Przejdź do treści
Czy reprezentacji Polski grozi przesilenie?

Polska Reprezentacja Polski

Czy reprezentacji Polski grozi przesilenie?

Czyżby sytuacja w reprezentacji Polski dojrzała do zmian? Zbigniew Boniek robi co prawda dobrą minę do złej gry, ale widać, że zbliżamy się powoli do przesilenia, którego konsekwencje mogą być nieobliczalne.


Czy sytuacja w reprezentacji dojrzała do zmian? (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)


Niedzielne spotkanie z Włochami było już 23, w którym Jerzy Brzęczek poprowadził reprezentację. Od lata 2018 roku odniósł on w roli selekcjonera dwanaście zwycięstw, pięć meczów zremisował i doznał sześciu porażek. Jego drużyna awansowała na mistrzostwa Europy i utrzymała się w Dywizji A Ligi Narodów, jednak mimo tego, coraz głośniej mówi się o tym, że w obecnej formule kadrę nie czeka nic dobrego.

Wymowne milczenie

Starcie w Reggio Emilia najlepiej podsumował Robert Lewandowski, który na pytanie o to jaki był pomysł selekcjonera na Włochów, milczał przez osiem sekund. Jego reakcja przed kamerą była dość zgodna z tym, co oglądaliśmy, a właściwie czego nie widzieliśmy na boisku. Nasz zespół nie miał bowiem żadnej koncepcji na to jak postawić się wyżej notowanemu rywalowi i przystąpił do gry z pozycji europejskiego outsidera pokroju Wysp Owczych czy Andory.

Potwierdził to zresztą Kamil Glik, który najpierw zaczął opowiadać jakieś tajemnicze rzeczy o tym, jakoby reprezentacja została sprowadzona na ziemię, a następnie dodał, że Polska to tak naprawdę średnia drużyna, która przy sprzyjających wiatrach może poprzeszkadzać nieco przeciwnikom w nieco wyższej półki, ale to wszystko. – Jesteśmy średnią drużyną, która przy dobrym przygotowaniu mentalnym może napsuć krwi każdemu – powiedział.


Podstawowym pytaniem w obliczu słów naszego obrońcy jest to, o co tak naprawdę chodziło mu z tymi „rozgrzanymi głowami”? Po czym nasi piłkarze mieli – co zresztą potwierdził Zbigniew Boniek – być sprowadzani na ziemię? Po wysokiej wygranej w sparingu z trzecim garniturem Finlandii, czy niezwykle szczęśliwym zwycięstwem z Ukrainą, która robiła co tylko w jej mocy, by nie wywieźć z Chorzowa dobrego wyniku? A może po ograniu Bośni i Hercegowiny? Jeśli tak, to trzeba pogratulować dobrego samopoczucia. Kilka niezłych meczów sprawiło, że biało-czerwoni poczuli się na tyle silni, by trzeba było lodu na obniżenie temperatury, podczas gdy wszyscy dookoła dostrzegali jedynie symptomy czegoś lepszego i po dwóch latach zaczęli spoglądać na reprezentację z umiarkowanym, ale nadal ostrożnym optymizmem.

Niczym petenci

Fakty mówią jednak same ze siebie. O ile w starciach z rywalami z niższej półki, lub takimi, którzy znajdują się na podobnym poziomie, Polacy sobie radzą i potrafią powalczyć, tak wystarczy nieco mocniejszy przeciwnik, by wszystkie niedostatki i brak wykorzystania potencjału naszych piłkarzy został całkowicie obnażony.

Podczas kadencji Jerzego Brzęczka rozegraliśmy z mocnymi europejskimi firmami siedem spotkań. Czterokrotnie mierzyliśmy się z Włochami, dwukrotnie z Portugalczykami i raz z Holendrami. Nie wygraliśmy ani jednego takiego meczu, a najlepiej przeciwko mocnemu rywalowi wypadliśmy… w pierwszym meczu selekcjonera. 

Pierwsza połowa z Włochami w Bolonii do tej pory jest zresztą określana jako najlepszy moment kadry za kadencji Brzęczka, ale warto przypomnieć, że była to jeszcze drużyna przygotowana przez Adama Nawałkę, natomiast Azzurich znajdowali się na etapie wielkiej przebudowy i w niczym nie przypominali zespołu, który stworzył Roberto Mancini, a który mimo sporych osłabień niemal „wdeptał” Polaków w murawę w Reggio Emilia.

Szczególnie martwią dwa ostatnie mecze naszej reprezentacji przeciwko mocarzom. Z Holandią selekcjoner chciał wypróbować – tak przynajmniej tłumaczył –  ultradefensywny wariant, który nie zdała egzaminu. Przeciwko Włochom było jeszcze gorzej. Przegraliśmy na każdym froncie, a liczby z tego meczu bardziej przypominały te ze starcia mistrzów świata z drużyną drugiej setki rankingu FIFA.

Szczególnie mocno kontrastuje to z wynikami takich drużyn jak Ukraina (w swoim normalnym, a nie przetrzebionym koronawirusem składzie), czy Szwajcaria. To właśnie do nich powinniśmy równać, a tymczasem pod względem atrakcyjności piłki i pomysłu na grę dzieli nas od nich sporo. 

Ferment

Wspomniany Zbigniew Boniek odżegnuje się od idei zmiany trenera, chociaż nie wiadomo, czy to samo będzie mówił po meczu z Holandią. Wynik w nim wcale nie będzie najważniejszy, ale jeśli ponownie zobaczymy na boisku bezradny zespół i piłkarzy, którzy nie wiedzą co robić, to sytuacja powinna nie tylko dać do myślenia, ale być może skłonić do działania. 

Lampka alarmowa już się zapaliła, a warto pamiętać, że po spotkaniu w Chorzowie czekają nas wiosenne starcia w eliminacjach mistrzostw świata, a następnie finału EURO 2020. Jeśli do zmian ma dojść, to właśnie teraz, ponieważ za kilka miesięcy będzie już po prostu za późno. Tymczasem dla Roberta Lewandowskiego i kilku jego kolegów zbliżające się mistrzostwa Europy będą turniejem docelowym. Warto by na nim wystąpili w roli drużyny, która nie hołduje minimalizmowi. 



Grzegorz Garbacik


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024