Cztery punkty bierzemy w ciemno
Zaczęło się strasznie, ale skończyło szczęśliwie. Kamień z serca, który spadł w Bukareszcie sztabowi szkoleniowemu reprezentacji Polski po wylosowaniu Szwecji, było słychać aż w Warszawie. Uniknięcie Portugalii pozwala realnie myśleć o awansie do fazy pucharowej, bo przecież cztery punkty powinny dać biało-czerwonym spokojny awans do fazy pucharowej Euro 2020.
Z pewnością każdemu kibicowi polskiej piłki serce mocniej zadrżało, kiedy wiadomo było, że biało-czerwoni trafią do grupy E, w której czekają potężni Hiszpanie, czyli ekipa, której chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć. Kiedy jeszcze w grze o „polską” grupę pozostawała do samego końca Portugalia, to wydawało się, że jedyną pozytywną informacją po losowaniu był fakt, że uniknęliśmy grupy A i dalekich podróży z Rzymu do Baku.
Na szczęście suma szczęścia okazała się po raz kolejny równa zeru. Szwecja to drużyna, która jest spokojnie w zasięgu zawodników Jerzego Brzęczka i z którą zwycięstwo może okazać się kluczowe w walce o awans do 1/8 finału. W 2016 roku przy identycznym formacie turnieju, do awansu do fazy pucharowej wystarczało wywalczenie czterech punktów, ale apetyty mają prawo być większe. Trzeciego rywala jeszcze nie znamy, ale żaden zespół z grona: Bośnia i Hercegowina, Irlandia, Irlandia Północna i Słowacja nie wywołuje w zasadzie żadnego strachu. To oznacza, że nawet sześć oczek jest bardzo realnym scenariuszem.
Polacy otworzą turniej meczem ze zwycięzcą baraży dywizji B. Wpadka nie ma prawa się zdarzyć, bo drugie spotkanie gramy z Hiszpanią, więc w ciemno zakładamy, że tutaj raczej punktów nie należy szukać i „mecz o wszystko” może zamknąć się bardzo szybko. Tym bardziej, jeśli wspomnimy ostatnie wyczyny na Euro U-21 czy sparing reprezentacji za kadencji Franciszka Smudy, które zakończyły się sromotnymi klęskami. Na dziesięć meczów wygraliśmy jeden – to mówi samo za siebie.
Cztery punkty bierzemy zatem w ciemno. Taki wynik spokojnie powinien dać nam awans do fazy pucharowej, co pokazał turniej we Francji w 2016 roku. Biało-czerwoni nie mogą przegrać ani spotkania numer jeden, ani spotkania numer trzy, bo to może oznaczać katastrofę. Tym bardziej, jeśli Hiszpanie strzelą nam kilka goli, a bilans bramkowy przy takiej samej liczbie punktów będzie brany pod uwagę w klasyfikacji zespołów z trzecich miejsc.
Optymizm jest, ale umiarkowany. A to chyba powinno raczej pomóc Brzęczkowi i jego ludziom w przygotowaniach, bo nie będzie pompowania balonika jak przy okazji ostatniego mundialu. Patrząc realnie, awans do fazy pucharowej nadal jest obowiązkiem. Brak wyjścia z tej grupy będzie sromotną klęską.
Drugą złą wiadomością, oprócz wylosowania Hiszpanii, jest układ meczów. Najpierw gramy w Dublinie, później w Bilbao i fazę grupową kończymy w Irlandii… Będziemy latać pomiędzy miastami przed „finałem” grupy, a Szwedzi spokojnie będą przygotowywać się w Dublinie.
Paweł Gołaszewski