Czy ekstraklasa sięgnie po piłkarzy z niższych lig?
Wewnętrzny rynek transferowy w Polsce istnieje, ale od dawna nie ma się dobrze. Przeprowadzki piłkarzy pomiędzy klubami Lotto Ekstraklasy zdarzają się od święta, jeszcze rzadsze są transfery z niższych lig. Pojawiają się jednak symptomy, że przedstawiciele elity zaczną łaskawszym okiem patrzeć w dół, a nie tylko błądzić wzrokiem w kierunku zagranicy.
KONRAD WITKOWSKI
Symbolem zmiany podejścia i zwiastunem nadchodzącego trendu może okazać Juliusz Letniowski. Świetnymi występami w rundzie jesiennej (siedem goli i trzy asysty) pomocnik pierwszoligowej Bytovii Bytów zwrócił na siebie uwagę najlepszych w kraju. Kilka klubów Lotto Ekstraklasy poważnie interesowało się 20-latkiem, w końcu piłkarz – skuszony perspektywą pracy z trenerem Adamem Nawałką – zdecydował się na Lecha. Letniowski zagra więc w Poznaniu, a jego przypadek stanowi wyraźny sygnał: nawet czołowe kluby Lotto Ekstraklasy zaczynają uważniej przyglądać się niższym ligom.
IGNORANCJA CZY ZANIEDBANIE?
Co w ostatnim czasie wcale nie było codziennością. Historia z dwóch minionych lat pokazuje, że niższe ligi były przez najlepsze kluby w Polsce traktowane bez szczególnego zainteresowania, żeby nie powiedzieć: po macoszemu. Stwierdzenie, że potentaci Lotto Ekstraklasy do tej pory kompletnie ignorowali wyróżniających się piłkarzy z zaplecza, byłoby nadużyciem, jednak faktem jest, że do takich transferów nie dochodziło. Na przykład Lechia od stycznia 2017 roku nie sprowadziła ani jednego zawodnika z niższych klas rozgrywkowych (z oczywistych względów nie bierzemy pod uwagę powrotów z wypożyczeń oraz piłkarzy, którzy do pierwszej drużyny awansowali z rezerw tego samego klubu). Co prawda do Gdańska trafili grający wcześniej w Ruchu Chorzów Patryk Lipski oraz Jakub Arak, jednak w momencie podpisywania umów z Lechią obaj pozostawali bez przynależności klubowej. Również w zorientowanej na obcokrajowców bądź czołowych polskich piłkarzy polityce transferowej Legii trudno znaleźć ludzi spoza najwyższego szczebla. Na przestrzeni ostatnich 24 miesięcy przy Łazienkowskiej pojawiło się dwóch zawodników z niższych lig: Vamara Sanogo oraz Łukasz Moneta (ściągnięty z Ruchu, który właśnie spadł z Ekstraklasy – generalnie podobnych przypadków było kilka i uwzględniamy je w niniejszym zestawieniu). Obaj nie przebili się w Warszawie, lecz wciąż pozostają związani ze stołecznym klubem. W analogicznym okresie w Poznaniu zameldował się jedynie sprowadzony z trzecioligowej Polonii Środa Wielkopolska Karol Szymański, który odgrywa w Kolejorzu rolę trzeciego bramkarza. Uwzględniając dotychczasową awersję Lecha do niższych lig, wspomniany transfer Letniowskiego jawi się bardziej jako zapowiedź nowego sposobu budowania drużyny niż jednorazowa odmiana w działaniach transferowych.
Ekstraklasowi potentaci rzadko startują w wyścigu po zawodników z I bądź II ligi, ale jeśli już to zrobią, sytuacja staje się podobna do tej na boisku – są faworytami. Pod względem wysokości kontraktu oferowanego piłkarzowi nokautują bowiem biedniejszych konkurentów. Ten czynnik często bywa decydujący przy wyborze klubu.
– Wszystko zależy od dwóch kwestii: tego, co dany klub zaproponuje, oraz wartości, którymi kieruje się zawodnik. To bardzo indywidualna kwestia samego gracza, decyzja należy przecież do niego. Z priorytetami u piłkarzy bywa różnie i faktycznie pieniądze potrafią przechylić szalę. Są tacy, którzy wybierając klub, kierują się przede wszystkim wysokością kontraktu – mówi Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Wisły Płock. – Kluby z czołówki, te dysponujące wyższymi budżetami, są oczywiście w stanie zaoferować zawodnikowi lepsze możliwości finansowe. Natomiast w mniejszym klubie – jak choćby w Wiśle – są większe szanse na regularną grę, przynajmniej na początku. W Płocku staramy się to wszystko tak zrównoważyć, żeby pieniądze szły w parze z rozwojem młodego piłkarza. Zarobki mają wzrastać proporcjonalnie do postępów zawodnika – dodaje.
ŚLADEM ŚWIERCZOKA I WALUKIEWICZA
Podczas gdy bogaci gustują głównie w obcokrajowcach, biedniejsi – choć nie rezygnują ze stranierich – z większą życzliwością spoglądają na niższe ligi. Spośród klubów rywalizujących na poziomie Lotto Ekstraklasy nieprzerwanie od dwóch lat (a tylko takie bierzemy pod uwagę), najwięcej zawodników ze szczebli numer dwa, trzy i cztery zakontraktowała Arka. Szczególnie chętnie na graczy z niższych lig stawia się w Gdyni po przyjściu do klubu trenera Zbigniewa Smółki. Przykład obecnego lidera drużyny, Michała Janoty, pokazuje, że warto od czasu do czasu zajrzeć na zaplecze. Drogą Smółki i Janoty tej zimy podążył Maksymilian Banaszewski – sprowadzony ze Stali Mielec 23-letni skrzydłowy.
Na pilnym sondowaniu rozgrywek niższej rangi zyskało w ostatnim czasie również kilka innych klubów. Na zapleczu Ekstraklasy Korona Kielce znalazła duże wzmocnienia w osobach Jakuba Żubrowskiego czy Łukasza Kosakiewicza, natomiast Piast Gliwice nie powinien żałować transferu Aleksandra Jagiełły ze Znicza Pruszków. Minionego lata Śląsk odważnie ruszył na zakupy do niższych lig i trafił tam na kilku interesujących graczy – nie wiadomo jednak, czy ta polityka znajdzie kontynuację pod wodzą nowego prezesa Piotra Waśniewskiego oraz czeskiego trenera Vitezslava Lavicki.
Pogoń niebawem zarobi poważne pieniądze na sprzedaży Sebastiana Walukiewicza do Cagliari Calcio i będzie to kolejny dowód na to, że opłaca się wyszukiwać utalentowanych Polaków w nieoczywistych miejscach. Portowcy sprowadzili środkowego obrońcę z trzecioligowych rezerw Legii, choć gwoli prawdy trzeba zaznaczyć, że tuż przed przeprowadzką do Szczecina Walukiewicz występował przede wszystkim w zespole juniorów. Jakub Świerczok przechodził z GKS Tychy do Zagłębia z opinią bramkostrzelnego napastnika, ale chyba nawet szefowie lubińskiego klubu nie spodziewali się, że po zaledwie pół roku zarobią na tym piłkarzu kilkaset tysięcy euro. Przejście z I ligi do Ekstraklasy otworzyło Świerczokowi drzwi do międzynarodowego futbolu. Pomni pozytywnych doświadczeń Miedziowi z nadzieją patrzą obecnie na 20-letniego Patryka Szysza: kupiony w sierpniu ubiegłego roku z Górnika Łęczna skrzydłowy został od razu wypożyczony do macierzystego klubu, ale kilka tygodni temu skrócono jego pobyt w drugoligowcu. Do rundy wiosennej Szysz przygotowuje się już z Zagłębiem.
– Nie wiem, czy przepływ zawodników z niższych lig do Ekstraklasy można określić jako mały. Jestem ciekaw, jak wypadlibyśmy pod tym względem w porównaniu z ligami zagranicznymi, oczywiście o podobnym poziomie sportowym. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że dotychczas nie spotkałem się z problemami przy sprowadzaniu takich piłkarzy. Z każdym klubem, z którego ściągaliśmy zawodników – czy to były mniejsze firmy, czy pierwszoligowcy, jak choćby w przypadku Damiana Rasaka – potrafiliśmy znaleźć kompromis. Wiadomo, że każda ze stron zamierza zyskać jak najwięcej dla siebie, ale w gruncie rzeczy obie chcą się dogadać – mówi Masłowski. – Większość polskich klubów ogranicza niezbyt wysoki budżet. Stąd biorą się przede wszystkim transfery bezgotówkowe, czekanie na wygaśnięcie kontraktu piłkarza. Ewentualnie w grę wchodzi zapłacenie ekwiwalentu. Głównym czynnikiem blokującym transfer jest cena.
MŁODZIEŻOWIEC POTRZEBNY OD ZARAZ
13 klubów występujących w Lotto Ekstraklasie od sezonu 2016-17 do dzisiaj w ciągu dwóch lat sprowadziło z niższych lig w sumie pół setki zawodników. To daje średnią niespełna czterech piłkarzy na klub. Nie są to liczby rzucające na kolana – tym bardziej w porównaniu z napływem obcokrajowców, którzy co pół roku masowo meldują się w kadrach polskich klubów. Tylko w lecie 2018 roku do ligi trafiło ponad 40 nowych graczy z zagranicy.
– Powinniśmy dawać szansę przede wszystkim Polakom i to ich promować. Jeżeli nie ma możliwości ściągnięcia takiego zawodnika, wówczas szukamy szerzej i dlatego pojawiają się obcokrajowcy. Według mnie zagraniczny piłkarz przyjeżdżający do Polski powinien być lepszy od naszego gracza na tej samej pozycji – podkreśla Masłowski. – Nie widzę przeszkód ku temu, aby kluby z Lotto Ekstraklasy sięgały po zawodników z niższych lig. Jeżeli w opinii danego klubu chłopak ma odpowiednie umiejętności, aby grać na wysokim poziomie, to jestem zwolennikiem takich transferów. Podstawowe pytanie brzmi: ilu jest w niższych ligach piłkarzy z potencjałem na występy w Ekstraklasie? Śledzę rynek i co jakiś czas na boiskach I bądź II ligi pojawia się kilku zawodników, którzy według mnie powinni sobie poradzić na najwyższym poziomie rozgrywek. Zazwyczaj to właśnie oni trafiają do Ekstraklasy.
Niektóre kluby już zdążyły przekonać się do zatrudniania czołowych zawodników z niższych lig, natomiast tych bardziej opornych może do tego zmusić regulamin rozgrywek. Od następnego sezonu w każdej drużynie Ekstraklasy na boisku będzie musiał przebywać przynajmniej jeden młodzieżowiec. Skąd pozyskać takich graczy? Drogi są trzy: stawianie na wychowanków, wypożyczanie młodych piłkarzy z innych klubów Ekstraklasy albo szukanie na niższych szczeblach. Na własną „produkcję” mogą liczyć jedynie ci z mocnymi akademiami, czyli Lech, Legia, Pogoń oraz Zagłębie Lubin. Opcja z wypożyczeniami może być problematyczna, gdyż każdy utalentowany nastolatek będzie na wagę złota. Pozostają więc poszukiwania od I ligi w dół – i to już teraz, bo czasu na odmłodzenie kadr jest mało.
– Wejście w życie tego przepisu wymusi pewne działania klubów, z pewnością skauting młodych piłkarzy stanie się bardziej rozbudowany. Nowe realia wymagają od klubów posiadania w kadrze trzech-czterech młodzieżowców, którzy – przynajmniej w teorii – powinni spełniać kryteria poziomu sportowego Ekstraklasy. W praktyce może być gorzej. Według mnie liga będzie potrzebować około 60 takich piłkarzy. Mam wątpliwości co do tej liczby, a nawet jestem pewny, że w tej chwili nie mamy aż tylu zawodników, którzy na grę zasługiwaliby dzięki umiejętnościom, a nie z uwagi na wiek – twierdzi Masłowski. – Rozumiem ideę i ona sama w sobie jest jak najbardziej słuszna. Dostaliśmy jednak zbyt mało czasu na przygotowanie się do zmian. Zwiększenie limitu wieku przynajmniej o rok, czyli do rocznika 1998, na pewno znacznie ułatwiłoby zadanie. Szczególnie mniejszym klubom, jak nasz – dodaje dyrektor sportowy Wisły.
W Płocku zdecydowano się na inny wariant pozyskiwania młodzieżowców gotowych do zasilenia składu przed rozgrywkami 2019-20. Klub postanowił nawiązać ścisłą współpracę z Escolą Varsovia: najzdolniejsi juniorzy z czołowej akademii piłkarskiej w kraju mieliby w barwach Wisły ogrywać się w Ekstraklasie. – Nie śpimy, działamy już w kierunku budowy kadry na przyszły sezon. Od samego początku staramy się być bardzo aktywni na tym polu. Jesteśmy po pierwszym spotkaniu z przedstawicielami Escoli Varsovia. Chcemy mieć możliwości pozyskiwania zdolnych chłopaków z tej szkółki. Jest to słuszna idea z obu stron. Prawdopodobnie uda nam się znaleźć złoty środek i osiągniemy porozumienie, a wówczas Escola stanie się naszym klubem partnerskim. Myślę, że nasze działania na rynku transferowym nie wyglądają w ostatnim czasie najgorzej i chcielibyśmy je kontynuować – zapowiada Masłowski.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (2/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”