Przejdź do treści
Chiny SV, czyli Daleki Wschód na południowym zachodzie Niemiec

Ligi w Europie Bundesliga

Chiny SV, czyli Daleki Wschód na południowym zachodzie Niemiec

Chińska ofensywa futbolowa zatacza coraz szersze kręgi. Już nie wystarcza im szastanie kasą na lewo i prawo i oferowanie co lepszym piłkarzom z Europy niemoralnych stawek. Chyba się zorientowali, że nie jest to gwarancja szybkiego wzrostu poziomu piłkarstwa w ich kraju. Próbują zatem innych dróg. Chcą, aby ich piłkarze mieli możliwość jak najczęstszego mierzenia się z silniejszymi od siebie. W sumie mądre to i oczywiste.

Chińczycy i Niemcy będą współpracować na niwie piłkarskiej (fot. Fabrizio Bensch / Reuters)


W listopadzie 2016, DFB i DFL, w obecności przedstawicieli rządów obu krajów, podpisały z Azjatami pięcioletnią umowę o współpracy. Wydawało się, że to typowy, kurtuazyjny kontrakt, z którego i tak nic konkretnego nie wyniknie. Ale jak widać – wynika.Chińczycy sukcesywnie wdrażają w życie plan, który do roku 2050 ma ich doprowadzić do ścisłej światowej czołówki. To właśnie w oparciu o tę umowę,w DFB urodził się pomysł, by w Regionallidze Sudwest, a więc na czwartym poziomie w strukturze ligowej, wakujące miejsce w rozgrywkach oddać reprezentacji Chin do lat 20. W ten sposób mogłaby się ona przygotować do Igrzysk Olimpijskich 2020, które odbędą się w Japonii. Na zachętę, Chińczycy zaoferowali klubom po 15 tysięcy€ za dwumecz. Zespół z Azji ma oczywiście osiąść na cały sezon w Niemczech, w okolicach Heidelbergu, i stąd wyruszać na mecze. Z powodu braku boiska, Chińczycy wszystkie mecze rozgrywaliby u swoich rywali. Nie mogliby oczywiście ani awansować, ani spaść, ich wyniki nie byłyby też notowane w oficjalnej tabeli.

Pomysł ten wywołał w Niemczech spore poruszenie. – Wszystkie 19 klubów zasygnalizowało swoją aprobatę, aby Chińczycy mogli z nami grać. Dlatego uważam, że projekt jest na dobrej drodze – powiedział Bildowi, tuż po ogłoszeniu tego pomysłu, szef ligi Felix Wiedemann. Rzeczywiście, sygnały płynące z poszczególnych klubów są w większości pozytywne. W dużej mierze chodzi tutaj o aspekt finansowy, czyli o te 15 tysięcy € premii. To niby niewiele, ale IV liga niemiecka za bogata nie jest. Wiele klubów boryka się z finansowymi problemami i można by rzec, że balansuje na krawędzi. Nawet tak niewielka kwota ma dla nich spore znaczenie, tym bardziej, że zostanie ona przecież powiększona o wpływy z biletów, ze stadionowego cateringu, sprzedaży pamiątek itp. Kluby podnoszą też argument zachowania rytmu meczowego. W wolnych terminach i tak trzeba by było szukać sparingpartnera, a tutaj nie dość, że nie trzeba będzie szukać, to jeszcze będzie można na tym zarobić.- To znakomity pomysł! Powitamy Chińczyków, rozwijając przed nimi czerwony dywan! – wypalił w stylu misiowego „łubudubu” Marc-Nicolai Pfeifer, dyrektor wykonawczy Stuttgarter Kickers, a więc klubu, w którym bardzo dobrą robotę wykonał w minionym sezonie nasz trener – Tomasz Kaczmarek. W podobnym tonie wypowiadali się też w mediach przedstawiciele TSV Steinbach, SSV Ulm czy Kickers Offenbach.


Wcale nie jest jednak tak, że wszystkie kluby bez wyjątku powitały decyzje o dołączeniu Chińczyków do rozgrywek z uśmiechem na twarzy. Jak najgorsze zdanie o tym pomyśle mają zwłaszcza przedstawiciele FK Pirmasens. Klub ten spadł w minionym sezonie z Regionalligi w wyjątkowo nieszczęśliwych okolicznościach. Jak rzadko kiedy bowiem, ligę musiało opuścić aż 6 zespołów. Pirmasens był tym, który spadł, zajmując miejsce tuż pod kreską. Kiedy okazało się, że liga ma nieparzystą liczbę drużyn, szefowie FKP złożyli wniosek do kierownictwa Regionalligi Sudwest o powiększenie ligi do 20 zespołów i dokooptowanie ich do ligowej stawki. Władze ligi, w porozumieniu z DFB, wybrały jednak Chińczyków, czym oczywiście rozwścieczyli przedstawicieli Pirmasens. Ich złość potęgowała jeszcze sytuacja z Hessen Kassel, a więc ligowym rywalem, zmagającym się z ogromnymi problemami finansowymi. W trakcie sezonu okazało się, że klub z Kassel naciągnął nieco rzeczywistość w trakcie procesu licencyjnego i powinien za to zostać ukarany ujemnymi punktami, jak to chociażby miało miejsce w zeszłym sezonie z SV Sandhausen. DFB owszem, nałożył na Hessen karę minus 9 punktów, ale dopiero na przyszły sezon. Gdyby została ona zasądzona na bieżące rozgrywki, Pirmasens utrzymałoby się w lidze, właśnie kosztem drużyny z Hesji. Na domiar złego, degradacja pierwszego zespołu Pirmasens z Regionalligi pociąga za sobą obowiązkową degradację rezerw klubu, grających ligę niżej, które ubiegły sezon zakończyły na szóstym miejscu. Trudno się zatem dziwić rozgoryczeniu panującemu w klubie. – Brak mi słów. Jesteśmy klubem z tego regionu, dobrze i rozsądnie obchodzimy się z finansami, znowu zakończyliśmy rok na plusie. Przecież w słowie „Regionalliga” jest mowa o regionie, a tu DFB degraduje 6 zespołów tylko po to, by przyjąć chińską reprezentację. To jakiś koszmar. To już nie piłka, to czysty kapitalizm – konkluduje pomysł niemieckiego związku Christoph Radtke, jeden z dyrektorów FK Pirmasens, w wywiadzie dla „Die Zeit”.

Jedynym klubem z Regionalligi Sudwest, który momentalnie stanął po stronie Pirmasens jest Waldhof Mannheim, który oznajmił na swoim oficjalnym profilu na Facebooku, że nieprawdziwa jest informacja, jakoby wszystkie ligowe kluby zgodziły się przyjąć do ligi chiński zespół, bo akurat on -Waldhof – takiej zgody nie wydał. Co więcej, szefowie klubu zapowiadają, ze nie mają zamiaru mierzyć się z Chińczykami i w tym czasie wolą zagrać sparingi właśnie z Pirmasens. Wsparcie dla FK idzie też od klubów z równoległych do Sudwest lig regionalnych. – Mam wrażenie, że DFB nie poznaje już, gdzie leży granica komercjalizacji. Naprawdę chcemy sprzedać ducha piłki za 20-30 tysięcy €? Ja nie chcę. W Regionallidze mamy do czynienia ze znacznie ważniejszymi sprawami niż szkolenie chińskiej reprezentacji. – stwierdził prezydent Rot-Weiss Essen Michael Welling. Miał tu na myśli przede wszystkim dziwaczny system rozgrywek, w oparciu o który mistrzowie poszczególnych lig regionalnych muszą się jeszcze bić między sobą w barażach o awans do III ligi, przez co bardzo trudno nawet uznanym markom z chwalebną historią wygrzebać się z czwartoligowego bagienka. W podobne tony uderzał Hajo Sommers, prezydent Rot-Weiss Oberhausen, który udzielił mocnego wywiadu grupie medialnej Funkego. Nie zostawił w nim suchej nitki na pomyśle DFB. – DFB zrobił z Regionalligi ligę festyniarską. Tylko po to, by Bayern mógł w Chinach sprzedać więcej koszulek. To, że DFB nie traktuje poważnie klubów poniżej III ligi, wiedziałem już od dawna. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z jawną kpiną. Jaki będzie następny krok? Słyszę, że Westfalia Rhynern nie dostanie licencji. To może i Hindusów zaprosimy? – zakończył sarkastycznie swój wywód.

Klubowi marketingowcy podchodzą natomiast do zagadnienia ze sporą dawką humoru. Rot-Weiss Essen opublikowało na swoim oficjalnym facebookowym koncie zgłoszenie do rozgrywek 1. Bundesligi na sezon 2018/2019. Można w nim przeczytać, że piłkarze z Essen są gotowi grać w Bundeslidze nawet nieoficjalnie i poza konkurencją, a jeśli zajdzie taka potrzeba, mogą wcześniej wziąć udział w 40-zespołowej niemieckiej lidze złożonej z drużyn z całego świata (sugerują jednakowoż, by wyjazdowe mecze mogli rozgrywać z drużynami z Karaibów), by – oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem – przygotować się finansowo do sezonu w 1. Bundeslidze. Rot-Weiss Oberhausen sporządziło natomiast kodeks zasad, jakie powinny byłyby obowiązywać w Regionallidze, po dołączeniu do rozgrywek drużyny z Chin. Zamiast piwa i kiełbasek powinno się serwować na stadionach ryż i makaron, każda klubowa maskotka miałaby być zastąpiona tańczącym smokiem, autorstwo wszystkich piłkarskich powiedzonek typu „mecz trwa 90 minut”, „piłka jest okrągła, a bramki są dwie” i tym podobnych przypisać z automatu Konfucjuszowi, a o awansie miałaby decydować loteria ciasteczek z wróżbą w środku…

Sprawa będzie jeszcze na pewno szeroko komentowana, zwłaszcza po podjęciu przez DFB wiążącej i ostatecznej decyzji. Ma to nastąpić 11. lipca, przy okazji zebrania menedżerów poszczególnych klubów. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to błaha historia i dotyczy bardzo niskiego, wręcz amatorskiego szczebla rozgrywkowego, więc nie ma o co kruszyć kopii. Nikt jednak nie wykluczy, że może ona stworzyć niebezpieczny precedens. Pieniądze jak widać mogą przełamać nawet nienaruszalne zdawałoby się bariery. A co, jeśli za 10 lat ktoś ważny wpadnie na pomysł, by zastąpić jakiś zespół z 1. Bundesligi pierwszą reprezentacją Chin przygotowującą się do jakiegoś światowego turnieju? Wykluczone? Czy aby na pewno? 


Tomasz Urban

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024