Chelsea efektowna, Barca efektywna
Niespodzianki nie było. Barcelona z małymi problemami wyeliminowała z Ligi Mistrzów Chelsea Londyn. Duma Katalonii wygrała 3:0, grając dojrzale, efektywnie i przede wszystkim niezwykle skutecznie.
(fot. S. Vera/Reuters)
Ależ mamy szczęście, że przyszło nam żyć w czasach takiego piłkarskiego geniusza jak Leo Messi. Kolejni trenerzy głowią się, knują chytre plany, myślą, jak odłączyć Argentyńczyka od gry, a on potrzebuje niecałych 180 sekund, aby wszystko zburzyć. Tak jak dziś.
Antonio Conte to genialny taktyk – co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Włoski menedżer w pierwszym spotkaniu z Barceloną pokazał, że ma plan, aby zniwelować część atutów Dumy Katalonii. Fani The Blues liczyli, że na Camp Nou wymyśli coś jeszcze lepszego. Ich marzenia i plan Conte diabli wzięli już w 3. minucie, kiedy Messi posłał piłkę między nogami Courtois’a.
Golkiper gości nie błysnął dzisiaj formą. Przy obu golach Messiego mógł zachować się lepiej, ale Conte z pewnością nie będzie szukał wymówek w słabszej dyspozycji swojego bramkarza. Po prostu Belg nie zrobił dzisiaj nic nadzwyczajnego, a przecież zdarzało mu się dokonywać w bramce rzeczy nieziemskich. Jednak nie tym razem.
Barca nie rozegrała wielkiego meczu. Była jednak niezwykle cierpliwa, bardzo skuteczna i przede wszystkim ma w składzie człowieka z innej planety. Takiego, który przyjdzie i w trudnym momencie wszystko poustawia na właściwe miejsce. Czyli kiedy będzie trzeba to strzeli, kiedy będzie trzeba to założy siatkę bramkarzowi, a kiedy będzie trzeba to wyprowadzi kolegę na czystą pozycję. Po prostu taki ktoś, kto podejmuje decyzje dobre, bardzo dobre i najlepsze, a także pozamiata wynik meczu w ciągu 20 minut. Do Argentyńczyka można się przyczepić tylko za jedno zagranie – z doliczonego czasu gry, kiedy źle przyjął piłkę, ale publiczność i tak nagrodziła go brawami.
Chelsea walczyła, biegała, stwarzała nawet sytuacje, ale… nie miała Messiego. Z przodu szarpał duet Eden Hazard – Willian, ale jakość ich szarż była nieporównywalnie niższa niż pojedyncze akcje Argentyńczyka. Na szpicy wystąpił Olivier Giroud, ale poza wywalczeniem jednego rzutu wolnego, po którym słupek obił Marcos Alonso, trudno go za cokolwiek pochwalić…
The Blues mieli swoje sytuacje, ale trafiali w Ter Stegena, słupek, poprzeczkę lub obrońców gospodarzy. Zresztą Barcelona nie straciła dwóch goli w meczu Ligi Mistrzów na Camp Nou od maja 2013 roku, więc szanse na odrobienie dwu- lub trzybramkowej straty były tylko iluzoryczne.
Lider Primera Division zagrał bardzo dojrzale. Przeczekał kilka trudnych momentów, a kiedy przeciwnik nieco opuścił gardę, to wyprowadził skuteczny cios – prosto w twarz. Technicznego nokautu co prawda nie było, bo The Blues walczyli do ostatnich sekund chociaż o honorowego gola, ale byli zbyt chaotyczni, aby przynajmniej raz ukąsić Barcę. A szkoda, bo na jednego gola drużyna Conte po prostu zasłużyła.
Warto dodać, że w zespole mistrza Anglii nie zagrał ani jeden… Anglik. Jedynym przedstawicielem Synów Albionu w kadrze Conte był Gary Cahill, ale przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych. Dla porównania w Barcy zagrało sześciu Hiszpanów (w tym pięciu w pierwszej jedenastce).
Paweł Gołaszewski