Jest Jurek Brzęczek i jest Czesiu Michniewicz. Tak się jakoś przyjęło, w środowisku nikt inaczej nie powie, nawet jeśli brakuje legitymacji do spoufalania się z dwoma najważniejszymi obecnie trenerami w Polsce. Ale o ile Jurek wciąż nie może zostać Jerzym, to Czesiu akurat wyrasta na Czesława.
ZBIGNIEW MUCHA, PRZEMYSŁAW PAWLAK
Kiedyś zastanawiano się dlaczego po sukcesach w Lechu, a zwłaszcza w Zagłębiu, nie dostał szansy w Legii bądź Wiśle Kraków. Dlaczego bywał bezrobotny, dlaczego za robotą jeździł do Niecieczy i Bielska-Białej. Po ponad dwóch latach pracy z reprezentacją młodzieżową przekonał do siebie nawet nieprzekonanych. Choć nie wszystkich. W środowisku wciąż ma kolegów po fachu, którzy mają swoje zdanie na temat Michniewicza, ale się nim publicznie nie dzielą.
(…)
Zawsze przygotowany do zajęć. Już na pierwszym spotkaniu z nową drużyną stara się znać wszystkich z imienia i nazwiska, nawet tych najmłodszych, wiedzieć o podopiecznych cokolwiek. Szatnię stara się szybko kupić, zjednać sobie. Nie tylko humorem, ale szacunkiem i zaufaniem. Nie zawsze jest dobrym wujkiem. Po fatalnym meczu w Pucharze Polski kazał zawodnikom Jagiellonii stać dwie godziny nieruchomo na boisku, każdy w swoim sektorze. Takie coś, zwłaszcza, gdy wycieka w przestrzeń publiczną, to upokorzenie, a piłkarze nie puszczają płazem podobnych numerów. Na Michniewicza nikt się jednak nie poskarżył, przynajmniej głośno.
Jest pracowity i ambitny. Kiedyś, śp. Andrzej Czyżniewski, były świetny bramkarz i sędzia opowiadał (sport.pl), jak najpierw nie poznał się na talencie bramkarskim Michniewicza, a ten zawziął się i na treningach wyczyniał takie cuda, że Czyżniewski-trener bał się, że chłop mu się połamie. Lubi pracować nad sobą także intelektualnie. Według Czyżyka prowadził notes, w którym zapisywał różne złote myśli. Ale elokwencji niewyuczonej, lecz naturalnej, nikt nie może mu odmówić. Wystąpienia publiczne go nie peszą. Nie zawsze tak było, w czasach szkolnych, gdy miał recytować wiersz, już trzy dni wcześniej ze wzmożoną częstotliwością opróżniał pęcherz. Zmiana nastąpiła na studiach. Nie tylko poszerzyły jego horyzonty, ale też musiał przemawiać przed grupą bądź poprowadzić zajęcia. Jego pewność siebie rosła. Lubi czytać książki i czyta dużo. To daje mu swobodę w wyrażaniu myśli. Zakreśla zdania warte zapamiętania, a na komputerze ma plik z cytatami słynnych trenerów. Wie, że informację może przekazać na kilka sposobów. Nie przygotowuje sobie jednak wystąpień. W głowie ma zarys tego, co chce przekazać drużynie. Pierwsze zdania wybiera, stojąc przed grupą. Przychodzi mu to naturalnie, łatwo.
Lubi tłumaczyć obrazowo. Do legendy przeszło jego rzucanie stuzłotowym banknotem. Robił to na konferencji jako trener Pogoni. Zgniótł stówę i rzucił, a dziennikarzom objaśniał, że tak samo jest z wartością drużyny. Że bez względu na to, co się stanie i kto ją podepcze, wartość stówka ma zawsze taką samą, więc jego Pogoń to również nie jest 99 czy 85 zł, tylko właśnie 100. To jeden z jego ulubionych trików. Na zajęciach w szkole trenerów – czytamy na wyborcza.pl – zrobił podobno to samo, tylko obrazował inny aspekt: – Czym różni się ten zgnieciony banknot od tego, którym był przed chwilą? Niczym. To ten sam banknot. Podobnie jest z trenerem wyrzuconym z pracy. To wciąż ten sam trener.
Prawdziwy boss
Wiedział co mówi, bo bezrobocia też zaznał. Czekając na ofertę rzucał się na media. Komentował, analizował, dyskutował, był zawsze pod telefonem, z Twitterem budził się i zasypiał. Przyznał nawet kiedyś, że trochę się pogubił, a od ćwierkania uzależnił. Ale sprzedać zawsze potrafił się znakomicie.
– Nieskromnie powiem, że wydawanie pieniędzy na moje szkolenie PR byłoby stratą kasy – to zdanie z „Polska The Times” idealnie oddaje otwartość medialną Michniewicza. Przemawiać dziś uwielbia. Tryskający humorem, anegdotkami – bystrzacha. Język w gębie to ważny narząd, ale Michniewicz zna także znaczenie mowy ciała i ubioru. Podczas meczów reprezentacji zawsze w garniturze i pod krawatem, nawet gdy gorąco – elegancko zawiązanym i z dopiętą marynarką.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (46/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”