Cykl Piłkarskie Świątynie (13): Stade de France
Piłkarski stadion jest dla nas, kibiców i dziennikarzy niczym świątynia. To właśnie tam krzyżują się nasze drogi, to właśnie tam udajemy się na nasze „nabożeństwo” i oglądamy w akcji piłkarzy. Są na świecie takie obiekty, które należą do tych najbardziej wyświęconych. Stadiony, które w swojej historii widziały tak wiele wydarzeń, gościły tak znakomitych zawodników, że przeszły do legendy i właśnie tymi chcemy się zająć w naszym nowym cyklu. Oto jego trzynasta część.
Do tej pory w naszej podróży po stadionach świata zwiedzaliśmy z reguły te, które mogą pochwalić się kilkudziesięcioletnią historią i bardzo długą listą wydarzeń, które się na nich odbyły. Tym razem, przyszedł czas na obiekt o stosunkowo młodym wieku, takim który nie wkroczył jeszcze w stan pełnoletniości. Chodzi o podparyskie Stade de France, które od ponad szesnastu lat jest dumą i chlubą Francuzów.
Pomysł wybudowania ogromnego reprezentacyjnego obiektu już pod koniec lat 80. przewijał się w planach i obietnicach francuskich polityków. Parc des Princes było stadionem zbyt małym jak na potrzeby 65-milionowego państwa, a Stade Velodrome już dawno miało swoje lata świetności za sobą. Oczywiście, jak to jest z obietnicami, nie wszyscy poczuwają się do ich spełniania. W 1992 roku nie było już jednak odwrotu. Podczas głosowania w Zurychu Francuzom zostały przyznane prawa do organizacji finałów Mistrzostwa Świata w 1998 roku, a jednym z głównych warunków było posiadanie właśnie nowoczesnego, na skalę światową stadionu. Trójkolorowi złożyli solenne przyrzeczenie, że taki wybudują i dzięki temu (choć oczywiście nie tylko) zostawili w pokonanym polu Marokańczyków i Szwajcarów.
Klamka zapadłaPrzez Francuzami stanęło nie lada wyzwanie. Po raz pierwszy bowiem od ponad 70 lat musieli oni wybudować nowy obiekt na bardzo konkretną imprezę sportową. Wcześniej, na podobny trud musieli się zdobyć przed letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w 1928 roku, które odbyły się na paryskim Stade Olympique Yves-du-Manoir mogącym pomieścić 45 tysięcy widzów. Inne czasy, inna technologia, ale analogicznie rzecz ujmując, wyzwania było podobnego kalibru. Francuski rząd w porozumieniu z piłkarską federacją (FFF) postanowił, że stadion zostanie wybudowany poza ścisłym centrum Paryża, w Saint-Denis. Kiedy już wyznaczono miejsce, ustalono za ile, można było wyznaczyć ludzi odpowiedzialnych za budowę. Za projekt flagowego obiektu przyszłego mundialu mieli być odpowiedzialni
Michel Macary,
Aymeric Zublena,
Regembal Michel oraz
Claude Costantini z firmy CR SCAU Architecture. Kiedy stadion był już gotowy na papierze, a pozwolenie na budowę zostało wydane, robotnicy mogli przystąpić do pracy. Pierwsza łopata na terenie Stade de France została wbita dokładnie 30 kwietnia 1995 roku.
Budowa trwała ponad 31 miesięcy, a w czasie, gdy robotnicy zwijali się jak w ukropie, we francuskim ministerstwie sportu trwała gorączkowa debata nad nazwą stadionu. Roboczo nazywano go „wielkim” lub „ogromnym”, jednak było wiadomo, że taki szyld się nie obroni. Ostatecznie zwyciężyła propozycja, którą złożył najlepszy francuski piłkarz w historii, czyli
Michael Platini. To właśnie on zasugerował, że obiekt powinien nazywać się Stade de France, co momentalnie podchwycono w niemal wszystkich mediach. Nazwa odwołująca się do dumy narodowej została bardzo dobrze przyjęta i ostatecznie zapalono dla niej zielone światło.
Początek wielkiej przygodyCzas naglił, ponieważ Mistrzostwa Świata zbliżały się wielkimi krokami. Ostatecznie nakładem 290 milionów euro (45 milionów kosztowała sama konstrukcja dachu) stadion został oddany do użytku z dużym wyprzedzeniem i już 28 stycznia 1998 roku, czyli na kilka miesięcy przed pierwszym gwizdkiem mundialu, mógł się na nim odbyć mecz inauguracyjny. Francuzi zmierzyli się z Hiszpanami i po bramce
Zinedine’a Zidene’a wygrali 1:0. Na trybunach zasiadło dokładnie 78,368 dumnych Francuzów, w tym ówczesny prezydent republiki
Jacques Chirac. Media w jednej chwili oszalały na punkcie nowego stadionu. Nazywano go „talizmanem” i wierzono, że przyniesie on Francuzom szczęście podczas Mistrzostw Świata. Co bardziej śmiali przebąkiwali nawet o tym, że w lipcu 1998 roku kapitan reprezentacji wzniesie na płycie Stade de France Puchar Świata. Oczywiście, nikt wtedy jeszcze nie mógł przypuszczać, że marzenia wszystkich Francuzów staną się faktem, a świat pozna całe pokolenie wybitnych piłkarzy rodem znad Sekwany.
Stadion został także bardzo szybko przetestowany przez rugbystów, którzy przecież także są wielkimi pupilami Francuzów. Na „dzień dobry” pokonali oni swoich odwiecznych rywali, czyli Anglików 24:17, co jedynie utwierdziło kibiców w przekonaniu, że na tym obiekcie ich sportowcy będą niepokonani. Ich idealistyczną wizję popsuła nieco porażka z Brazylią w przededniu turnieju finałowego (0:1). To właśnie w tym spotkaniu jedną z najpiękniejszych bramek w historii futbolu strzelił
Roberto Carlos.
TalizmanW końcu jednak się zaczęło. Szesnaste finały Mistrzostw Świata (nie będę ukrywał, że to moim zdaniem zdecydowanie najlepszy i najbardziej pamiętny turniej piłkarski) w końcu się rozpoczęły. Gospodarze w grupie na Stade de France zagrali tylko raz, w konfrontacji z Arabią Saudyjską, którą rozgromili 4:0. W fazie pucharowej, od ćwierćfinału już do samego finału (mecz 1/8 finału Francuzi rozegrali w Lens), podparyski gigant wiódł Les Bleus do końcowego triumfu. Włosi, Chorwaci na końcu Brazylijczycy, wszyscy ci rywale musieli uznać wyższość gospodarzy i tak narodziła się legenda nie tylko złotej drużyny
Aime Jacqueta, ale także Stade de France.
Gorący doping i gościnne ściany prowadziły do sukcesów nie tylko francuskich piłkarzy i rugbystów. Z bardzo dobrej strony na Stade de France spisali się także lekkoatleci, którzy w 2003 roku walczyli na Mistrzostwach Świata. Gospodarze podczas tej imprezy zdobyli łącznie osiem medali (trzy złote, trzy srebrne i dwa brązowe) i musieli uznać wyższość jedynie takich potęg jak USA i Rosja. Świetna
Eunice Barber w siedmioboju i dwie sztafety, w tym ta z będącym w 2003 roku w kapitalnej formie
Markiem Raquilem. SdF to obiekt wielofunkcyjny, o czym oprócz imprez sportowych, najlepiej świadczy liczba koncertów gwiazd światowej estrady. Muzyczne występy na podparyskim obiekcie zainaugurowali najwięksi z największych, czyli The Rolling Stones. Po otwarciu z grubej rury, potem musiało być już tylko gorzej, ale tacy wykonawcy jak Celine Dion, AC/DC, Tina Turner, U2, Madonna, Depeche Mode, Muse, Roger Waters, Eminem czy Metallica także przyciągały na stadion niezliczone tłumy.
Powtórka z rozrywki?Skoro Stade de France już raz przyniosło Francuzom szczęście, to dlaczego taka sytuacja miałaby się nie powtórzyć raz jeszcze? W czerwcu 2016 roku nad Sekwaną i Loarą rozpoczną się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, których finał zostanie rozegrany właśnie na podparyskim gigancie. Wiadomo, pokolenia takich piłkarzy jak Zidane,
Deschamps,
Henry,
Pires czy
Lizarazu Trójkolorowym sklonować się nie uda, ale jeśli talizman nie stracił swojej mocy, to wszystko będzie możliwe.