Czy Donnarumma zastąpi Szczęsnego?
Gdyby wczytać się w artykuły włoskich dzienników i głosy płynące z Turynu, można by dojść do wniosku, że głównym problemem Juventusu jest bramkarz, a pierwszym krokiem w drodze powrotnej na szczyt jego wymiana. Co z prawdą ma niewiele wspólnego, a tylko pokazuje, jak silną pozycję zbudował sobie Mino Raiola.
Czy Donnarumma zamieni Milan na Juventus? (fot. Reuters)
TOMASZ LIPIŃSKI
Jest potężny. Wszechmocny. Może wszystko. Zna każdego. Lepiej mieć go za przyjaciela, w najgorszym przypadku partnera w interesach. Jeśli nie, to znajdujesz się poza głównym nurtem. Wypadasz z mainstreamu. Słabniesz.
Za 12 milionów
Czując władzę nad prezydentami najmocniejszych klubów Włoch przede wszystkim i części Europy, bez skrupułów ją wykorzystuje. Metodami szantażu, twardego targowania, stawiania spraw na ostrzu noża. Bo to nie jest człowiek, do którego przemawiają sentymenty i w ogóle jakieś ludzkie uczucia. W biznesie je odrzuca. Liczą się pieniądze, wznoszenie pod chmury prywatnego imperium, które i tak nigdy nie dorówna jego ego. Ono jest największe. Chce mieć więcej i więcej, żeby czuć się większym. Być numerem 1. O co na europejskim rynku toczy walkę z Jonathanem Barnesem i Jorge Mendesem, a młodsza i niemniej drapieżna konkurencja przecież nie śpi.
W 2020 roku, roku szalejącej pandemii, cięcia kosztów, w tym wydatków na transfery, kluby Serie A wydały na prowizje dla piłkarskich agentów 138 milionów euro. Pierwsze miejsce w tej klasyfikacji zajmuje Juventus z kwotą zbliżoną do 21 milionów, na trzecim był Milan – ponad 14. Nieprzypadkowo, bo akurat oba te kluby największe deale robią z Raiolą. W tej globalnej liczbie nie zostały wyszczególnione jego zarobki, ale nietrudno się domyślić, że były najwyższe i kilka razy przewyższały zyski innych.
Jeśli biedy nie odczuł i kasa mniej więcej zgadzała się, to jednak boleśnie musiała uderzyć w menedżera o przydomku Król Midas klasyfikacja „Forbesa” uwzględniająca zarobki agentów sportowych w 2020 roku. Spadł z podium z bilansem blisko 85 milionów dolarów. O 20 milionów za trzecim Mendesem, o 60 za drugim Jonathanem Barnesem i o 80 za działającym w bejsbolu liderem Scottem Borasem. W duchu musiał podjąć postanowienie poprawy podupadłej pozycji. A miał kim zaatakować. Z propozycjami za Erlinga Haalanda krąży do Madrytu do Barcelony, a pewnie jeszcze o Manchester zahaczy. We Włoszech na scenę za rączkę wyprowadził Gianluigiego Donnarummę.
Tak się świetnie złożyło, że z końcem sezonu wygasa mu kontrakt z Milanem. Ma 22 lata, znakomite opinie i pozycję na rynku, będzie wolnym zawodnikiem. Grzechem tego nie wykorzystać i nie zagrać grubo. Tak żeby odbiło się echem po całym świecie, żeby wszyscy się dowiedzieli, że z podopiecznym Raioli nikt nie może się równać. – Chcecie go mieć, to dajcie 12 milionów euro rocznie – taki stworzył punkt pierwszy w planie na ten ruch transferowy. Milan, który zatrzymał się na 8 milionach i już bardziej się nie wychyli, zbył ciszą (być może w kuluarach także śmiechem). Ma być 12, bo to by oznaczało, że Donnarumma stanie się najlepiej zarabiającym bramkarzem na świecie i zarazem drugim piłkarzem w całej Serie A, a jeśli zdecydowałby się na odejście z Juventusu Cristiano Ronaldo, to nawet pierwszym. Prestiż i demonstracja siły więc niesamowite.
W Italii tylko jeden klub jest w stanie podskoczyć na taką wysokość. Jego przyjście do Juventusu wpisywałoby się w definicję samospełniającej się przepowiedni. Od pierwszego wejrzenia, pierwszych parad i wykopów przypominał wszystkim Gianluigiego Buffona. Tylko on był godzien przejąć koronę z jego rąk. Skoro tak stało się w reprezentacji Włoch, to dlaczego miałoby nie być w Juventusie? Najlepszy włoski bramkarz na lata, w najlepszym włoskim klubie od zawsze – między tymi dwoma plusami wypadało postawić znak równości. Nadarzyła się ku temu idealna okazja. Zresztą nie pierwsza.
O kierunku turyńskim pisało się już w 2017 roku, kiedy Raiola targował się z Milanem o pierwszy dorosły kontrakt kończącego 18 lat Donnarummy, którego kariera rozwijała się w błyskawicznym tempie.
Raz na 20 lat
Nie miał matury, samochodu nie prowadził, bo nie zrobił jeszcze prawa jazdy, nie miał własnego mieszkania, ale też nie mieszkał z rodzicami. Zakotwiczył w internacie po przeprowadzce z małego miasteczka na Południu do dużego miasta z Północy, bo ktoś dostrzegł w nim potencjał i postanowił dać szansę. Sam się nie utrzymywał, ale już zarabiał. Jak na nastolatka raczej sporo: 160 tysięcy rocznie w końcu trudno sprowadzić do poziomu zwykłego kieszonkowego, jak na piłkarza z ligi włoskiej jednak bardzo skromnie. Tak wyglądały jego początki, kiedy już został okrzyknięty Buffonem II.
Jego nastoletnie życie nabrało gwałtownego przyspieszenia latem 2015 roku. Kiedy jego rówieśnicy beztrosko byczyli się na wakacjach i myśleli o tym, jak wesoło i atrakcyjnie spędzić czas pozostały do rozpoczęcia roku szkolnego, on zabrał się z pierwszym zespołem Milanu na obóz przygotowawczy. Polecił go klubowy trener bramkarzy, uważany we Włoszech za jednego z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie, Alfredo Magni. Nowy trener Sinisa Mihajlović nie widział żadnych przeszkód, w końcu sezon ogórkowy to najlepszy okres na bramkarskie korepetycje dla żółtodzioba u starych nauczycieli takich jak Christian Abbiati i Diego Lopez. Nikomu się nie śniło, że Donnarumma w krótkim czasie przewróci hierarchię do góry nogami.
Coś wisiało w powietrzu w październiku tamtego roku. Gra Milanu kulała, który zamiast sięgnąć w tabeli stanów wyższych pałętał się w gronie przeciętniaków, pod ścianą znalazł się wybrany na wskrzesiciela mistrzowskich nadziei Mihajlović i jeszcze Hiszpan w bramce z przeszłością w Realu Madryt nie dawał takich gwarancji bezpieczeństwa jak wcześniej. Czuło się potrzebę zmiany i to nie jakiejś zwykłej, kosmetycznej, lecz głośnej, która zatrzęsie nie tylko milanową szatnią. Tak padło na Donnarummę.
Z 25 na 26 października zmieniał się czas z letniego na zimowy i nadszedł jego czas. Wstał z ławki, wyszedł przed szereg i zadebiutował w Serie A. Miał 16 lat i 8 miesięcy. W debiucie z Sassuolo miał dużo szczęścia, bo Milan wygrał. Gdyby stracił punkty albo co gorsza przegrał, prawdopodobnie nastolatek zostałby cofnięty, bo prawdę mówiąc nie pokazał niczego olśniewającego. Nawet ślepo w niego zapatrzeni i super wyrozumiali musieli z pokorą przyznać, że zawalił utratę bramki – strzał z rzutu wolnego Domenico Beradiego w róg, którego pilnował musiał obronić. Nie obronił, dostał w „La Gazzetta dello Sport” niską notę 5,5, ale skończyło się wynikiem 2:1 dla rosso-nerich i Mihajlović zwycięskiego składu nie zmienił. Z Chievo poszło o tyle lepiej, że zachował czyste konto – co zdarzyło się Milanowi dopiero po raz pierwszy w sezonie. Na Stadio Olimpico z Lazio przy jedynym straconym golu też mógł zachować się lepiej, ale znów Milan wygrał. Punkt zdobyty po bezbramkowym remisie z Atalantą na San Siro to już jego wielka zasługa. Wziął udział przy trzech zwycięstwach z rzędu i czterech meczach bez porażki. Urosło morale zespołu, musiało więc urosnąć i jego. Dalej potoczyło się siłą rozpędu.
Kiedy mistrz Buffon debiutował wśród seniorów miał 17 lat, 9 miesięcy 22 dni, był o ponad rok starszy od Donnarummy, który wskoczył na podium w klasyfikacji najmłodszych ligowych bramkarzy we Włoszech. Przed nim tylko jeden. Rekord dzierży Gianluca Pacchiarotti z Pescary, który 9 marca 1980 roku miał 16 lat, 6 miesięcy i 9 dni, zmieniając w 80 minucie z Perugią kontuzjowanego Carlo Pirriego. Więcej Serie A go nie zobaczyła. Z bramkarzem Milanu sprawy wyglądały zgoła inaczej. Nie było w jego sportowym awansie przypadku, był nieprzeciętny talent, taki, który pojawiał się raz na 20 lat. W 1995 roku był Buffon, w 2015 objawił się wysoki na 196 centymetrów Donnarumma.
W reprezentacyjną koszulkę wskoczył 1 września 2016 roku z Francją, miał 17 lat i 189 dni, oczywiście najmniej z wszystkich bramkarzy, którzy zapisali się w 106-letniej historii Azzurrich. Z 25 meczów w 14 zachował czyste konto, łącznie puścił 11 goli. Nigdy więcej niż jednego.
Albo Polak, albo Włoch
Dla osiemnastolatka uzyskał Raiola 6 milionów euro. Apetyty miał na więcej. Chciał przyprzeć Milan do muru, ale jak wieść niesie swojemu bezwzględnemu agentowi postawił się niezmanierowany młodzieniec. Stwierdził, że tyle mu w zupełności wystarcza i tak w ogóle to zależy mu na Milanie, któremu tyle zawdzięcza. Na jakiś czas głosy o transferze do Juventusu musiały ucichnąć.
Także z tego powodu, że tam bezproblemowo doszło do zmiana warty. Spocznij powiedział Buffon, na baczność stanął Wojciech Szczęsny. Z jego służby wszyscy byli tak bardzo zadowoleni, że w trakcie poprzedniego sezonu podsunęli nowy kontrakt do podpisania: do 2024 roku za 6,5 miliona euro. Przy podsumowaniach za cały sezon pochwałom pod jego adresem nie było końca. Jego wkład w tytuł mistrzowski zmierzono według tej samej miary co Paulo Dybali i Cristiano Ronaldo.
Co się stało, że Szczęsny przestał się podobać? W nim winy szukać raczej nie należy. Byłoby to krzywdzące. Oczywiście zdarzył mu się ostatnio trochę gorszy okres. Jednak gorszy na tej zasadzie, że przyzwyczaił do tego, że wcześniej przerywał łańcuch błędów, a nie stawał się jego kolejnym ogniwem, jak w dwumeczu z Porto czy derbach z Torino. Cóż, w nawale meczów każdemu mogło się zdarzyć.
W tym sezonie w 32 meczach puścił 32 gole, 8 razy zachował czyste konto. Donnarumma w 40 występach skapitulował 48 razy, 10 razy nie dał się pokonać. W Serie A Polak w 170 spotkaniach stracił 158 goli, Włoch w 207 – 221. 70 razy, to jest o 10 więcej, na czysto swoją pracę wykonał bramkarz Milanu. Liczby podobne, klasa podobna, w obu przypadkach standard najwyższy. Stosunek jeden do jednego. Kwestia gustu, którego styl bardziej się podoba.
Jeśli nie w umiejętnościach rzecz, to w pieniądzach, układach i polityce. Szczęsny to tylko cudzoziemiec, Donnarumma to skarb narodowy, wymagający szczególnego traktowania i troski, któremu dla dobra ogólnego nieba należy przychylić. Zarazem postawić go na świeczniku, którego płomień w Turynie tylko tymczasowo lekko przygasł i niebawem rozbłyśnie na nowo, a w Mediolanie raczej jeszcze długo nie rozpali się na dobre. To po pierwsze. Po drugie – jeśli wiceprezydent Juve Pavel Nedved jako piłkarz znajdował się w stajni Raioli, to muszą ich łączyć szczególne więzi. Po trzecie – Włoch jest młodszy o dziewięć lat. Jednak teorię, że z tego powodu można z nim wiązać dłuższe perspektywy, należy włożyć między bajki. Obecność u jego boku Raioli wyklucza z definicji snucie dalekosiężnych planów. Po czwarte – Donnarumma to wprawdzie danie główne, ale nie cały obiad oferowany przez menedżera. Nie zjesz jednego, nie dostaniesz drugiego. Jeśli nie skonsumujesz bramkarza, to możesz obejść się smakiem w przypadku przystawek. Juventus jest zainteresowany Moise Keanem i Paulem Pogbą, a innymi też nie pogardzi.
Jedno jest pewne: Szczęsny z Donnarummą w jednym klubie się nie spotkają. Z wielu względów, najbardziej z tego, że płacenie 24 milionów brutto pensji jednemu i 13 drugiemu, byłoby szaleństwem i zakrawało na działanie na szkodę klubu. Polak musiałby zostać sprzedany.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 16/2021)