Diabelskie dojrzewanie Lingarda
Nie ma chyba w całej Premier League drugiego tak bardzo krytykowanego i wyśmiewanego piłkarza jak Jesse Lingard.
Wydawać by się mogło, że status reprezentanta Anglii i gra w tak wielkim klubie jak Manchester United do czegoś zobowiązują. Tymczasem Lingard wspiął się ponad miarę i nie był w stanie sprostać oczekiwaniom związanym ze swoją pozycją. Rok 2019 przelał czarę goryczy.
W trakcie dwunastu poprzednich miesięcy rozegrał 41 meczów, zdobywając w nich dwa gole i zapisując dwie asysty przy trafieniach kolegów. Cały dorobek Anglika zamyka się więc w marnych czterech punktach klasyfikacji kanadyjskiej, ale trzeba zaznaczyć, że udało mu się go zgromadzić poza rozgrywkami ligowymi. W 28 ligowych spotkaniach nie pomógł swojej drużynie w żaden dający się zmierzyć, czy sklasyfikować sposób. Poważne obniżenie lotów i katastrofalne statystyki spowodowały, że Anglik nie tylko coraz częściej był wyśmiewany i krytykowany przez kibiców oraz dziennikarzy, z tym w końcu można sobie poradzić, ale jego upadek miał przełożenie także na pogorszenie pozycji w reprezentacji. Gareth Southgate zdecydował, że tak Lingard, jak i Dele Alli z Tottenhamu, nie zostaną powołani na mecze z Czechami i Bułgarią, co w okresie ściśle poprzedzającym wielką imprezę piłkarską nie jest dobrą wiadomością dla żadnego zawodnika. Alli wziął się w końcu do pracy, czego efekty od razu widać na boisku, w przypadku jego kolegi z Old Trafford sytuacja nie jest już tak oczywista.
Nigdy nie był piłkarzem wybitnym i nawet, kiedy grał swój najlepszy futbol, nie można było o nim powiedzieć jako o postaci wiodącej w Manchesterze United. Dopóki jednak stały za nim jakiekolwiek liczby, przymykano oko i cieszono się, że klub może pochwalić się wychowankiem, produktem swojej akademii, tak jak to bywało w latach 90. Kiedy 27-latek przestał strzelać i asystować, a do tego zaczęło być o nim coraz głośniej z powodu kolejnych wybryków w mediach społecznościowych, wtedy karta zaczęła się odwracać.
Nawet początkujący specjalista od spraw dotyczących zarządzania wizerunkiem powie, że na Twitterze, Instagramie, Facebooku czy innych serwisach należy poruszać się umiejętnie, a jeśli nie ma się do tego głowy, trzeba dać zarobić profesjonaliście. Lingard, którego obserwatorzy liczeni są w milionach, uznał, że jest kowalem własnego losu, a jego działalność w social mediach przypominała zachowanie słonia w składzie porcelany. Afera za aferą, jeden pożar został ugaszony, a już paliło się w innym miejscu. Tak było m.in. wtedy, gdy Anglik wyjechał wraz z przyjaciółmi do Stanów Zjednoczonych, gdzie rezydował w jednym z hoteli w Miami. Zabawa była tak dobra, że piłkarz postanowił wrzucić do sieci dokumentujący ją dość kompromitujący film.
W ostrych słowach młodszego kolegę skrytykował były obrońca Czerwonych Diabłów, Gary Neville. – Nie uważam, by Jesse był alkoholikiem. Uwierzcie mi, dwadzieścia lat temu wakacje wiązałyby się z dawaniem w palnik przez cztery tygodnie. Co więc jest gorsze? Żartobliwy, a nawet głupi post, czy picie na umór przez miesiąc? – powiedział na antenie Sky Sports. – Lingard jako piłkarz musi sobie jednak zadać ważne pytania przed wrzuceniem czegoś takiego do sieci. Czy to mu pomoże? Czy zostanie pozytywnie odebrane przez trenera? Czy zmieni nastawienie ludzi względem niego? Czy pozwoli mu zarobić? Jeśli odpowiedź na chociaż jedno z nich będzie negatywna, to prawdopodobnie nie należy tego robić.
To jednak wciąż tylko jedna strona medalu. Niewielu bowiem jeszcze do niedawna zdawało sobie sprawę z tego, że Lingard miał w ostatnim czasie poważne problemy natury osobistej. Sprawa była długo utrzymywana w tajemnicy i chroniona przed dziennikarzami, jednak mleko w końcu się rozlało, a sam zainteresowany uznał, że nadszedł już czas na wyjawienie prawdy.
O co dokładnie chodzi? Jak się okazało, ubiegły rok był dla piłkarza United ciężki nie tylko ze względu na słabą formę i odstawienie na bocznicę przez selekcjonera, ale także, a może przede wszystkim z powodu poważnej choroby jego mamy Kristy. Ta nie była zdolna, by opiekować się swoimi pozostałymi dziećmi i to właśnie Jesse musiał wziąć na swoje barki ciężar zajmowania się rodzeństwem. To on jest od miesięcy odpowiedzialny za 11-letnią siostrę Daisy-Boo, a także trzy lata starszego brata Jaspera. Chłopiec tak źle znosił chorobę matki, że musiał się przeprowadzić do domu brata. W całym tym rozgardiaszu należy pamiętać, że Lingard ma również swoją córeczkę, która niedawno ukończyła rok, a gdy głowę zajmuje ci tak wiele spraw, to nic dziwnego, że zaczyna w niej brakować miejsca na futbol. – Wiem, że nie grałem dobrze, ale co innego zaprzątało mi głowę. Długo to ukrywałem, ale doszedłem w końcu do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie szczerość. To było jak zrzucenie sporego ciężaru z serca – powiedział w rozmowie z „Daily Mail”. – Jako mężczyzna muszę wziąć odpowiedzialność za pewne sprawy i być wsparciem dla najbliższych. Teraz chciałbym wrócić do odpowiedniej formy.
Lingard przyznał również, że otrzymał ogromne wsparcie od Ole Gunnara Solskjaera. – Trener mówił do mnie za każdym razem, gdy wychodziłem na boisko, żebym się uśmiechnął i cieszył grą. To mnie natchnęło. Powiedział mi, że wszystko będzie dobrze i wydaje mi się, że tego właśnie potrzebowałem.
Czy Anglikowi uda się wrócić na właściwe tory? Czasu ma niewiele. Druga część sezonu może się bowiem okazać kluczowa nie tylko dla jego powołania na Euro 2020, ale także dla przyszłości w Manchesterze United.
GRZEGORZ GARBACIK
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 3/2020)