Czy chcesz zostać ze mną mistrzem Niemiec?
Sukces ma wielu ojców. Ale historia sukcesu 1. FC Koeln na początku lat 60. miała tylko jednego – Franza Kremera. Koloński przedsiębiorca zajmujący się artykułami biurowymi i promocyjnymi był wizjonerem, którego długofalowe planowanie wyprzedziło epokę.
MACIEJ IWANOW
Kremer, jeden z założycieli Bundesligi, jest postacią dla niemieckiej piłki legendarną. W Kolonii, mimo iż minęło ponad pół wieku od jego śmierci, dalej wspominany jest z sentymentem, podziwem i dumą. We wczesnych latach 60. 1. FC Koeln było gwarancją sukcesu, tak jak obecnie jest nim Bayern Monachium. Klub znad Renu odcisnął piętno na historii niemieckiej piłki.
Piątek trzynastego
Kremer był przewodniczącym klubu Koelner BC 01, ale miał ambicję, by zjednoczyć miasto pod wspólnym, piłkarskim sztandarem. Dlatego pragnął nakłonić członków swojego klubu i SpVgg Suelz 07 do połączenia. Na zebraniu zadał jedno pytanie: – Czy chcecie zostać ze mną mistrzem Niemiec? Chcieli. Kremer był charyzmatycznym i pewnym siebie człowiekiem, więc nie zajęło mu wiele czasu, by przekonać ostatnich wątpiących do tego przedsięwzięcia. W lutym 1948 roku założono 1. FC Koeln. Wprawdzie w piątek trzynastego, ale dla miasta miał się to okazać najszczęśliwszy dzień w powojennej historii.
Obecnie ton Bundeslidze nadaje Bayern Monachium. Bawarczycy są motorem napędowym niemieckiej piłki, największym i najpoważniejszym graczem, bez którego aprobaty trudno o jakiekolwiek zmiany. Na przełomie lat 50. i 60. taką rolę pełniło Koeln. Z całą swoją arogancją i bezczelnością. Pod rządami prezydenta Kremera wyznaczało trendy. Było pionierem wszelkich nowinek. W 1953 roku otwarto ośrodek treningowy Geissbockheim, który pochłonął monstrualne jak na tamte czasy pieniądze. Kremer nie liczył się z kosztami, bo wiedział, że to zaprocentuje. Był pochłonięty swoją wizją, nikt nie mógł go od niej odwieść. Sam siebie nazywał demokratycznym dyktatorem. Ośrodek Koeln regularnie odwiedzali przedstawiciele innych klubów z kraju czy nawet z zagranicy, bezwstydnie kopiując pomysły. Działacze Bayernu w latach 60. wielokrotnie konsultowali z Kremerem plany i posunięcia w sferze administracyjnej i infrastrukturalnej.
Siłownie, gabinety masażu, klubowa restauracja, boiska treningowe. A wszystko umiejscowione w pasach zieleni. Ośrodek budził podziw, Koeln wyznaczało tempo i rytm niemieckiej piłki. Klub był bogaty, potężny, a najważniejsze decyzje podejmował jako pierwszy. Motto Kremera brzmiało: wszystko co najlepsze dla 1. FC Koeln! Był zapatrzony w najlepszą wówczas drużynę w Europie, Real Madryt, chciał stworzyć podobną potęgę w Niemczech.
Koeln było wzorem dla innych. Prasa zachwycała się klubem i nazywała go dotykiem przyszłej Bundesligi, Realem Madryt znad Renu. I klub krok po kroku zmierzał na tron. Jeszcze w 1960 Koeln przegrało w finale mistrzostw RFN z HSV 2:3, ale już dwa lata później rozbiło Norymbergę 4:0 i zdobyło swój pierwszy krajowy czempionat. Gdy rok później uległo w finale Borussii Dortmund, Kremer wiedział, że to ostatni raz, gdy o panowaniu w Niemczech rządzi jeden, przypadkowy mecz. I że jego ukochany klub wkrótce w pełni pokaże swoją potęgę.
Zaplanowane mistrzostwo
Franz Kremer razem z legendarnym trenerem reprezentacji RFN Seppem Herbergerem lobbowali na rzecz stworzenia scentralizowanej Bundesligi. Dopięli swego w 1963 roku. Koeln było najlepiej przygotowane do historycznego sezonu. Było wtedy pierwszą i na dobrą sprawę jedyną w pełni profesjonalną drużyną w Niemczech.
Styl gry zespołu był oszałamiający, Koeln na tle pozostałych drużyn wyróżniało się także strojami. W 1962 roku prezydent u Diora w Paryżu zamówił białe, jedwabne koszulki. Dopiero parę lat później pojawiły się biało-czerwone topy równie renomowanej i eleganckiej paryskiej firmy Jacques Fath.
– Kiedy inni przebierali się po barakach, my mieliśmy własne centrum treningowe. Kiedy inni nadal bawili się w workach po ziemniakach, my graliśmy w śnieżnobiałych trykotach – wspominał legendarny pomocnik Wolfgang Overath. Skromność nie była pojęciem znanym w Koeln, ale też nie było to sztuczne. Wraz z elitarną arogancją szły najwyższe standardy. Zarówno poza boiskiem jak i na nim.
Koeln zdobyło pierwsze historyczne mistrzostwo Bundesligi w sezonie 1963-64. Przed sezonem trenerem został Georg Knoepfle. Nie był wielkim strategiem, ale dla piłkarzy był idealny. Polegał na mieszance młodości i doświadczenia. To pod jego rządami rozbłysła gwiazda Overatha. Sekretem sukcesu była także rotacja. Do tego doszła niesamowita wzajemna identyfikacja piłkarzy z kibicami i miastem – większość pochodziła z regionu.
Mistrzostwo nie było zaskoczeniem, lecz wynikiem długofalowych przygotowań. Jak powiedział wiele lat później legendarny trener Hennes Weisweiler: ten sukces był zaplanowany. Dzisiaj użylibyśmy nawet słowa zaprogramowany. Kremer dotrzymał słowa, jego zespół został mistrzem. Jedynym, niepodzielnym władcą piłkarskich Niemiec, a lokalny dziennik „Koelner Stadt-Anzeiger” dumnie nazywał go „wzorcem niemieckiej sztuki piłkarskiej”. Po zdobyciu mistrzostwa piłkarze Koeln przeszli przez miasto w paradzie. Na parkingu przed Geissbockheim czekało na nich ponad 30 tysięcy kibiców.
Według opinii wielu załamaniem w historii klubu była przegrana batalia z Liverpoolem w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów w 1965 roku. Po dwóch bezbramkowych remisach potrzebny był dodatkowy mecz na neutralnym terenie. Na rotterdamskim De Kuip padł kolejny remis, tym razem 2:2. Od 20. minuty Koeln w zasadzie grało w dziesiątkę, bo Wolfgang Weber złamał kość strzałkową. Liverpool prowadził już 2:0, ale ambitni Niemcy wyrównali. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i konieczny był rzut monetą. Rzut, który przeszedł do historii. Sędzia, mimo zaleceń, nie użył do niego monety tylko drewnianego krążka. Przy asyście policji, dziennikarzy i piłkarzy pierwszy rzut utknął pionowo na bagnistym trawniku. Dopiero drugi wskazał na awans Liverpoolu. Do tej pory Koeln było postrzegane jako aroganccy i niesympatyczni zwycięzcy. Porażka z Anglikami uczyniła ich sympatycznymi przegranymi. Rozczarowanie po meczu spowodowało, że piłkarze stracili zabójczy instynkt i odpuścili. Swoją drogą, rok później Overath, Heinz Hornig i Weber przeżyli kolejne niesprawiedliwe rozstrzygnięcie w finale, tym razem mistrzostw świata.
Wizjoner
Kremer myślał o wszystkim. Był nie tylko prezydentem, ale i menedżerem oraz przede wszystkim znakomitym biznesmenem. Koeln było wówczas najlepiej prowadzonym klubem w Niemczech i oferowało największe pieniądze. Kremer był jednym z pierwszych, którzy rozpoznali obszary gospodarcze, w których rozwija się piłka nożna. Na mistrzowską fetę zawarł umowę z miejscowym browarem, aby w zamian za reklamę dostarczył darmowe piwo. Członkowie klubu wprawdzie mogli pić za darmo, ale musieli kupić kieliszek z imionami piłkarzy. Tego dnia sprzedano 15-20 tysięcy kieliszków po dwie marki każdy.
Kremer nie tylko zapewniał doskonałe warunki do grania w piłkę. Żył klubem i interesował się życiem piłkarzy. Był dla nich jak ojciec, chociaż zawsze zwracali się do niego per szefie. Karl-Heinz Thielen jako młody piłkarz łączył grę ze studiowaniem administracji biznesowej. Nie było mu łatwo pogodzić naukę z dwoma treningami dziennie, więc Kremer kazał mu się przeprowadzić do specjalnie urządzonego mieszkania na terenie klubu. Udostępnił mu także swoje biuro, w którym spotykał się z korepetytorem. Półtora miesiąca przed egzaminem w ogóle nie grał, bo Kremer stwierdził, że ważniejszy jest dyplom.
Koeln było pierwszym klubem, który stosował odnowę biologiczną. Po niektórych treningach na piłkarzy czekał przygotowany już basen. Kremer był dżentelmenem starej daty. Dbał o szyk, elegancję i dobre maniery. Na każdy mecz piłkarze musieli przebierać się w szare, jednorzędowe garnitury z eleganckim, wyhaftowanym klubowym emblematem. Dbał nawet o zachowanie przy stole. Na wyjazdach drużyna zawsze zatrzymywała się w najlepszych hotelach. Z nieodłącznym cygarem w ręku oglądał praktycznie każdy trening, żywo dyskutując z fanami. Kremer był uosobieniem kosmopolityzmu i sprowadził do klubu niezliczoną ilość bogatych sponsorów. Wprawdzie miał zawsze decydujące zdanie, bez jego wiedzy nie prześlizgnęłaby się nawet mysz korytarzem, ale nie był typem króla słońce. Nie miał własnych dzieci i postrzegał piłkarzy jako swoich wychowanków. Dla młodych zawodników zbudował szereg domów jednorodzinnych, za które potem płacili z pensji po 500 marek. Uczył ich inwestowania i oszczędzania. Czołowy wówczas piłkarz, Hans Schaefer, kupił nawet stację benzynową. Wystarczy popatrzeć, jak ułożyły się losy piłkarzy tej drużyny – żaden nie klepał biedy.
Koniec epoki
Koeln nie powtórzyło już mistrzowskiego sukcesu za rządów Kremera. Nastąpiła potem wielka era Borussii Moenchengladbach i Bayernu Monachium. Na kolejne mistrzostwo czekali w Kolonii do 1978 roku. Reszta ligi goniła w niesamowitym tempie pionierów i szybko nadrabiała straty. Złota era lat 60. już nigdy się nie powtórzyła. Wprawdzie przez Koeln przewinęło się wielu wybitnych piłkarzy, to jednak klub już nigdy nie wrócił do krajowej czołówki, a niegdysiejszy Real Madryt znad Renu zastąpiła nastrojowa diwa znad Renu.
11 listopada 1967 roku Koeln grało we Frankfurcie. Po zwycięstwie 2:1 zadowoleni piłkarze wsiadali do autobusu. Sekretarz klubu poinformował, że Franz Kremer nie żyje. Radość wyparowała, popłynęły łzy. Koeln nie straciło wtedy tylko prezydenta oddanego klubowi tak bardzo, że podporządkował mu życie prywatne. Straciło ojca, który stworzył rodzinę. Kremer w Koeln zbudował pierwowzór monachijskiego Mia san mia. Z powodu złego stanu zdrowia nie mógł już jeździć z drużyną. Słuchał meczu w radiu. Po bramce na 2:0 chwycił się za pierś i zaczął krzyczeć z bólu. Żona wezwała karetkę. O godzinie 17.45 lekarz stwierdził zgon. Pięć lat wcześniej równo o godzinie 17.45 DFB zadecydowało o powstaniu Bundesligi. Pierwszy mecz po śmierci twórcy kolońskiej potęgi jego piłkarze grali z Meidericher SV. Osierocone miejsce na trybunie zdobił czerwono-biały bukiet goździków. Po dziesięciu minutach na wszystkich stadionach została przerwana gra, aby oddać hołd Kremerowi. Jego wizja i ambicje ukształtowały piłkarskie Niemcy. Nie byłoby obecnej potęgi Bundesligi, gdyby nie pytanie zadane pewnego zimowego wieczoru: – Czy chcesz zostać ze mną mistrzem Niemiec?
Przy pisaniu tekstu korzystałem z książki Hermanna Schmidta „Wolfgang Overath – Der Spielmacher” oraz książki Ulricha Merka, Andre Schulina i Maika Grossmanna „Mein Verein: 1. FC Koeln – Chronik der 60er Jahre”.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (01/2021)