Czas na letnią rewolucję w Jagiellonii
Jagiellonia rozgrywa najgorszy od wielu lat sezon w Ekstraklasie. Zajmuje miejsce w drugiej połowie tabeli, nie ma szans na awans do pierwszej ósemki, zwolniono trenera Bogdana Zająca i coraz częściej na Podlasiu mówi się o letnich zmianach.
To miały być tłuste lata dla Pszczółek. W poprzednim sezonie Jaga świętowała stulecie, a klub chciał, aby ta rocznica została uczczona spektakularnym sukcesem. Pod koniec rundy jesiennej 2019 z funkcją trenera pożegnał się Ireneusz Mamrot, a zastąpił go Iwajło Petew. Bułgar jednak w Białymstoku długo nie popracował, został zwolniony przed obecnym sezonem, a w jego miejsce przyszedł Bogdan Zając. Były asystent Adama Nawałki również nie dotrwał do końca rozgrywek. Drużyna podążała się w niewiadomym kierunku, miejsce w tabeli było katastrofalne, dlatego postanowiono zakończyć współpracę i zrobić następne nowe rozdanie.
GIEŁDA NAZWISK
Do końca sezonu pierwszą drużynę poprowadzi Rafał Grzyb, który dwa lata temu zawiesił buty na kołku i dołączył do sztabu szkoleniowego jako asystent. Były kapitan Jagiellonii w ostatnich miesiącach miał bardzo dużo na głowie – najpierw musiał wprowadzić Petewa, później Zająca, a koniec końców sam usiadł na ławce w roli pierwszego trenera. Na pewno jednak taki stan rzeczy nie utrzyma się dłużej niż do 16 maja, kiedy zostanie rozegrana ostatnia kolejka PKO Bank Polski Ekstraklasy. Grzyb nie ma bowiem licencji UEFA Pro, a w Białymstoku nikt nie zamierza zatrudniać „trenera-słupa”.
– Jesteśmy przeciwnikami takiego rozwiązania, zarówno my jako klub, jak i sam Rafał – mówi Agnieszka Syczewska, wiceprezes Jagiellonii. – Przez dwa lata trener Grzyb miał pełne ręce roboty i chylę przed nim czoła za to, co zrobił. To na jego głowie było dokładne przedstawienie drużyny nowym trenerom, a Rafał jest takim człowiekiem, że jak za coś się bierze, to robi to na dwieście procent. Kiedy była potrzeba, aby objął drużynę na kilka tygodni, również podszedł do sprawy bardzo wyrozumiale. Wiemy, że jest to człowiek, który chce się rozwijać, kształcić i cały czas o tych elementach pracy nie zapomina. Na razie jeszcze jest za wcześnie, aby zaczął samodzielną pracę. Oczywiście, w przyszłości liczymy mocno na niego, ale nie chcemy go zbyt wcześnie spalić. Za kilka lat, kiedy będzie gotowy, na pewno usiądzie jako pierwszy trener Jagiellonii.
Od kilku tygodni klub rozgląda się za nowym szkoleniowcem, który ma objąć zespół od sezonu 2021-22. Karuzela nazwisk kręci się dosyć szybko, na biurko prezesa trafiło wiele ofert, szeroka lista wynosiła piętnaście nazwisk, ostatecznie została skrócona do pięciu. W wyborze nowego szkoleniowca ma pomóc także firma zewnętrzna, która przygotowuje specjalne raporty o każdym kandydacie. Ostatecznego wyboru oczywiście dokonają władze klubu. „Przegląd Sportowy” oraz WP SportoweFakty donosiły, że w kręgu zainteresowań Jagi są tacy trenerzy jakmaciej Stolarczyk, Leszek Ojrzyński, Mariusz Lewandowski czy Radosław Sobolewski. Do tego grona lada chwila może dołączyć także Marcin Brosz, z którym Górnik Zabrze nie zamierza przedłużać wygasającego w czerwcu kontraktu.
– Stworzyliśmy profil trenera, którego chcemy zatrudnić. Nie chcę mówić o szczegółach, ale na naszej liście przeważają polskie nazwiska. Przez ostatnie dwa lata popełniliśmy kilka błędów, których teraz chcemy uniknąć, dlatego wybór pierwszego szkoleniowca to długi proces. Wiemy, co chcemy poprawić, wyciągnęliśmy wnioski, analizujemy, sprawdzamy, zastanawiamy się, ale nie mogę zdradzić, kiedy zapadnie ostateczna decyzja – twierdzi Syczewska.
DRZWI OBROTOWE
Jagiellonia w ostatnich kilku oknach transferowych popełniła sporo błędów, jeśli chodzi o wybory nowych piłkarzy. Wystarczy spojrzeć na letnie i zimowe nabytki. W zasadzie tylko Błażej Augustyn ma pewne miejsce w składzie i nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Na lewej obronie po odejściu Bodvara Bodvarssona królować miał Bojan Nastić, ale złapał kontuzję cztery tygodnie temu i w jego miejsce gra Godfrey Bitok Stephen – fajerwerków jednak nie odpalił… Fernan Lopez okazał się totalnym niewypałem, a Fiodor Cernych cały czas nie może odnaleźć formy sprzed wyjazdu do Rosji. Nawet Pavels Steinbors dopiero teraz wrócił do łask trenera, ale wcześniej przegrywał rywalizację z Xavierem Dziekońskim. Czy to oznacza, że Pszczółki przeznaczą na letnie wzmocnienia spore fundusze?
Syczewska: – Niekoniecznie. Na ostatnie okno wydaliśmy trzy miliony złotych i widzimy, że nie były to do końca dobrze zainwestowane pieniądze. Niskie miejsce w tym sezonie w PKO Bank Polski Ekstraklasie spowoduje, że pieniądze z tego tytułu będą znacznie niższe niż w ostatnich latach. Na razie jednak o letnich ruchach chcielibyśmy porozmawiać z nowym trenerem, abyśmy ustalili priorytety i żebyśmy wiedzieli, z kim podejmować poważniejsze rozmowy.
Na Podlasiu słychać głosy, że w kadrze Jagiellonii jest wielu piłkarzy, którzy nigdy nie powinni zostać zatrudnieni przez białostocki klub. Zdecydowanie łatwiej wymienić niewypały transferowe niż jakiekolwiek strzały w dziesiątkę. Wydaje się, że największym wzmocnieniem w ostatnich czterech oknach był Jakov Puljić, który gwarantuje poziom w linii ataku i znalazł wspólny język z Jesusem Imazem. Na barkach tych dwóch piłkarzy spoczywa ciężar gry ofensywnej. Obaj strzelili ponad połowę wszystkich goli białostoczan w tym sezonie PKO Bank Polski Ekstraklasy…
Wraz z końcem sezonu wygasają kontrakty: Ariela Borysiuka, Macieja Makuszewskiego, Bartosza Kwietnia, Damiana Węglarza, Fernana Lopeza, Huberta Gostomskiego i Myroslawa Mazura. – To są rozmowy pomiędzy klubem, a zawodnikami. W tym tygodniu mamy kolejne spotkanie w tej sprawie i będziemy rozmawiać o każdym przypadku – ucina Syczewska.
Trudno się jednak spodziewać, aby tacy zawodnicy jak Lopez czy Mazur, którzy nic nie wnieśli do gry drużyny, zostali w Białymstoku na dłużej niż do końca rozgrywek. Trzeba jednak myśleć o zmianach, aby w przyszłym sezonie poprawić pozycję w lidze i wrócić na tory, którymi drużyna szła przez kilka poprzednich lat. Niektórzy nawet żartują, że w siedzibie klubu trzeba będzie zamontować szerokie drzwi obrotowe, aby dokonać odpowiedniej rewolucji kadrowej, która przyniesie skutek.
Gdzie dzisiaj tkwią największe problemy? Gra defensywna pozostawia wiele do życzenia. Jagiellonia ma drugą najgorszą obronę w całej lidze. Więcej goli od białostoczan straciło tylko Podbeskidzie. Zespół z Podlasia ma największe problemy z końcówkami. Jaga straciła aż 13 z 47 bramek w ostatnim kwadransie meczu. Kiedy zespół ze stolicy Podlasia obejmie prowadzenie, to już z reguły nie da się pokonać (11 razy – 7 zwycięstw, 4 remisy, 1 porażka), ale kiedy jako pierwszy straci gola, to z reguły przegrywa (12 porażek w 16 takich przypadkach – wszystkie dane za Ekstrastats.pl).
Kiedy gra się nie klei, trener powinien szukać innych sposobów na kreowanie akcji bramkowych, na przykład po stałych fragmentach gry. Jaga jednak z tego korzysta słabo – strzeliła zaledwie 11 bramek po rzutach karnych, rożnych i wolnych. Gorsze pod tym względem są tylko Górnik oraz Warta. Natomiast pod względem straconych bramek po SFG Jaga jest jeszcze gorsza – zajmuje przedostatnie miejsce z 21 takimi golami, a słabsze jest tylko Podbeskidzie – 27.
ŁYŻKA MIODU W BECZCE DZIEGCIU
Jagiellonia rozgrywa jeden z najgorszych sezonów w ostatnich latach. Z Fortuna Pucharu Polski odpadła już na etapie 1/32 finału, czym powtórzyła zeszłoroczny falstart w tych rozgrywkach. W PKO Bank Polski Ekstraklasie na dzisiaj jest poza czołową dziesiątką, a to oznacza, że szykuje się powtórka z sezonu 2015-16, kiedy Pszczółki zakończyły ligę na jedenastej pozycji. Jaga przed 28. kolejką (w momencie zamknięcia tego wydania „PN”) wciąż miała matematyczne szanse na europejskie puchary, czyli zajęcie czwartego miejsca i ewentualny triumf Rakowa w krajowym pucharze. Taki scenariusz miał jednak mniej niż jeden procent szans powodzenia…
Wyniki pierwszej drużyny zakłamują jednak nieco obraz. Klub z Podlasia rozwinął się na innych płaszczyznach. Od kilkunastu miesięcy Jaga może pochwalić się nowym ośrodkiem treningowym przy ulicy Elewatorskiej, którego jakość jest na topowym europejskim poziomie.
– Cały czas inwestujemy środki w rozwój. Korzystamy z różnych systemów badaniowo-statystycznych, rozwijamy akademię, która dzisiaj jest jedną z czołowych w kraju. Budujemy siatkę skautingową, zarówno pod kątem pierwszej drużyny jak i zespołów młodzieżowych. Dla mnie to wszystko jest taką łyżką miodu w beczce dziegciu. Wiem, że cała jagiellońska społeczność jest bardzo zła z powodu wyników pierwszego zespołu. Ja nie jestem zła, jestem wręcz wściekła, że przez ostatnie dwa lata nie poszliśmy do przodu, a wręcz się cofnęliśmy, ale tylko jeśli mówimy o pierwszej drużynie. Wszystkie inne elementy poszły do przodu i wiem, że ciężka praca zawsze się obroni. A my jesteśmy nauczeni ciężkiej pracy i chcemy się odbudować. Mam nadzieję, że za rok o tej porze porozmawiamy już w zupełnie innym nastroju – kończy Syczewska.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (18/2021)