Co się dzieje w Legii Warszawa? Wniosek o rozwód już został złożony
Wiele wskazuje, że w trwającym sezonie w Legii już nie będzie spokojnie. Po zawirowaniach związanych z nieudaną, na szczęście dla kibiców mistrza Polski bardzo krótką kadencją Besnika Hasiego, okazało się, że próby czasu nie wytrzymał związek aktualnych akcjonariuszy Legii. Rozbieżności są na tyle istotne, że teraz pozostało już pytanie, nie czy (gdyż nastąpi to z całą pewnością), tylko kiedy zmieni się układ własnościowy. Obie strony sporu nawet w tym względzie prezentują odmienne stanowiska.
Kolejny etap operacji „mundial”. Nawałka: Jest w nas sportowa złość – KLIKNIJ!
Problem nawarstwiał się od dłuższego czasu, jednym z symptomów było wzmożenie medialnej aktywności przez posiadającego 60 procent akcji Legii Dariusza Mioduskiego, który wcześniej pozostawał w cieniu Bogusława Leśnodorskiego, a także Macieja Wandzela, czyli pozostałych współudziałowców. Dopiero jednak po wymierzeniu kolejnej kary przez UEFA polegającej na zamknięciu stadionu na spotkanie Ligi Mistrzów z Realem Madryt za incydenty w trakcie meczu z Borussią Dortmund, mleko – co w sobotnim wydaniu ujawnił „Przegląd Sportowy” – się wylało. Temat został skwapliwie podchwycony przez inne media, co doprowadziło jeszcze tego samego dnia wieczorem do ujawnienia przed kamerami stacji Canal+ przez Mioduskiego faktu, że już w czwartek zawnioskował o odwołanie zarządu, w którym obok Leśnodorskiego zasiada także Jakub Szumielewicz.
SZORSTKA PRZYJAŹŃ WŁAŚCICIELI
Od początku współpracy obecnych właścicieli w sportowej spółce z Łazienkowskiej, datowanej od początku 2013 roku (Wandzel dołączył do duetu, który przejął aktywa od ITI osiem miesięcy później), wydawało się, że role każdego z udziałowców są rozpisane na nuty. Mioduski odpowiadał za dyplomację na forum międzynarodowym, Wandzel robił politykę w kraju, zaś Leśnodorski na co dzień zarządzał klubem. I nawet tak poważny zakręt, jakim była zawstydzająca wpadka z kartkami, która skutkowała walkowerem w rywalizacji z Celtikiem Glasgow nie przyczyniła się do zaburzenia zgodnie funkcjonującego układu. Rozdźwięki pojawiły się później, ale nie jest prawdą, że dotyczyły wyłącznie relacji z kibicami. Uwidoczniły się również podczas dyskusji na temat wizji rozwoju klubu – przy udziale bogatego zewnętrznego inwestora, czy bez – a nawet zatrudniania i żegnania kolejnych szkoleniowców. W sobotę Leśnodorski ujawnił, że Stanisław Czerczesow został zatrudniony wbrew pierwotnej woli Mioduskiego. Z kolei od tego ostatniego można było – choć tylko nieoficjalnie – usłyszeć, iż był przeciwny pożegnaniu Rosjanina. Natomiast polscy znajomi nowego selekcjonera Sbornej zaklinają się, iż słyszeli bezpośrednio od niego, że przed ewentualnym przedłużeniem kontraktu przy Ł3 główny warunek brzmiał: ograniczenie ingerencji prezesa w sprawy sportowe związane z pierwszym zespołem.
Jaka jest cała prawda – w tej i innych sprawach – zapewne będziemy dowiadywać się etapami. Przeszłość nie już zresztą istotna, nawet jeśli w przypadku zatrudnienia kolejnych szkoleniowców, czyli Hasiego i Jacka Magiery, także nie było jednomyślności wśród właścicieli (zresztą nie musiało, udziałowcy ustalili, że głos każdego waży tyle samo, a decyzje zapadają zwykłą większością). Teraz liczy się wyłącznie przyszłość. A w tej kwestii właściwie tylko jedno można przesądzać: po okresie separacji, który trzeba liczyć od minionego czwartku, nie nastąpi powrót do pożycia małżeńskiego. Rozwód w tym momencie wydaje się nieuchronny. Na jakich warunkach? Mioduski może spłacić duet Wandzel – Leśnodorski, opcja odwrotna także nie jest wykluczona, a zapewne istnieje także możliwość, że zamieszanie wykorzysta gracz z kapitałem pozwalającym przejęcie akcji trzech dotychczasowych udziałowców.
Od Wandzela można się dowiedzieć, że są różne możliwości rozliczenia, ale wymagają długiego czasu. Raczej wykraczającego poza trwający sezon, mimo różnic występujących między współudziałowcami. Tym bardziej że zarząd jest stabilny, a na dodatek pracuje zgodnie i dobrze.
Z kolei Mioduski wątpi, aby obecny układ przetrwał tak długo. Wychodzi bowiem z założenia, że jego wniosek o odwołanie zarządu już uruchomił proces zmian właścicielskich. I jedyne co teraz mogą zrobić akcjonariusze mniejszościowi, to przeciągać wspomniany proces w czasie. Jest przy tym zdeterminowany, aby utrzymać Legię
(…)
Adam GODLEWSKI
Cały tekst można znaleźć w nowym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”