Gdy do polskiego kluby, przychodzi zawodnik z zagranicy, często w tytule zawiera się pytanie „Kim jest zawodnik X?”. Stranieri pozyskiwani zazwyczaj przez nasze kluby nie są rozpoznawalnymi markami, w wielu przypadkach przychodzą do Polski, aby zbudować lub odbudować (częściej) swoją markę. W przypadku Luciano Narsingha jest jednak inaczej. Holendra znają nie tylko fani Eredivisie, ale również sympatycy Premier League, a także kibice śledzący regularnie europejskie puchary. Dlaczego zawodnik z takim CV pofatygował się do beniaminka Ekstraklasy?
Już samo pytanie kończące wstęp może być niejako odpowiedzią. Narsingh dawno temu zszedł z najlepszej ścieżki swojej kariery, na której strzelał gole w lidze angielskiej i zdobywał mistrzostwa Holandii. Od kilku lat 31-latek szuka dla siebie miejsca na świecie, a ciągłe zmienianie klubów najlepiej pokazuje, że niezbyt mu się to udaje. Transfer do Polski pokazuje, że lata świetności Holender ma już za sobą. Co nie znaczy jednak, że w Ekstraklasie będzie odcinał kupony.
Lata tłuste
Najlepszy okres Narsingha to ten spędzony w Holandii, jeszcze przed wyjazdem do Premier League. W latach 2011-2016 skrzydłowy imponował liczbami w barwach Heerenveen i PSV Eindhoven. W jednym sezonie potrafił skompletować ponad 20 asyst i dołożyć do tego osiem bramek. Gdy grał dla tego pierwszego klubu, świetnie dogadywał się z Basem Dostem. Obaj stworzyli piekielnie mocny ofensywny duet, który zaprowadził ekipę „de Superfriezen” do eliminacji Ligi Europy. Samym piłkarzom pozwolił wypłynąć na szersze wody. Dost (jako król strzelców ligi) trafił do Wolsburga za siedem milionów euro, a Narsingh (najlepszy asystent) odszedł do PSV, które zapłaciło za niego nieco ponad cztery miliony. Został również powołany do kadry Holandii na polsko-ukraińskie Euro, ale nie pojawił się na murawie w żadnym ze spotkań. Wówczas ekipa „Oranje” do domu wróciła już po fazie grupowej, zajmując ostatnie miejsce w grupie z Danią, Niemcami i Portugalią.
Gra w jednym z najlepszych klubów Eredivisie dała byłemu reprezentantowi swojego kraju możliwość gry o najwyższe cele. W Eindhoven zdobył dwa mistrzostwa, jedno wicemistrzostwo i trzy krajowe superpuchary. Był jednym z podstawowych piłkarzy „Boeren” – grał m.in. w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. Nie wykręcał takich liczb jak w Heerenveen, ale co sezon gwarantował udział przy dwucyfrowej liczbie bramek. To tam dał się poznać szerszej publiczności jako bardzo szybki, dobry technicznie skrzydłowy z niezłym dośrodkowaniem.
Wiadomo, że liga holenderska to fantastyczne okno wystawowe dla najlepszych lig kontynentu. Narsingh zwrócił uwagę skautów Swansea City. Do Premier Leauge powędrował zimą 2017 roku za niecałe pięć milionów euro.
Lata chude
W Anglii już nie prezentował takiego poziomu, co w Eredivisie. W swoim pierwszym sezonie występował dość regularnie, choć tylko raz rozegrał pełne 90 minut. W kolejnych rozgrywkach nie było lepiej – jeśli już był w kadrze meczowej, to łapał krótsze czy dłuższe ogony, lecz nigdy nie stał się podstawowym zawodnikiem. Pod koniec 2017 roku w Swansea zmienił się trener, co oznaczało dla Narsingha początek końca w ekipie Łabędzi. Paula Clementa zastąpił Carlos Carvalhal, który niechętnie stawiał na Holendra. Pod rządami Portugalczyka były zawodnik PSV wystąpił w Premier Leauge siedem razy. Najdłużej na boisku przebywał przez 49 minut.
W sezonie 2017/18 Swansea spadło z ligi. Nawet zejście szczebel niżej nie pomogło Narsinghowi w poprawie swojego statusu w walijskim klubie. W ciągu całych rozgrywek 2018/19 Holender rozegrał na zapleczu Premier League 43 minuty. Wystąpił w dwóch spotkaniach.
Wyspy opuścił latem 2019 roku. Rękę wyciągnęła do niego trzecia drużyna Eredivisie. Związał się z Feyenoordem, ale w Rotterdamie ponownie przyszła brutalna weryfikacja jego formy. Na początku regularnie pojawiał się na boisku, ale nie przekonał do siebie ani Jaapa Stama, ani Dicka Advocaata. Znowu wróciło mozolne ciułanie minut znane Narsinghowi z czasów Swansea. W 2021 roku został wypożyczony do Twente.
– Narsing przyszedł do Twente po gorszym okresie w Feyenoordzie. W nowej drużynie miał odżyć i nabrać pewności siebie. Potem okazało się, że taka drużyna jak Twente bardziej odpowiada jego umiejętnościom niż drużyna ze szczytu ligi – opowiada „PN” Frank Molema, dziennikarz portalu AD Sportwereld.
W niżej notowanym klubie miał przekonać do siebie włodarzy klubu z Rotterdamu. W 17 spotkaniach strzelił jednego gola i zaliczył sześć asyst. Wynik przyzwoity, ale nie wystarczający, aby na dłużej związał się z Feyenoordem. Latem został wolnym zawodnikiem. Na nowy klub czekał siedem miesięcy. Opuścił Europę i w lutym bieżącego roku podpisał kontrakt z Sydney FC, występującym w australijskiej ekstraklasie. Najbardziej utytułowany klub w kraju kangurów przedstawił go w dość oryginalny sposób.
W Sydney wystąpił w 14 spotkaniach (żadnego nie rozegrał w pełnym wymiarze czasowym) i zdobył tylko jedną bramkę. Przygodę w Australii nie można nazwać inaczej niż epizodem. Po kilku miesiącach opuścił A-League. Teraz o powrót do formy będzie walczył w Legnicy.
Co Narsingh może dać Miedzi?
Jeśli spojrzymy na statystyki 31-latka z ostatnich lat, wyłania nam się obraz piłkarza, który dawno zgubił swoją najlepszą formę i który na różne sposoby ciągle stara się ją znaleźć, lecz za każdym razem coś nie idzie po jego myśli. Powrót do Holandii, zejście ze szczytu Eredivisie, zmiana ligi na bardziej egzotyczną – każda decyzja miała pomóc mu wrócić do optymalnej dyspozycji. Żadna jednak nie przyniosła oczekiwanego rezultatu.
Transfer do Miedzi, choć imponuje polskim kibicom, jasno pokazuje, w jakim miejscu znalazł się Narsingh. Nie jest to już ten sam zawodnik, który strzelał gole Manchesterowi United w Lidze Mistrzów czy regularnie asystował na poziomie Eredivisie. Pytanie jednak, czy fakt, że poziom 31-latka zjechał kilka pięter niżej musi być problemem Miedzi? Niekoniecznie.
Żeby zawojować Ekstraklasę, nie potrzeba nie wiadomo jak wielkich umiejętności. Beniaminek z Legnicy ściąga piłkarzy, którzy przede wszystkim pomogą mu utrzymać się w elicie. Narsingh, nawet przy zjeździe, który od lat zalicza, jest zawodnikiem, który może zrobić różnicę na boisku, a każdy taki moment będzie dla Miedzi niezwykle ważny. Gdy pytamy naszych ekspertów o atuty 31-latka, obaj odpowiadają zgodnie: szybkość i dośrodkowanie. Przy dobrym przygotowaniu kondycyjnym Holender może zostać ekstraklasowym Usainem Boltem, a w fizycznej lidze, jaką jest Ekstraklasa, każda przewaga motoryczna działa na korzyść zawodnika. Niewiadomą pozostaje forma Narsingha. Dojście do optymalnej dyspozycji, szczególnie tej szybkościowej, może zająć trochę czasu.
– W czasie gry dla PSV Luciano odniósł jedną poważną kontuzję kolana, ale wyleczył ją i wrócił o wiele mocniejszy. W nowym klubie będzie musiał również skupić się na tym, żeby być w pełni sił – twierdzi Rik Elfrink, dziennikarz zajmujący się klubem z Eindhoven, pracujący dla portalu Eindhovens Dagblad.
– Ostatni mecz rozegrałem w maju w Sydney. Od tego czasu trenowałem, ale praca indywidualna to coś kompletnie innego niż ta drużynowa. Mam za sobą cztery/pięć treningów z zespołem. Czułem się dobrze, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Nie wydaje mi się, żeby trzeba było długo na mnie czekać. W sobotę mieliśmy sparing, zagrałem 60 minut i byłem wycieńczony. W weekend, gdy będzie grać z Wartą, będę w stanie dać dobre minuty. Nie czuję się na tyle gotowy, aby grać od pierwszej do ostatniej minuty, ale mogę wejść z ławki i pomóc drużynie – powiedział Narsingh w wywiadzie dla Canal Plus Sport.
Jeśli chodzi o mankamenty holenderskiego skrzydłowego, trzeba zwrócić uwagę na to, że miewa problemy z grą w defensywie. Czasem jest również zbyt przewidywalny. Od trenera Miedzi Wojciecha Łobodzińskiego będzie zależało, na jakiej pozycji wystawi Narsingha i czy w ogóle zaangażuje go w grę obronną.
– Dla Narsingha jest jasne, że reprezentacja Holandii i najlepsze zespoły w Eredivisie to już nie jego zasięg. Najlepsze lata ma już za sobą. Nie musi niczego udowadniać. Polska liga nie jest bardzo popularna w Holandii. Jeśli dobrze się zaprezentuje w Ekstraklasie, jedynie niewielka część kibiców to zauważy – tłumaczy Molema. Uważam jednak, że może być naprawdę znaczącym wzmocnieniem Miedzi – dodaje.
– Myślę, że Luciano Narsingh to duże nazwisko dla jego nowego klubu. W przeszłości był dobrym zawodnikiem w PSV, ale po odejściu z Eindhoven nigdy już nie osiągnął tego poziomu z powrotem – charakteryzuje Elfrink. Nie znam go dobrze jako człowieka, ale zawsze słyszałem, że jest raczej spokojnym członkiem drużyny i stara się być prawdziwym profesjonalistą – kończy.
Transferowy majstersztyk?
Mimo że Narsingh nie jest już tak rozchwytywanym piłkarzem jak jeszcze kilka lat temu, ściągnięcie go do beniaminka polskiej ekstraklasy to fantastyczna robota działaczy Miedzi. Klubowi, który dopiero co dołączył do najwyższej klasy rozgrywkowej i którego ambicje sięgają przede wszystkim utrzymania nie jest łatwo namówić takiego zawodnika do podpisania kontraktu. O zatrudnieniu Holendra zdecydowała głównie atmosfera, którą otoczyli gracza włodarze Miedzianki.
– Luciano był zdeterminowany, żeby przyjść do Miedzi. On swoje już w życiu zarobił. Rynek wiedział, że szukamy skrzydłowego. Trener Łobodziński chciał zawodnika, który zrobi przewagę w sytuacjach 1 na 1 i popracuje trochę w defensywie. Mieliśmy z tym w przeszłości problemy. Mogliśmy pozwolić sobie, żeby poszukać bardziej doświadczonego zawodnika. Narsingh to jedyny zawodnik w Miedzi obok Szymona Matuszka, który przekroczył 30. rok życia. Z Luciano mieliśmy wspólnego znajomego. Dał mi znać, że Narsingh jest wolny. Porozmawiałem z trenerem. Spodobał się bardzo trenerowi Łobodzińskiemu, wpasował się w jego profil. Cała historia – wyjaśniał kulisy transferu dyrektor sportowy Miedzi Marek Ubych w rozmowie z Canal Plus.
Również sam piłkarz chwalił zaangażowanie, jakim wykazali się włodarze Miedzi przy tym transferze. Nie jest tajemnicą, że kilka miesięcy temu Narsinghiem interesowała się Lechia Gdańsk, ale do poważniejszych rozmów nie doszło.
– Dla mnie kluczowe było zaangażowanie działaczy Miedzi. Rozmawiałem z trenerem i jego asystentem, przekonywał mnie też dyrektor sportowy. Udowodnili, że bardzo im na mnie zależy. Jestem piłkarzem, który lubi czuć się potrzebny. Mój dawny kumpel z PSV, Jurich Carolina też gra w Miedzi i opowiedział mi sporo fajnych rzeczy na temat klubu. Zbudowany tu ciekawy projekt, a ja chcę być jego częścią – zdradził nowy nabytek Miedzi w wywiadzie dla Canal Plus Sport.
– Podjąłem decyzję w ciągu dwóch lub trzech dni. Miałem kilka ofert z innych klubów, ale atmosfera wokół propozycji z Miedzi była naprawdę dobra. Czułem się zaopiekowano. Fakt, że dzwonili trener i dyrektor sportowy dowodzi, że bardzo zależało im na moim transferze. To kluczowe. W innych miejscach mógłbym dostać więcej kasy, ale chciałem czuć się potrzebny – dodał w rozmowie z Jakubem Kręcidło.
Narsingh czeka na oficjalny debiut w zielono-niebiesko-czerwonych barwach. Pierwsza okazja dziś w spotkaniu z Wartą Poznań. Jak sam mówił, nie jest gotowy na cały mecz, ale niewykluczone, że pojawi się z ławki rezerwowych. Z klubu słyszymy, że jest szansa, że znajdzie się w kadrze meczowej na spotkanie z Zielonymi.
Jakub Kowalikowski