Przejdź do treści
Czas na podział tortu

Polska Ekstraklasa

Czas na podział tortu

Jedni czekają siedem lat, drudzy mistrzami nie byli nigdy. Po bezpośredniej konfrontacji nieco bardziej prawdopodobny jest powrót tytułu do Poznania niż historyczny sukces dla Szczecina. Istnieje jednak opcja numer trzy, gdyż w wyścigu o miano piłkarskiej stolicy Polski 2022 tempo utrzymuje Częstochowa.



KONRAD WITKOWSKI

Do mety wciąż daleko (aż 33 punkty do zdobycia), każdy z faworytów jeszcze zaliczy potknięcia, lecz miniony weekend przyniósł odpowiedzi na kilka ważnych pytań w kontekście rywalizacji o mistrzostwo kraju. W Szczecinie podkreśla się najgłośniej, że rezultat sobotniego meczu na szczycie o niczym nie przesądza, a zarazem właśnie tam da się wyczuć największy niepokój. Pogoń na początku rundy nie zachwycała, ale potrafiła zwyciężać w trudnych okolicznościach, co wzmocniło jej pewność siebie, pozwoliło uwierzyć, że jest zespołem na miarę dużego sukcesu. Tymczasem została przez Lecha bezlitośnie sprowadzona na ziemię.

POKAZ DOJRZAŁOŚCI

Jak to zazwyczaj bywa w potyczkach drużyn konkurujących o trofeum, na boisku długo rządziła staranność. Jedni i drudzy przyszli na zajęcia dobrze przygotowani, wiedzieli, na jakie aspekty w poczynaniach rywala należy zwrócić szczególną uwagę. Skoncentrowali się na niwelowaniu atutów oponenta, zaniedbując eksponowanie własnych. Oba zespoły nie biegały wiele (po 103 kilometry), co wskazuje na wysoki poziom taktyczny zmagań. Wyrachowanie, rozsądek, brak miejsca na brawurę. Spotkanie przy Twardowskiego długo rozgrywane było w atmosferze obowiązkowości, podwajania krycia, odbudowy ustawienia. Żeby hit nie skończył się bezbramkowym remisem, musiało wydarzyć się coś, co otworzyłoby mecz na nowo. Coś takiego miało miejsce dziesięć minut po przerwie: Mikael Ishak do końca gonił za piłką, wchodząc bezpardonowo w nogi Dantego Stipicy. Ta z pozoru nieznacząca sytuacja okazała się punktem zwrotnym – sędzia Paweł Raczkowski rozdał kilka żółtych kartek, wzrosła temperatura rywalizacji, opadła kurtyna obustronnej zachowawczości. Do nowych okoliczności szybciej przystosowali się goście, wyczuwając, że to właściwy moment na wrzucenie wyższego biegu. Lech pokazał, że jest zespołem dojrzalszym od Pogoni, lepiej reagującym na przebieg wydarzeń, potrafiącym rozstrzygać na swoją korzyść kluczowe fragmenty meczów.

Maciej Skorża rzadko wprowadza do gry drugiego napastnika, zwykle dokonuje w ofensywie zmian jeden do jednego. Tym razem świetnie zinterpretował sytuację, dokładając Dawida Kownackiego do pomocy Ishakowi. Trener przyczynił się do triumfu Kolejorza także innym niespodziewanym wyborem personalnym. Do tej pory w konfrontacjach z drużynami dysponującymi mocą na skrzydłach Skorża wystawiał na prawej obronie Lubomira Satkę. Tym razem jednak posłał w bój bardziej ofensywnie usposobionego Joela Pereirę – Portugalczyk nie tylko zaliczył asystę, ale i podołał zadaniu powstrzymania Kamila Grosickiego.

Nietrafione okazały się natomiast decyzje Kosty Runjaica. Szkoleniowiec Pogoni postanowił jako pierwszy wprowadzić element zaskoczenia i już w przerwie dokonał dwóch zmian, w wyniku których gospodarze grali bez nominalnego napastnika. Efekt był odwrotny do zamierzonego: to nie Lech wpadł w tarapaty, tylko Portowcy wyglądali na pogubionych. Jean Carlos w roli fałszywej dziewiątki był kompletnie bezproduktywny.

PRYMAT KOLEJORZA

Przewaga Lecha nad Pogonią nie ogranicza się do dwóch punktów w tabeli. Okazałym zwycięstwem na ich terenie Kolejorz zdystansował Portowców pod względem psychologicznym. Aktualnie to poznańska ekipa ma prawo czuć się najsilniejsza w stawce. Zespół trenera Skorży zrobił w Szczecinie coś, co może okazać się bardzo istotne w kontekście walki o tytuł: przechylił szalę na swoją stronę dokładnie w tej fazie meczu, w której wyraźnie słabł zarówno w Krakowie, jak i w Gdańsku. To świadectwo progresu oraz sygnał, że w drużynie nadal tkwią rezerwy.

Przed potyczką z Pogonią mogło się wydawać, że Skorża robi dobrą minę do złej gry. Przeciętny początek wiosny w wykonaniu Lecha usprawiedliwiał tym, że proces treningowy był notorycznie przerywany przez urazy i zakażenia koronawirusem, w związku z czym nie wszyscy zawodnicy byli w ostatnich tygodniach w optymalnej dyspozycji. Spotkanie z kontrkandydatem do mistrzostwa przyznało rację trenerowi – grając w najmocniejszym zestawieniu (pierwszy raz w roku), Kolejorz dyktował warunki, górował nad przeciwnikiem w kluczowych aspektach. A skoro zrobił to z Pogonią, jest w stanie odprawić z kwitkiem każdy zespół w Ekstraklasie.

Portowcy doznali pierwszej w sezonie domowej porażki, Stipica poprzednio puścił trzy gole dziewięć miesięcy temu. Choć nikt ze szczecińskiego obozu nie przyzna tego otwarcie, po tak dotkliwej przegranej w meczu, z którym wiązano ogromne nadzieje, musiały pojawić się wątpliwości. Tylko szybka reakcja przywróci Pogoni pełnię wiary we własne możliwości. Dotychczas zespół Runjaica znakomicie odpowiadał na wpadki: zarówno po porażce w Lubinie, jak i niepowodzeniu w Płocku, w następnej kolejce zwyciężał aż 4:1.

Podczas gdy Lech i Pogoń znajdują się na tapecie, gdzieś w cieniu swoje robi Raków. Częstochowski zespół regularnie punktuje i wcale nie zamierza być drugoplanowym aktorem na scenie zmagań o tytuł. Biorąc pod uwagę wyłącznie tegoroczne wyniki, drużyna Marka Papszuna jest liderem Ekstraklasy.

(…)

CAŁY TEKST ZNAJDUJE SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (9/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024