Przejdź do treści
Czekam na telefon od Świerczewskiego

Ligi w Europie Świat

Czekam na telefon od Świerczewskiego

Legenda słowackiego futbolu, ale jedyną wielką imprezę akurat zaliczył z kadrą Czechosłowacji. W 1990 roku na mundialu we Włoszech dotarł wraz z kolegami do ćwierćfinału, w którym został ukarany czerwoną kartką. – Niemcy byli od nas lepsi, cwańsi, zabrakło nam doświadczenia – mówi dawny ulubieniec kibiców Celtiku Glasgow, gdzie tworzył magiczny duet z Henrikiem Larssonem.


Słowacja zmierzy się z Polską w finałach Euro. Która reprezentacja jest teraz lepsza?
Polska, bo ma Roberta Lewandowskiego – mówi Lubomir Moravcik. – Lewy to ponad połowa wartości waszej drużyny, choć nie można w żadnym wypadku powiedzieć, że macie słabych piłkarzy. Cenię Grzegorza Krychowiaka, który bardzo dobrze gra w mocnej lidze rosyjskiej. Kamil Glik od lat utrzymuje wysoki poziom, po powrocie z AS Monaco do Włoch stał się liderem obrony Benevento. Lubię Kamila Grosickiego, choć wiem, że ma kłopoty w klubie. Wasi bramkarze to w ogóle europejski top, natomiast młodych polskich zawodników wchodzących do drużyny narodowej nie znam. W każdym razie – u nas brakuje takich gwiazd. Marek Hamsik cały czas trzyma pozycję lidera zespołu, ale nie da się ukryć, że nie jest na wznoszącej fali. Mamy dobrą młodzież, niestety nie wszyscy tak jak Milan Skriniar grają regularnie w klubach. Ogromnym potencjałem dysponuje Albert Rusnak, ale on musi występować w lepszych rozgrywkach niż amerykańska MLS.

Martin Skrtel wróci do kadry?
Zdrowy Skrtel jest mocnym punktem reprezentacji Słowacji. Gra w Turcji, ma niesamowite doświadczenie, przeszłość, a przede wszystkim jakość. Ja nie patrzyłbym nikomu w metryki.

Jest pan zadowolony z pracy Stefana Tarkovicia na stanowisku selekcjonera?
Był asystentem Jana Kozaka, pracował także z Pavlem Hapalem i doskonale zna zawodników. To właściwy człowiek na właściwym miejscu i nie dziwię się, że dostał kredyt zaufania. Nie ma się jednak co oszukiwać, mieliśmy dużo szczęścia w losowaniu baraży, bo Irlandia i Irlandia Północna pasowały stylem gry naszej reprezentacji. My powinniśmy awansować do finałów Euro bezpośrednio, a trzeba było się stresować do końca. Cel został osiągnięty, teraz Tarković potrzebuje spokoju. Na pewno nie pojedziemy na turniej finałowy jako faworyt, lecz paradoksalnie to może nam pomóc.

Rozmawiając z panem, nie da się nie zauważyć, że czuje pan sentyment do Polski.
Gdy przenosiłem się do AS Saint-Etienne, w lokalnej gazecie podpisano zdjęcie – Lubomir Moravcik z Polski. We Francji trzymałem się z Piotrem Świerczewskim. Nauczył mnie waszego języka, a przy okazji podłapał słowacki. Z Piotrusiem było zawsze wesoło, szatnia pękała ze śmiechu, tworzył kapitalną atmosferę. Zaskoczył mnie, że wziął się za MMA. Nie dostałem zaproszenia na jego walki, może z powodu pandemii? Czekam na telefon od niego, w końcu jest młodszy od słowackiego przyjaciela. W Duisburgu cztery miesiące grałem z Tomaszem Hajto, też wesoły gość. Polacy to w ogóle pozytywna nacja, rozumiem waszą mentalność. A we Francji poznałem się między innymi z Romkiem Koseckim i Jackiem Zioberem.

Nie miał pan nigdy propozycji z polskiego klubu?
Gdy skończyłem przygodę z Celtikiem Glasgow w wieku 37 lat, polskie kluby się mną nie interesowały. Trafiłem do Japonii. Nie miałem powodów do narzekania, jestem zadowolony z kariery. Sporo przeżyłem, poznałem wielu wspaniałych ludzi i dawałem radość sobie i kibicom.

Pamiętają o panu w Celtiku?
Pewnie. Przez czas COVID-19 nie odwiedzałem Glasgow, ale mam nadzieję, że gdy się to skończy, nadrobię zaległości. Póki co spędzam czas z najbliższymi w domu, nie ryzykujemy. Nie będę oszukiwał, boję się koronawirusa. Na szczęście miałem negatywny wynik testu i cieszę się wraz z rodziną zdrowiem. Żyjemy spokojnie w Nitrze i stąd pilnuję swoich biznesów. Czas spędzony z Celtiku wspominam szalenie miło. Wtedy jeszcze finansowo klub z Glasgow mógł konkurować z zespołami z Anglii, teraz dzieli go od nich przepaść. Derbów z Rangersami nigdy nie wymażę z pamięci, były niesamowite. Czułem się w Glasgow rewelacyjnie. Szkoci kochają futbol, ekscytują się nim, spotykają się notorycznie w pubach, gdzie wszystko dogłębnie analizują. Pierwsze trzy lata w Celtiku były dla mnie wspaniałe, a na pewno w wejściu do zespołu pomógł mi Josef Venglos. Słowacki szkoleniowiec postawił na rodaka i osiągnąłem wysoki poziom.

Jak się grało w duecie z Henrikiem Larssonem?
Henka był genialnym piłkarzem, napastnikiem kompletnym. Robert Lewandowski mi go przypomina stylem gry. Larsson dysponował kapitalną techniką użytkową, radził sobie znakomicie w polu karnym, nie miał problemu z atakowaniem z głębi pola. Henrik miał trochę pecha, bo złamał nogę, a pewnie gdyby wcześniej trafił do klubu z najwyższej półki, osiągnąłby jeszcze więcej. Z drugiej strony, czy osiągnął mało? Zaliczył ponad sto meczów w reprezentacji Szwecji, brał udział w wielkich turniejach, z Barceloną triumfował w Lidze Mistrzów, wygrał Premier League z Manchesterem United. O Hence moglibyśmy dyskutować godzinami. Chciałbym jednak dodać, że Larsson to wyjątkowo porządny człowiek. Zero skandali, poukładane życie, zawsze uśmiechnięty. Nie można się dziwić, że połowa Glasgow go kochała. Drugie pół miasta miało go dość, ale jednak podziwiało.

Celtom na dobre wyjdzie odrodzenie Rangersów?
Rangersi na niższych poziomach rozgrywkowych to strata dla całego szkockiego futbolu. Przez kilka lat Celtic nie miał z kim rywalizować na krajowym podwórku, brakowało mu wymagających meczów, takich pod napięciem. Liga szkocka stała się nudna. W Holandii Ajax bije się z PSV, Feyenoordem, w Polsce Legia choćby z Lechem, w Szkocji Celtic nie miał nikogo. W końcu wrócili Rangers i zaskoczyli, fajną pracę wykonuje Steven Gerrard. Na razie jednak ani Rangers, ani Celtic nie są w stanie rywalizować na dłuższą metę z najlepszymi klubami Europy. Top 10 jest daleko od szkockich gigantów. A propos Polski – z ciekawością patrzę na poczynania Tomasa Vestenickiego w Cracovii. To zawodnik o dużych możliwościach, wychowanek mojej Nitry.

Słyszał pan o Patryku Klimali z Celtiku?
Wiem, że jest w Celtiku zawodnik z Polski, ale musi walczyć o swoje. Rywalizacja w takim zespole to normalka, trzeba ciężko pracować i niekiedy być cierpliwym.

Wierzy pan w ponowne powołanie wspólnej ligi Czechów i Słowaków?
Nie ma szans, bo jak sobie wyobrazić awanse do europejskich pucharów? Jedna i druga nacja ma ambicje na Ligę Mistrzów, a to są już inne realia, inne układy. Jeszcze bardziej nie wierzę w Superligę składającą się z grupy najbogatszych klubów Starego Kontynentu. Przecież to by się stało zamknięte, a piłka nożna jest dla wszystkich, nie tylko dla wybranych. Druga sprawa, że największe emocje generuje faza pucharowa – i w piłce klubowej i reprezentacyjnej.

Ćwierćfinał mundialu 1990 z Czechosłowacją uważa pan za duży sukces?
Kraj był tuż po aksamitnej rewolucji, a dla piłkarzy mundial stał się oknem wystawowym. Rozpad Czechosłowacji wisiał na włosku, tworzyliśmy jednak zespół, który miał ambicję zajść daleko w finałach mistrzostw świata. W drużynie podział na Czechów i Słowaków określiłbym na fifty-fifty, wszyscy byliśmy podekscytowani udziałem w tak cudownej przygodzie. Doszliśmy daleko, a w ćwierćfinale Niemcy z Matthaeusem, Brehme, Klinsmannem okazali się dla nas zbyt silni. Cieszę się niezmiernie, że zaliczyłem mundial we Włoszech, a na nim trzy asysty, każda przy trafieniach Tomasa Skuhravy’ego, wtedy znajdującego się w życiowej dyspozycji. Jak się spotykamy na golfie z Lubosem Kubikiem, kumplem Koseckiego z Chicago Fire, chętnie rozmawiamy o włoskim mundialu. Wcześniej częściej spotykałem się z kolegami z Czech, ale COVID-19 w zasadzie ograniczył do zera moje wyjazdy, także do Pragi, gdzie mieszka moja córka.

Na tamtym mundialu błyszczał Diego Maradona. Ciężko było panu przyjąć do wiadomości informację o śmierci Argentyńczyka?
Dla mnie futbol miał trzech królów. Pele, Diego Maradona, Leo Messi – nic dodać, nic ująć. Diego nie dbał o zdrowie, źle się prowadził i zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Śledziłem cały czas jego losy, widziałem jak pracował w Meksyku, widać było, że ma problemy.

Mówiliśmy wiele o Polsce. Lubił pan grać przeciw naszej reprezentacji?
W eliminacjach Euro’96 w Zabrzu dostaliśmy taki łomot, że nie było co zbierać. Polacy wygrali 5:0 u siebie, ale my w Bratysławie wzięliśmy rewanż i ograliśmy was 4:1. Tamto spotkanie na pewno źle wspominają Romek Kosecki i Piotrek Świerczewski, którzy zostali ukarani czerwonymi kartkami. Z Piotrem nawet nie chciałem na ten temat rozmawiać.

Nie chciałby pan mocniej zaangażować się w pracę w słowackiej federacji?
Trochę się bawiłem w trenerkę, ale już wystarczy. Działam w budowlance, z ludźmi z piłki robię czasami jakieś biznesy, ale nie mam ambicji związanych z działalnością w futbolu. Coś tam honorowo piastuję, ale nie mam czasu, by dać się temu pochłonąć. Jest ciężko, COVID-19 zmienił świat i brakuje mi oglądania meczów na żywo. Czekam w domu aż sytuacja się unormuje i może będzie okazja podjechać do Polski i zobaczyć jak w MMA poczyna sobie Piotrek Świerczewski. Znając jego charakter, szybko się nie zniechęci.

JAROMIR KRUK

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 51-52/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024