został zmuszony (przez samych piłkarzy) do weryfikacji taktycznych planów, zrobił to bez przekonania. To nie było jego granie, a granie, jakie forsował nie było na miarę możliwości tych piłkarzy i tej drużyny. Nierozwiązywalny konflikt siedział więc wewnątrz kadry. I być może tak łatwo i szybko nie zniknie. Po odpadnięciu z Euro Spalletti ogłosił, że nie poda się do dymisji, tylko zacznie szukać piłkarzy odpowiednich do jego taktyki. Szukaj wiatru w polu? 

Po trzecie – powołań. Wprawdzie kontuzje i dyskwalifikacje ograniczyły i to zdecydowanie pole manewru selekcjonerowi i z piłkarzy do dyspozycji nie został w kraju żaden artysta zdolny w pojedynkę odmienić Italię, ale odczuwalny był brak takich zawodników jak Riccardo Orsolini (z Bolonii robiącej natum turnieju furorę) czy Matteo Politano, którzy umieją dryblować i zaskoczyć czymś niekonwencjonalnym. Wielu przypomniał się Manuel Locatelli, który wydawał się ciekawszą opcją niż Jorginho. Poza tym jego obecność pozwalała na inne wykorzystanie Nicoli Fagiolego, którego ustawienie przed czwórką obrońców Fabio Capello porównał do uwięzienia ryby w beczce. 

WSZYSCY TRAFIENI

A skoro jesteśmy przy trenerskich autorytetach, oto co napisał Arrigo Sacchi na łamach „La Gazzetta dello Sport”: Italia nie grała, nie było nawet jednego piłkarza, który zrobiłby coś godnego uwagi, który by zadziwił, który miałby jakiś pomysł. Absolutne zero. Siedząc przed telewizorem, zadałem sobie pytanie: czy to możliwe, że upadliśmy tak nisko? 

Brakowało charakteru drużynie, brakowało w niej silnych osobowości, brakowało niespodzianki, jaką w 2000 roku był Stefano Fiore, w 2006 Fabio Grosso czy w 2021 Leonardo Spinazzola. Kiedy 3 lata temu Włosi pokonali w grupie Szwajcarię, mieli w składzie Chielliniego z Bonuccim, Verrattiego z Locatellim, Insigne z Berardim. Każdemu z nich można było coś zarzucić, ale napewno nie pasywność w trudnych momentach i ciche przyzwolenie na porażkę. 

Fot. Grzegorz Wajda

Szukanie kozła ofiarnego było tym razem bardzo łatwe. W kogo nie strzeliłeś, trafiłeś. Przeciw Spallettiemu padło dość argumentów. Selekcjoner brał wobronę, nazwał swoim synem i konsekwentnie pchał do podstawowego składu Giovanniego Di Lorenzo, który przegrał chyba najwięcej pojedynków z wszystkich bocznych obrońców obecnych na turnieju. Nicolo Barella poruszał się jakby grał z 10 kilogramowymi hantlami. Dla Jorginho gra toczyła się za szybko. Federico Chiesa był swoją karykaturą z 2021 roku. Oderwany od rzeczywistości Gianluca Scamacca nie oddał celnego strzału w 4 meczach i tak dalej, i tak dalej. 

MŁODE NADZIEJE

Jak to zwykle po wielkich kompromitacjach, poczynając od porażki z Koreą Północną w1966 roku, a kończąc na Szwajcarii, wróciło wypominanie starych grzechów calcio. Że Serie A słaba i niekonkurencyjna, że zapchana od góry do dołu przez cudzoziemców i to coraz słabszej jakości, że sektor młodzieżowy nie produkuje nowocześnie wyszkolonego narybku, ba – nawet tam nie ma w kim wybierać, bo Włochów wypierają sprowadzani za bezcen nastoletni stranieri. Że w federacji rządzą leśne dziadki. Że konieczne reformy od podstaw. O nowe centra szkoleniowe dla młodzieży i szkoły trenerskie apelował Sacchi. – Tylko w ten sposób można wyjść z tunelu. Gole, jakie straciliśmy ze Szwajcarią to futbolowe abc, którego uczy się dzieci i trudno pojąć, dlaczego profesjonalni piłkarze nie wiedzą, jak zachować się w podobnych sytuacjach. 

Fot. Grzegorz Wajda

Z częścią tych argumentów trudno się nie zgodzić. Milan i Juventus, dwa z trzech najbardziej utytułowanych włoskich klubów, oddały reprezentacji na te mistrzostwa tylko jednego zawodnika. Zdarzyło się w poprzednim sezonie po raz pierwszy od x lat, że w podstawowym składzie nie zmieścił się żaden zawodnik z włoskim paszportem. A przecież ani w Mediolanie, ani w Turynie zatrudnieni cudzoziemcy nie zaliczają się do międzynarodowych gwiazd, same kluby też niewiele znaczą w Europie. 

Część łatwo odeprzeć. Mimo niewystarczającej liczby centrów szkoleniowych i wykwalifikowanej kadry, młodzież obiecująco dorasta i wyrasta ponad swoich rówieśników z innych krajów. Niedawno reprezentacja U-17 wygrała mistrzostwo Europy. W ubiegłym roku drużyna do lat 19 odniosła podobny sukces. A dwudziestolatkowie z mistrzostw świata wrócili ze srebrem. W młodości więc nadzieja na lepszą przyszłość. A w cierpliwości siła. 

guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Zbyszek
Zbyszek
5 lipca, 2024 08:43

Gdzie jest ta słynna rep. Włoch z lat 80 90 2000 ??? Włosi nie mają już takich gwaizd jak kiedyś którzy robili znaczącą różnice na boisku kiedy zobywali medale na dużych imprezach.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024