Czy Przybyłko powinien dostać powołanie?
Kacper Przybyłko robi furorę na boiskach Major League Soccer, ale Jerzy Brzęczek zdaje się zupełnie tego nie zauważać. Napastnik Philadelphia Union zrobił wiele, aby zasłużyć na powołanie – teraz ruch należy do selekcjonera.
MLS cieszy się w Polsce niezasłużenie kiepską opinią i to pomimo faktu, że trafia do niej coraz więcej piłkarzy o znanych z naszych boisk nazwiskach. Nie brakuje opinii, że jest gorsza nawet od Ekstraklasy, chociaż po pierwsze – to za ocean emigrują czołowi strzelcy polskiej ligi, a nie w przeciwnym kierunku, a po drugie – żadnego polskiego klubu nie stać na wyróżniających się zawodników z lig południowoamerykańskich, nie wspominając o Higuainie, Matuidim, Veli, czy Ibrahimoviciu.
Od zera do bohatera
Prawda jest taka, piłkarski podbój Ameryki, choć niektórym wydaje się łatwy do zrealizowania, jakoś naszym asom niespecjalnie wychodzi. W 1998 roku Chicago Fire zdobyło mistrzostwo z trzema Polakami w składzie, ale tylko Piotr Nowak zapracował na status gwiazdy ligi i niedawno (zasłużenie) został wybrany do dwudziestki wszech czasów. Później próbowało wielu, w tym piłkarze o takich nazwiskach i dorobku jak Andrzej Juskowiak czy Tomasz Frankowski, ale z reguły kończyło się to nie najlepiej. Drugim polskim piłkarzem po Nowaku, który autentycznie robi karierę w MLS – aż 20 lat później – został Kacper Przybyłko. Za oceanem gra obecnie pięciu naszych rodaków, ale tylko on ma taki status. I to w drugim sezonie z rzędu!
Jerzy Brzęczek w ubiegłym roku z przekąsem wypowiadał się o MLS, ale mimo wszystko powołuje grającego w niej Przemysława Frankowskiego, który pierwszy sezon miał przeciętny (31 meczów, 5 goli, 9 asyst, brak awansu do play-offów), a obecny już zdecydowanie słaby (11 meczów, 0 goli i 0 asyst, obecnie leczy kontuzję). Niedawno planował sprawdzić w spotkaniach z Holandią i Bośnią i Hercegowiną Adama Buksę, który ma spore problemy w New England, gdzie ostatnio przegrywał rywalizację z Tealem Bunburym i zaczynał mecze na ławce rezerwowych. Na niej najczęściej zasiada również Jarosław Niezgoda, który w Portland Timbers głównie wchodzi na zmiany. Przemysław Tytoń – reprezentant Polski za czasów Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika – czasem gra w Cincinnati, czasem nie. Z całej tej grupy tylko jedno nazwisko nie było nigdy wymieniane w kontekście reprezentacji Polski. Nazwisko zawodnika, który w przeciwieństwie do wymienionej powyżej czwórki akurat robi karierę z amerykańskim rozmachem – od zera do bohatera.
Przyćmiony Higuain
Dokładnie dwa lata temu Przybyłko wylądował na testach w Philadelphia Union jako 25-latek z traumą po ciężkiej kontuzji i nieudanym pobycie w Kaiserslautern – bez żadnych gwarancji czy choćby obietnicy kontraktu. Zaczynał od satelickiej drużyny, czyli Bethlehem Steel. Tam jako piłkarz narodził się na nowo. – Trafił tutaj jako inwestycja obarczona niewielkim ryzykiem, a okazał się najlepszym interesem w historii klubu – pisał niedawno lokalny dziennik „Delco Times”.
– Po tym jak lekarze spaprali mi operację w Niemczech, obawiałem się, że będę musiał zakończyć karierę. Dostałem jednak od losu drugą szansę – mówi były zawodnik polskiej młodzieżówki.
Jego niesamowita droga na szczyt rozpoczęła się w ubiegłym roku. Przybyłko opuścił pierwszy miesiąc rozgrywek, ale później wywalczył nieoczekiwanie miejsce w podstawowym składzie Unionu i został piątym, najlepszym strzelcem ligi (26 meczów, 15 goli i 4 asysty), za plecami Ibrahimovicia i Veli.
– To nasz lider i najlepszy piłkarz. Kacper jest dla mnie jednym z najlepszych napastników w MLS. Jest także jednym z moich ulubionych zawodników. Nasza współpraca układa się znakomicie – mówił szkoleniowiec ekipy z Filadelfii, Jim Curtin. W tym sezonie Union przeszli na ustawienie z dwójką napastników i zmieniły się również zadania Polaka na boisku. Już nie jest wyłącznie ustawionym na szpicy snajperem, ale odpowiada za rozegranie piłki, wypracowywanie sytuacji kolegom. Długo czekał na pierwsze trafienie – również z powodu przerwy w rozgrywkach – ale gdy już się rozkręcił, błyskawicznie awansował do czołówki najlepszych strzelców. Po trzynastu meczach ma na koncie siedem goli i trzy asysty – w tym dwie w ostatnim, hitowym spotkaniu z Interem Miami, w którym w barwach rywali debiutował Gonzalo Higuain. To jednak nie Argentyńczyk, a skromny Polak okazał się najlepszym zawodnikiem na boisku.
– W tym sezonie gramy w ustawieniu z dwójką napastników i mam inne zadania na boisku. Mam przytrzymać piłkę z przodu, rozegrać i myślę, że wywiązuję się z tego bardzo dobrze. Zespół wygrywa, wszystko funkcjonuje jak należy – mówi Przybyłko. Union jest rewelacją sezonu, zajmuje drugie miejsce na Wschodzie z niewielką stratą do Columbus Crew. Dlaczego zatem jeszcze nie został powołany do reprezentacji Polski? On sam wypowiada się z dużą pokorą: – Szczerze? Marzenia zawsze będą. Gdyby tylko ktoś do mnie zadzwonił, zaprosił na zgrupowanie… Cały czas czekam, ale też jestem realistą.
Konkretna robota
Pozycja Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika w reprezentacji Polski nie podlega dyskusji, a w mniejszym stopniu ta uwaga zapewne dotyczy również Krzysztofa Piątka. Jednak mierzący 192 centymetry wzrostu Przybyłko wydaje się być idealnym dublerem dla Lewego – zarówno wtedy, gdy nasz najlepszy piłkarz w historii nie może przyjechać na zgrupowanie kadry oraz po to, aby zmienić go na kilka minut pod koniec meczu. Podobnie jak gwiazdor Bayernu Monachium – znakomicie radzi sobie w grze tyłem do bramki, potrafi rozegrać, wyjść na pozycję, ma instynkt, dużo widzi na boisku. Oczywiście pod względem samych umiejętności to jest zupełnie inna półka. Należy zastanowić się jednak – czy nie warto sprawdzić w kadrze zawodnika, który doskonale zdawałby sobie sprawę ze swojej roli w zespole i był kimś od zadań specjalnych, gotowym do wejścia na zmianę i „przyłożenia głowy” przy stałym fragmencie w ostatnich minutach, gdy trzeba gonić wynik albo umiejętnie przytrzymał piłkę z przodu. Reprezentacja nie potrzebuje drugiego Lewandowskiego, ale kogoś o podobnych parametrach i charakterystyce, kto mógłby odciążyć napastnika Bayernu, nie zmuszając zespołu do zmiany sposobu gry. Inteligencja boiskowa i profesjonalizm Kacpra nie podlegają najmniejszej dyskusji. Nie będzie stroił fochów, ani zagrażał pozycji liderów zespołu. Człowiek do wykonania konkretnej roboty. On to potrafi.
MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES