Przejdź do treści
Dla kogo Złota Piłka? Dusza elektora

Ligi w Europie Świat

Dla kogo Złota Piłka? Dusza elektora

Jest ich trzydziestu – trzydziestu wspaniałych – ale nagrodę dostanie tylko jeden. Kogo ogłosi zwycięzcą „France Football”? Tym razem elekcja wzbudza niezwykłe emocje, bo nie ma zdecydowanego faworyta.
Włoska prasa kilka tygodni temu poinformowała, że Cristiano Ronaldo po raz kolejny wygra Złotą Piłkę. Wszystko jednak wskazuje na to, że Portugalczyk będzie musiał ustąpić miejsca komuś z dwójki Leo Messi – Virgil van Dijk


Spróbujmy przyjrzeć się na chłodno, kto i czym zapracował sobie na najważniejszy indywidualny laur w futbolu. Nie unikniemy także wycieczek w głąb dusz i umysłów 180 elektorów – dziennikarzy piłkarskich z tyluż krajów na świecie. 
W historii futbolu zdarzało się, że Złotą Piłkę dostawali zawodnicy, którzy okazywali swą wyższość w bardzo różny sposób, triumfowali na bardzo różnych polach. Nie ma kryterium, które dla elektorów wybijałoby się zdecydowanie ponad inne, choć oczywiście każdy kibic ma w tym temacie swoją teorię. Przez całe dziesięć lat, od 2008 do 2017, nagrodę zgarniali na zmianę tylko Leo Messi i Cristiano Ronaldo, więc można było sądzić, iż dopóki kopią oni piłkę, nikt inny nie ma szans. Jednak zeszłoroczny triumf Luki Modricia ową epokę zakończył, a stało się to oczywiście także w związku z odseparowaniem się w 2016 roku elekcji „FF” od wyborów FIFA, czyli wykluczeniem z grona głosujących wielu osób pełniących ważne stanowiska, ale nie śledzących uważnie futbolowych wydarzeń. 

Ktoś z Liverpoolu?

Co dwa lata wiele osób typuje na głównego laureata gwiazdę finałów mistrzostw świata albo Europy. Jednak akurat jesteśmy w roku nieparzystym, kiedy żaden z tych turniejów nie został skonkludowany. Copa America, która i owszem się w 2019 odbyła, ma znaczenie o wiele mniejsze, liczy się ewentualnie tylko jako czynnik dodatkowy; kto wie, czy większej roli nie odegrają Liga Narodów i Puchar Narodów Afryki – o czym dalej. Najbardziej oczywistą sprawą jest więc otrzymanie nagrody przez najlepszego napastnika zespołu, który wygrał Ligę Mistrzów. Gdyby ta zasada miała zadecydować i dziś, gdyby elektorzy nią postanowili się kierować – niekoniecznie umieszczając spełniającego owo kryterium zawodnika na pierwszym miejscu swych list, ale za każdym razem plasując go w piątce – zapewne wzrosłyby szanse Mohameda Salaha. Jednak każdy, kto na co dzień i nie od dziś interesuje się piłką, doskonale wie, że Egipcjanin lepiej grał w roku 2018, kiedy jednak The Reds byli zaledwie finalistą Ligi Mistrzów. Niektórym mogą się te dwa lata pomylić, albo zlać, natomiast większość ekspertów raczej dostrzeże pewną wewnętrzną sprzeczność w obsypywaniu laurami tego zawodnika właśnie teraz.

Mohamed Salah zdecydowanie lepszy miał rok 2018 niż 2019

Ponadto nawet w obrębie formacji ataku triumfatora Ligi Mistrzów Salah ma rywali. Nominowani są też Roberto Firmino oraz Sadio Mane – wicemistrz Afryki i wicekról strzelców tego turnieju. O ile na Brazylijczyka raczej mało kto zagłosuje (a niesłusznie – o czym jeszcze powiemy), o tyle wielu elektorów długo będzie rozpatrywać, kto z duetu SalahMane był lepszy w 2019 roku. Salah w wiosennej fazie poprzedniej edycji Champions strzelił tylko dwa gole, z czego jednego w finale, ale z rzutu karnego. Dołożył trzy trafienia w pierwszych czterech kolejkach aktualnej edycji imprezy (głosowanie Złotej Piłki zostało zakończone 9 listopada, po czterech kolejkach LM). Mane wiosną trafił trzykrotnie, ale po raz ostatni w ćwierćfinale, teraz zaś zdobył dwie bramki. Żadna z tych kandydatur nie jest więc potężna, nie musi zostać uwzględniona, z nieobecności jednego bądź drugiego, a nawet obu, każdy elektor łatwo się wytłumaczy. Po uwzględnieniu dodatkowo faktu, że jeśli jeden, to nie drugi, szanse Salaha i Mane na Złotą Piłkę, a nawet miejsce na podium, stają się iluzoryczne. Zwolennicy graczy z Afryki mogą tylko liczyć, że elektorzy uświadomią sobie fakt, iż Salah i Mane zostali, wraz z Pierre-Emerickiem Aubameyangiem z Arsenalu, współkrólami strzelców Premier League w sezonie 2018-19. Gdyby ktoś miał to uwzględniać, to oczywiście wniknie w zagadnienie i dostrzeże fakt, że Salah z 22 goli tylko 9 strzelił wiosną, zaś Mane aż 14. Gabończykowi natomiast (wiosną dziewięć trafień w lidze) można policzyć sześć wiosennych goli w Lidze Europy, w tym hat-trick w półfinale z Valencią. Jednak trofeum padło łupem nie Arsenalu, a Chelsea. 

Jeśli nie najlepszy napastnik triumfatora najważniejszej imprezy, to może najlepszy, najbardziej zasłużony dla zdobycia trofeum gracz innej formacji? Z pomocników Liverpoolu na liście nominowanych jest tylko Georginio Wijnaldum, ale on nie ma szans, gdyż ani jest wielkim piłkarzem, ani nikt nie zajął się zrobieniem mu odpowiedniego PR-u. Tymczasem patrząc na bramkowe fakty, należałoby go uwzględnić. Liga Mistrzów 2018-19? Dwa gole w najtrudniejszym i najbardziej pamiętnym meczu The Reds, z Barceloną na Anfield. Reprezentacja Holandii? Pięć goli w sześciu meczach eliminacji ME 2020 (hat-trick z Estonią był po zakończeniu głosowania) i status lidera zespołu. Nie jest to mało, jednak… za mało.

Pozostają zatem obrońcy i bramkarz. Przyznanie Złotej Piłki defensorowi triumfatora byłoby niewyobrażalne, gdyby nie precedens z roku 2006, kiedy otrzymał ją stoper mistrzów świata Fabio Cannavaro. A rola Virgila van Dijka w zespole Juergena Kloppa była jeszcze większa i ważniejsza, niż Cannavaro u Marcello Lippiego. Przez całą wiosnę Holender grał rewelacyjnie, jego dzieła, jeśli wolno się tak wyrazić, trafiły pod strzechy, czyli zachwycali się nimi także najbardziej niedzielni kibice. Powstał wokół tego defensora wielki szum, oglądało się mecze dla niego. Wybór Van Dijka byłby wyborem bardzo sprawiedliwym, który nie oburzyłby żadnego zagorzałego fana futbolu, bo trudno spotkać się z opinią, że reprezentant Oranje jest przereklamowany. Jesienią gra mniej spektakularnie, ale dominacja The Reds w Premier League jest bardzo wyraźna i idzie także na jego konto. Gigantyczna klasa prawego obrońcy Trenta Alexandra-Arnolda jeszcze nie została powszechnie uznana. Są natomiast dziennikarze i eksperci prowadzący kampanię na rzecz nagrodzenia bramkarza Alissona Beckera. I trzeba rzec, że nie byłoby żadnym przypałem uznanie właśnie jego za Piłkarza Roku. Bronił bowiem wiosną nieziemsko, a latem wygrał Copa America. Gdyby elektorzy chcieli koncentrować się na trofeach, ten ostatni czynnik mógłby stać się języczkiem u wagi. 

Alisson Becker miał kapitalny rok. Ilu elektorów oddało głos na brazylijskiego golkipera?

Jeśli Złotą Piłkę zdobędzie ktoś spoza Liverpoolu, to głównie dlatego, że wielu głosujących uzna, iż Alisson i Van Dijk w piątce to jednak przesada i umieszczą na liście tylko jednego. Zadziała ten sam mechanizm, co w przypadku Salaha i Mane, a patrząc globalnie, może on się nawet spotęgować, czyli zwycięzca pierwszej półfinałowej liverpoolskiej pary, w finale o miejsce w piątce zmierzy się w umyśle elektora z wygranym drugich zmagań. Głosy na członka zwycięskiego w Lidze Mistrzów teamu rozstrzelą się na cztery nazwiska.

Szczerze mówiąc, sprawiedliwie by było, gdyby wybory zdobywcy Złotej Piłki odbywały się w dwóch turach. Wtedy w drugiej możnaby głosować tylko na jednego z pięciu zawodników z najwyższą liczbą punktów po turze pierwszej. I zwycięstwo gracza The Reds, który wygrałby wewnętrzne „prawybory”, byłoby o wiele bardziej prawdopodobne.

Któryś z trzech tenorów?

Jest zatem wielce prawdopodobne, że najwyżej oceniony zawodnik triumfatora Ligi Mistrzów nie tylko nie zdobędzie Złotej Piłki, ale też znajdzie się poza podium. Elektorzy mają bowiem do dyspozycji trzech wielkich gwiazdorów światowego futbolu pozbawionych konkurencji nie tylko we własnym klubie, ale nawet we własnej lidze. Każdego należałoby przynajmniej umieścić w pierwszej trójce. 

Istotnym kryterium wyboru w wielu dotychczasowych edycjach Złotej Piłki był także dorobek bramkowy danego, wybitnego napastnika. Tytuł króla strzelców jednej z najmocniejszych lig, zwłaszcza w połączeniu z tytułem jej mistrza i wzmocniony Złotym Butem, to mocny i niepodważalny atut. Wszak wielu piłkarzy i trenerów podkreśla, że liga jest najważniejsza, a laury w niej wywalczone najbardziej drogocenne, gdyż ich zdobycie, w odróżnieniu od pucharów, wymaga długotrwałego wysiłku i stabilizacji na bardzo wysokim poziomie. Że zaś najmocniejsze ligi są obecnie dwie, a w angielskiej tytułem króla snajperów, z mało imponującym zresztą urobkiem, podzieliło się trzech zawodników, rosną szanse El Pichichi i zarazem zdobywcy Złotego Buta. To oczywiście Leo Messi, który w Primera Division uskładał aż 36 goli, z czego 21 od stycznia do maja. Jakby tego było mało, został także królem strzelców Ligi Mistrzów z dwunastoma golami, z których sześć wbił w fazie pucharowej. No i jak tu rzucić kamieniem w elektora, który zlekceważy końcowe niepowodzenie Messiego w Lidze Mistrzów i Copa America oraz słaby start do sezonu 2019-20 (29 października przełamany fenomenalnym meczem z Realem Valladolid) i tak czy owak wytypuje jego? 

Messi wygrywa zresztą także w innej kategorii: piłkarza, który w swych najlepszych meczach w danym roku sprawił najwięcej radości miłośnikom wyrafinowanego futbolu, wzniósł się na najwyższy poziom futbolowego artyzmu. Pod tym względem jest zresztą bezkonkurencyjny od lat i stosowaniu tego kryterium współzawdzięcza swoje pięć Złotych Piłek. 

Leo Messi – zdaniem hiszpańskiej prasy – jest głównym faworytem do Złotej Piłki

Cristiano Ronaldo także dzięki niemu ma tak bogatą gablotę, z tym że tu bardziej niż o artyzmie należy mówić o atletyzmie. Kilka tygodni temu gruchnęła plotka, że Cristiano wygrał i tym razem, bo reporterzy „FF” już byli u niego, by przygotować okolicznościowy materiał. Jednak trudno w to uwierzyć, to musiała być jakaś fałszywka. Cristiano jest wiecznym kandydatem do Złotej Piłki, zawsze należy oceniać jego szanse wysoko. Jednak jego zwycięstwo akurat teraz byłoby mimo wszystko niespodzianką. Na niwie klubowej miał bowiem średnio udany rok. Został wprawdzie mistrzem Włoch, ale Juve i bez niego wygrywało uprzednio siedem razy z rzędu, natomiast nie przypilnował Ligi Mistrzów, choć jego hat-trick w rewanżowym meczu 1/8 finału z Atletico był jednym z najbardziej spektakularnych jej momentów. W Serie A tytułu króla strzelców także nie wywalczył, ustępując takim graczom jak Fabio Quagliarella, Krzysztof Piątek czy Duvan Zapata – niczego nie ujmując Pionie i dwóm pozostałym – trochę jednak wstyd. 

Oprócz hat-tricka z Los Colchoneros na korzyść CR7 mogą zatem przemawiać tylko jego przewagi reprezentacyjne. A są one niewątpliwe. Z drużyną narodową wygrał Ligę Narodów, strzelając trzy gole Szwajcarii w półfinale, a w eliminacjach ME ma siedem trafień w sześciu meczach. Jeśliby miała decydować liczba triumfów z zespołem nieuwzględniająca marginalnych jednak wewnątrzkrajowych pucharów, to rywalizacja o Złotą Piłkę powinna się rozstrzygnąć między nim a Alissonem… albo Roberto Firmino. Alisson bowiem w meczu o Superpuchar Europy nie wystąpił, natomiast Firmino i owszem, więc jako jedyny ma prestiżowego hat-tricka: Liga Mistrzów, Copa America oraz Superpuchar Europy.

Tak jak triumf Cannavaro w 2006 roku pokazuje, że z obrońcami też należy się liczyć, gdyż mają swój urok, tak z kolei zwycięstwo Marco van Bastena w roku 1992 dowodzi, iż nie można lekceważyć szans bohaterów jesieni. Niemal wszystko, co napisaliśmy powyżej o przewagach poszczególnych zawodników, dotyczy wiosny bieżącego roku, który przecież ma dwie połowy. Ta druga oczywiście odgrywa mniejszą rolę w wyborach, bo wtedy tylko dzieła się rozpoczyna, zaś najważniejsze jest przecież to, jak się je skończy. Ale oto w owym 1992 roku, naznaczonym zwycięstwem Danii w finałach mistrzostw Europy i Barcelony w Lidze Mistrzów, 24 listopada zdarzył się w kolejnej edycji tej imprezy mecz AC Milan – IFK Goeteborg. Gospodarze wygrali 4:0, wszystkie gole strzelił dla nich fenomenalny, ale w wieku 28 lat mający już szczyt za sobą Marco van Basten. Owszem, był mistrzem Włoch i królem strzelców Serie A, ale gdyby nie tamten listopadowy wyczyn, raczej nie zdobyłby trzeciej w karierze Złotej Piłki, za to dwie miałby w dorobku Christo Stoiczkow – najlepszy napastnik triumfatora Ligi Mistrzów. 

Dziś w identycznej sytuacji jak w 1992 roku Van Basten jest nasz Robert Lewandowski. Też został mistrzem kraju, dodatkowo zdobywając Puchar Niemiec, też wygrał tytuł króla strzelców – zresztą obu tych imprez. I to właśnie on jest największym bohaterem jesieni. Strzela gole w kolejnych meczach Bayernu, bijąc rozmaite rekordy, jest w czołówce klasyfikacji Złotego Buta, wprowadził Polskę do finałów ME, zachwyca się nim cały świat. Każdy kolejny popis Lewego zwiększał jego szanse na znalezienie się w piątce dziennikarza z danego kraju. Jeśli wszyscy uznają, że bohatera jesieni nie może zabraknąć w zestawieniu, to kto wie, czym to się może skończyć? 

Robert Lewandowski jest najlepszym zawodnikiem jesieni w całej Europie. Ilu elektorów umieściło go w pierwszej piątce?

Atak z głębi pola

A może powinniśmy mówić o czterech tenorach, zamiast o trzech? Tym czwartym byłby w takiej sytuacji oczywiście Kylian Mbappe, król strzelców francuskiej Ligue 1 za sezon 2018-19 (33 gole, z czego 20 w 2019 roku) i w tej chwili kandydat numer jeden na następcę Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Od czasu do czasu pojawia się presja na to, by promować, na wyrost doceniać jakiegoś młodego zawodnika ze względu na jego wielki talent i z powodu zmęczenia starymi herosami. Miłośnicy Złotej Piłki podpowiadają, że kiedyś zdarzył się precedens tłumaczący ewentualne miejsce Mbappe na podium tegorocznej edycji plebiscytu: była to mianowicie trzecia pozycja Michela Platiniego w roku 1977, mocno wtedy przesadzona. Jeśli miała się stać ona dlań ostrogą, to zadziałała świetnie, bo potem ten zawodnik zdobył przecież Złotą Piłkę trzykrotnie, choć pierwszy raz dopiero w 1983 roku. Inna rzecz, że Mbappe już przed rokiem zajął czwarte miejsce, może nawet za niskie, ale to było po mundialu. 

Wśród trzydziestu nominowanych są też trzej zawodnicy będący absolutnymi odkryciami minionego roku. A każdy elektor zawsze ma pokusę, by wstawić na swoją listę jednego takiego piłkarza, co ma dowieść, iż śledzi uważnie futbolowe wydarzenia i nie nominuje za nazwiska i dawne triumfy. Tymi facetami są oczywiście gracze Ajaksu: Frenkie de Jong, Matthijs de Ligt i Donny van de Beek. Ten trzeci zbierze zapewne mniej głosów, ale też przyczyni się do faktu, że bratobójcza walka wykluczy zawodnika Ajaksu z końcowej rozgrywki o miejsce w ścisłej czołówce, tym bardziej że czwarty gracz mistrza i zdobywcy Pucharu Holandii Dusan Tadić, współkról strzelców Eredivisie, też znajdzie zwolenników.

Nie ma natomiast tym razem szansy, by wygrał albo stanął na podium piłkarz wicemistrza – w tym przypadku przegranego finalisty Ligi Mistrzów. Casus triumfu Modricia w roku 2018 będziemy przywoływać przy kolejnych okazjach. Oczywiście w trzydziestce są reprezentanci Tottenhamu: Hueng-min Son oraz Hugo Lloris, jednak żaden z nich nie jest wyrazistą postacią. 

Trzeba się też liczyć z tym, że wiele elektorów choćby dla zasady umieści w swojej piątce przedstawiciela mistrza Anglii. Nie będzie to zresztą działaniem na siłę, bo trzech z pięciu nominowanych: Kevin De Bruyne, Raheem Sterling i Bernardo Silva grało zachwycająco, na poziomie Messiego, Van Dijka, Cristiano Ronaldo, Lewandowskiego, a czwarty, Kun Aguero, niewiele gorzej. Sterling załadował hat-tricka w finale FA Cup. Wszyscy po prostu zasługują na to, by być w piątce najlepszych piłkarzy świata w 2019 roku; jeśli ktoś z kibiców jest w którymś z nich zakochany, nie jest to miłość osobliwa, tylko jak najbardziej zrozumiała. I znów efekt kumulacji punktów za niższe miejsca na listach może być zaskakujący, ale z drugiej strony fakt, że jest ich tylu do wyboru, działa na niekorzyść graczy z Etihad. Ponadto elektorzy afrykańscy zapewne będą głosować na tego piątego – Riyada Mahreza, który oprócz mistrzostwa Anglii z MC został z reprezentacją Algierii triumfatorem Pucharu Narodów Afryki. A może to właśnie Mahrez okaże się czarnym koniem rywalizacji? Jeśli poprze go cały kontynent, czemuż nie miałoby to dać mu miejsca w pierwszej piątce lub trójce?

Riyad Mahrez zdobył mistrzostwo Anglii i mistrzostwo Afryki

Listę nominowanych graczy, za którymi stoją konkretne sukcesy, zamyka triumfator Ligi Europy z Chelsea, Eden Hazard. Całkowicie nieudana jesień zapewne zabierze temu zawodnikowi bardzo wiele głosów. 

Pojedyncze głosy

Zostało jeszcze sześciu zawodników, na których zagłosują tylko ich zadeklarowani wielbiciele, kierujący się osobistymi sympatiami czy też zwykłą, niemierzalną żadnymi statystykami urodą gry. W przypadku obrońcy Napoli Kalidou Koulibaly’ego jest to zresztą raczej skuteczność niż uroda. 

Marc-Andre ter Stegen z Barcelony fruwał istotnie pięknie przez cały rok, ale Trofeo Zamora zdobył jednak Jan Oblak, którego na liście nominowanych brakuje. Karim Benzema strzelił dla Realu wiele goli, uratował wiele punktów i grał urodziwie, ale zespół był w rozsypce. Antoine Griezmann nie powinien znaleźć się na liście nominowanych, ale wiadomo – jest Francuzem, a ci zawsze mają w plebiscycie „FF” delikatne fory. Stoper PSG Marquinhos też ceniony jest wyłącznie na lokalnym, francuskim rynku, choć oczywiście wygrał Copa America. Joao Felix dostał nominację na zachętę, jako dowód otwarcia francuskiego magazynu na nowe twarze. 

Może najsprawiedliwiej byłoby nie ogłaszać zwycięzcy w tym roku, tylko przyznać, dajmy na to, pięć drugich miejsc? Ale takich jaj nie ma, ktoś wygrać musi. Nie będziemy pisać, kto wygrać powinien. Niech każdy sam wyciągnie końcowy wniosek z powyższych rozważań.

LESZEK ORŁOWSKI

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 45/2019)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024