Przejdź do treści
Chwała na wysokości

Ligi w Europie Świat

Chwała na wysokości

Pół wieku temu reprezentacja Brazylii po raz trzeci w historii została mistrzem świata. Chociaż Canarinhos pięciokrotnie wygrywali mundiale, właśnie ta drużyna jest uznawana za najbliższą ideału, a akcje przeprowadzane wtedy przez Pelego i spółkę do dziś budzą podziw.

ZBIGNIEW MROZIŃSKI

Turniej odbył się w Meksyku, gdzie dwa lata wcześniej zorganizowano igrzyska olimpijskie obfitujące w wiele wspaniałych rekordów, na czele z fantastycznym skokiem amerykańskiego lekkoatlety Boba Beamona, który w dal pofrunął 8 metrów i 90 centymetrów. Nie trzeba dodawać jak ogromne znaczenie miał fakt, że miasto Meksyk leży ponad 2 tysiące metrów nad poziomem morza. O medale olimpijskie rywalizowano w stolicy Kraju Azteków w drugiej połowie października, a najlepszych szesnaście reprezentacji piłkarskich świata rozgrywało mecze od 31 maja do 21 czerwca, gdy panowały upały, na dodatek grano często wczesnym popołudniem, żeby przy różnicy czasu przekazywać obraz na żywo w europejskim prime timie. Dlatego ogromne znaczenie miał sposób przygotowań do Mexico ’70.

ZAGALLO ZA SALDANHĘ

Doskonale zdawano sobie z tego sprawę w Brazylii, tyle że kilka miesięcy przed turniejem doszło tam do dymisji selekcjonera. W trakcie krótkich eliminacji MŚ, które dla Canarinhos trwały niespełna cztery tygodnie sierpnia 1969 roku, zespół prowadzony przez Joao Saldanhę wygrał wszystkie mecze, po dwa razy pokonał Paragwaj, Kolumbię i Wenezuelę. Potem było aż dziewięć miesięcy na opracowanie strategii na mundial. Saldanha, który wcześniej był dziennikarzem sportowym, akurat nie przepadał za byłymi kolegami po fachu, dochodziło nawet do rękoczynów, gdy przychodzili oglądać prowadzone przez niego treningi. Nie potrafił dojść do porozumienia z szefami brazylijskich klubów, a przecież cała kadra narodowa wtedy się z nich wywodziła. Na dodatek zapragnął dokonać rewolucji w składzie i to kosztem nie byle kogo, bo samego Pelego. Wprawdzie król futbolu zbliżał się do trzydziestki, co na tamte czasy było podeszłym wiekiem dla piłkarza, to wciąż imponował formą. Saldanha publicznie opowiadał o kłopotach zdrowotnych najlepszego piłkarza, między innymi o tym, że ma wadę wzroku. 


Joao Havelange, wtedy prezydent Brazylijskiej Konfederacji Futbolu, a od 1974 roku szef FIFA, nie mógł już wytrzymać fantazji i ekstrawagancji kontrowersyjnego szkoleniowca i go zwolnił. Kilku renomowanych trenerów odmówiło przejęcia zespołu tak krótko przed mundialem. Zgodził się dopiero Mario Zagallo, mało doświadczony, niespełna 40-letni szkoleniowiec Botafogo Rio de Janeiro, za to jako piłkarz mistrz świata z 1958 i 1962 roku. Poza tym zupełnie inny człowiek od poprzednika, spokojny, zrównoważony i przede wszystkim potrafiący słuchać. Przyszło mu ogarnąć zespół, który próbował rozsadzić chwiejny Saldanha. Operację Meksyk rozpoczęto zgrupowaniem już w połowie lutego 1970. Potem kandydatów do 22-osobowej kadry poddawano gruntownym badaniom lekarskim, także pod względem psychiki.

Na początku maja ekipa pod kierunkiem Zagallo wyruszyła na mundial, ale niech nikt nie myśli, że to była taka prosta eskapada, o czym w książce pod tytułem „Mecze, które wstrząsnęły światem” pisał Stefan Szczepłek: „Podróż z Rio do Guadalajary można było odbyć samolotem w ciągu kilku godzin, ale fizjolodzy stwierdzili, że wiąże się to ze zbyt dużym ryzykiem. Mogłoby dojść do niepożądanych reakcji organizmu związanych z różnicą ciśnienia, pracy serca, itp., a to w przypadku czynnych sportowców byłoby szkodliwe. Zgodnie z sugestiami lekarzy wybrano inny wariant. Najpierw samolot wylądował w Manaus nad Amazonką. Po dwóch dniach odpoczynku piłkarze przenieśli się do położonej wyżej Bogoty, a po trzech kolejnych wylądowali w Guadalajarze, na wysokości 1680 metrów. Stąd przenieśli się do leżącego o 400 metrów wyżej Guanajuato, gdzie spędzili prawie dwa miesiące”.

PIEKŁO GUADALAJARY

Hotel, w którym zamieszkali Brazylijczycy był ogrodzony wysokim płotem i strzeżony przez policję. Nie mogli tam przychodzić nie tylko kibice, ale nawet dziennikarze, którzy przylecieli z kraju. Z selekcjonerem mogli się spotykać tylko przy okazji oficjalnych konferencji prasowych. Wszystkie mecze grupy C odbywały się na Estadio Jalisco właśnie w Guadalajarze, więc nic dziwnego, że przebywający w tym regionie tak długo Brazylijczycy byli przystosowani do ekstremalnych upałów i podczas meczów nie dostawali zadyszki. Cóż z tego, że w pierwszym spotkaniu nazywanym rewanżem za finał mistrzostw świata z 1962 roku jako pierwsza gola strzeliła już w 12 minucie Czechosłowacja, skoro potem do siatki trafili Rivelino, Pele oraz dwukrotnie Jairzinho i Canarinhos wygrali 4:1. W kolejnym spotkaniu podopieczni Zagallo zmierzyli się w samo południe z broniącymi tytułu Anglikami, których zaskoczyli niespotykaną u piłkarzy z Ameryki Południowej dyscypliną taktyczną. Co prawda Gordon Banks zaprezentował paradę stulecia, broniąc strzał Pelego, lecz nie dał rady przy uderzeniu prawoskrzydłowego Jairzinho i Brazylia odniosła zwycięstwo 1:0. W trzecim spotkaniu z Rumunią selekcjoner dał odpocząć słynącemu ze strzałów lewą nogą pomocnikowi Rivelino, a także dyrygentowi drugiej linii Gersonowi i niespodziewanie pojawiły się kłopoty. Wprawdzie szybko do siatki piłkę skierował z rzutu wolnego grający na środku ataku Pele, a potem Jairzinho, lecz rywale jeszcze w pierwszej połowie zdobyli kontaktową bramkę. Po przerwie Pele ponownie wpisał się na listę strzelców, ale Rumuni znowu strzelili gola i końcówka zupełnie niespodziewanie zrobiła się nieco nerwowa, ale Brazylijczykom udało się utrzymać prowadzenie 3:2.


Zajęcie pierwszego miejsca w grupie oznaczało, że Canarinhos nie musieli opuszczać Guadalajary. Z leżącego kilkaset metrów wyżej i oddalonego o 220 kilometrów miasta Leon przyjechali do nich na ćwierćfinał rewelacyjni Peruwiańczycy. Pele tak opisał w autobiografii atmosferę w swojej ekipie przed spotkaniem z mundialowymi debiutantami: „Coś nas jednak poważnie niepokoiło przed tym spotkaniem. Nie piłkarze, lecz ich trener. Był nim Didi, nasz dobry kolega z mistrzostw w 1958 i 1962 roku. A okazał się równie dobrym trenerem jak niegdyś piłkarzem. To dzięki niemu Peruwiańczycy znaleźli się w finałowej puli meksykańskiego mundialu. Didi grał w brazylijskiej reprezentacji przez wiele lat. Znał nasze mocne punkty, taktykę, słabostki i to było niebezpieczne”.

Didi, z którym Zagallo i Pele dwukrotnie zdobyli Puchar Rimeta nie zdołał jednak przechytrzyć rodaków. Brazylia odniosła zwycięstwo 4:2, na listę strzelców wpisali się bardzo skuteczni w tym turnieju Rivelino i Jairzinho, no i nareszcie znakomity lewoskrzydłowy Tostao, który był najlepszym strzelcem zespołu w eliminacjach MŚ. Z nim był taki problem, że kilkanaście miesięcy wcześniej podczas meczu krajowego pucharu został uderzony tak nieszczęśliwie w oko, że odkleiła mu się siatkówka. Było zagrożenie, że Tostao będzie musiał przedwcześnie zakończyć karierę, ale po zabiegu wrócił do dawnej formy. Na mundialu nic mu się nie stało, ale trzy lata później musiał zawiesić buty na kołku, mając zaledwie 26 lat. W półfinale znowu na Jalisco Brazylijczycy trafili na inny zespół z Ameryki Południowej. Jeszcze jeden cytat z książki „Mecze, które wstrząsnęły światem, „Półfinałowym przeciwnikiem był Urugwaj. Spotykał się na mundialu z Brazylią pierwszy raz od słynnego finału w 1950 roku. Jak chcą legendy i lukrowane biografie Pelego, kiedy Alcide Ghiggia wbijał Brazylii bramkę decydującą o tytule mistrza świata, dziewięcioletni Pele płakał w domu, słuchając transmisji radiowej z Maracany. Przysiągł, że kiedyś zmażę tę plamę na honorze Brazylii”. Tyle że w Gudalajarze Brazylijczycy szybko dostali gonga, bo już w 18 minucie Celeste objęli prowadzenie. Dopiero tuż przed przerwą wyrównał kolejny as drugiej linii Canarinhos – Clodoaldo. Jak się okazało, Urugwaj tylko w pierwszej połowie był w stanie dotrzymać kroku, być może dlatego, że trzy dni wcześniej na Estadio Azteca potrzebował dogrywki, żeby pokonać 1:0 reprezentację ZSRR. W drugiej połowie do siatki piłkę skierowali, jakżeby inaczej, Jairzinho i Rivelino, a Pele przeszedł do historii przez to, że najpierw kapitalnie zmylił zwodem urugwajskiego bramkarza Ladislao Mazurkiewicza, a potem mając przed sobą pustą bramkę, skierował piłkę obok niej. Skończyło się więc wynikiem 3:1. 

SZAŁ NA STADIONIE AZTEKÓW

Finał odbył się 21 czerwca 1970 roku w południe na Estadio Azteca, gdzie Brazylia w tym turnieju jeszcze nie grała. 110 tysięcy ludzi na trybunach, 900 milionów przed telewizorami (tylko nie w Polsce, bo jakiś komunistyczny dygnitarz uznał, że nie warto kupować praw do transmisji z całego turnieju). Włosi lepiej znali obiekt, bo właśnie w stolicy Meksyku po morderczym półfinałowym boju po dogrywce wygrali 4:3 z RFN. Inna sprawa, że na tym mundialu zespoły, które wygrały mecz po dogrywce, kolejny przegrywały, Niemcy Zachodnie w taki sposób w ćwierćfinale pokonały po fantastycznym widowisku 3:2 Anglię, która prowadziła 2:0, lecz selekcjoner Alf Ramsey postanowił przed półfinałem oszczędzić siły Bobby’ego Charltona – schodził z boiska, gdy rywale właśnie zdobyli kontaktową bramkę. Potem kiepsko w bramce Anglików spisywał się Peter Bonetti, który w ostatniej chwili zastąpił w tym meczu mającego problemy zdrowotne Banksa.

Pele w autobiografii: „Przez dwa dni poprzedzające mecz z Włochami, zamknęliśmy się niczym w klasztorze. Nikt nie chodził na żadne przyjęcia, bankiety czy koktajle. Wszystkie zaproszenia rzucaliśmy do kosza. Jedynie ja zgodziłem się na udzielenie kilku wywiadów dla prasy i radia. Zrobiłem to w nadziei, że przychylne komentarze reporterów podniosą na duchu młodszych kolegów, że może natchną ich odrobiną pewności siebie”. Właśnie on w 18 minucie otworzył wynik meczu, ale jeszcze przed przerwą do remisu doprowadził Roberto Boninsegna. W drugiej połowie Pele znakomicie piłki rozdzielał, a gole zdobyli Gerson, Jairzinho i po wzorcowej akcji kapitan zespołu, prawy obrońca Carlos Alberto Torres. To było symboliczne, bo tylko on z defensorów Canarinhos wpisał się w tym turnieju na listę strzelców. Jego partnerzy z tej formacji, czyli grający na lewej stronie Everaldo oraz środkowi Brito i Piazza mieli za zadanie jak najrzadziej dopuszczać do strzałów na bramkę przeciętnego Felixa, który jednak siedmiokrotnie w turnieju musiał skapitulować. Ponieważ zarówno Włosi jak i Brazylijczycy przed tym spotkaniem mieli w dorobku po dwa tytuły mistrzowskie, więc grano także o to, kto jako trzykrotny triumfator zabierze na zawsze Złotą Nike – 4:1 wygrali Canarinhos. We wszystkich trzech triumfach miał udział Pele, ale tym razem rozegrał wszystkie sześć meczów w pełnym wymiarze, a w 1958 roku w Szwecji rozegrał cztery mecze, ale zaczął dopiero od trzeciego spotkania, w 1962 w Chile udział zakończył z powodu kontuzji już po drugim spotkaniu. Teraz został najlepszym piłkarzem mundialu, nazwano go gwiazdą gwiazd.

W Meksyku Brazylijczycy mogli liczyć nie tylko na kibiców, którzy przylecieli z ojczyzny, ale byli za nimi także miejscowi fani futbolu. Po końcowym gwizdku sędziego kibice wbiegli na płytę Estadio Azteca i zrywali, co się dało ze zwycięzców. Piłkarze musieli wrócić do szatni, żeby założyć nowe stroje i odebrać Złotą Nike z rąk prezydenta Meksyku. 

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 26/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024