Ależ to było starcie! W pierwszym z dwóch zaplanowanych na niedzielę meczów PKO Bank Polski Ekstraklasy Lech Poznań zremisował z Rakowem Częstochowa (3:3), a losy zawodów rozstrzygnęły się w doliczonym czasie gry.
Mecz w Poznaniu dostarczył wielu emocji (fot. Maciej Figielek / 400mm.pl)
Starcie przy Bułgarskiej było zapowiadane jako jeden ze szlagierów tej kolejki, ale nie mogło być inaczej. Raków to w końcu lider tabeli i zespół, który od początku sezonu spisuje się znakomicie, odprawiają z kwitkiem kolejnych rywali. Jeśli zaś chodzi o Kolejorza, to mowa o wciąż aktualnym wicemistrzu kraju i drużynie, która rywalizuje w fazie grupowej Ligi Europy.
Gospodarze chcieli się przełamać po trzech kolejnych meczach bez zwycięstwa na ligowych boiskach, natomiast goście stawili się w stolicy Wielkopolski z bardzo mocnym postanowieniem utrzymania pozycji lidera. Do tego z kolei – by mieć stuprocentową pewność powodzenia misji – potrzebowali wygranej i kompletu punktów.
Lech od początku próbował przejąć inicjatywę i chociaż prezentował się lepiej, to niewiele z tego wynikało. Raków rozpędzał się z kolei powoli, a kiedy w końcu wskoczył na obroty, to pod bramką Filipa Bednarka od razu zrobiło się gorąco.
Po kwadransie goście przyspieszyli i jak się okazało, natychmiast udało się im skruszyć obronny mur Kolejorza. Marcin Cebula dostrzegł wybiegającego na pozycję Iviego Lopeza i posyłając piłkę pomiędzy nogami Lubomira Satki, wypuścił Hiszpana w pole karne. Ten mając przed sobą już tylko bramkarza, dopełnił formalności celnym strzałem.
Raków poczuł krew i niewiele brakowało, by tuż po zdobyciu pierwszego gola, podwyższył na 2:0, już całkowicie pozbawiając rywala chęci na grę. Lech bronił się desperacko, ale szczęśliwie i był w stanie odpierać kolejne ataki lidera tabeli… do czasu. W 31. minucie podopieczni Marka Papszuna wyprowadzili jednak drugi cios, po którym przeciwnik upadł na deski.
Tym razem bramkową akcję Rakowa otworzył Lopez, który wypuścił prostopadłym podaniem Cebulę. Ten dostrzegł Oskara Zawadę na dalszym słupku, a trafienie do siatki było już tylko formalnością.
Odpowiedź Lecha była błyskawiczna, a kiedy dwie minuty po trafieniu dla Rakowa do siatki trafił Mikael Ishak, gospodarze ponownie uwierzyli, że w tym meczu będzie można powalczyć nie tylko o punkt, ale nawet o pełną pulę.
Wiadomo było, że drużyna Dariusza Żurawia nie odpuści i na początku drugiej połowy udało się jej odpowiedzieć. Po zagraniu piłki ręką w polu karnym przez Macieja Wilusza, sędzia wskazał na „wapno”, a pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Jakub Moder i cała zabawa zaczęła się od początku.
Po dogonienie przeciwnika Kolejorz ewidentnie złapał wiatr w żagle i w 51. minucie znajdował się już na czele rywalizacji. Znakomitym strzałem ze skraju pola karnego popisał się mający sporo miejsca Dani Ramirez i jak się okazało, przymierzył na tyle precyzyjnie, że piłka wpadła idealnie w „okienko” bramki Jakuba Szumskiego.
Kiedy do końca zawodów pozostało zaledwie kilkadziesiąt sekund, na kapitalny rajd zdecydował się Daniel Szelągowski. Młody piłkarz Rakowa przejął piłkę na swojej połowie i biegł z nią przez kilkadziesiąt metrów. Minął kilku zawodników Lecha, wpadł w pole karne i zdobył gola na 3:3! Nieprawdopodobne trafienie i karygodne zachowanie graczy Kolejorza.
gar, PiłkaNożna.pl