Zimą zamienił Białystok na Moskwę, ale za Podlasiem trochę tęskni. Fiodor Cernych opowiada o pierwszych miesiącach życia w Rosji, stresie w szatni reprezentacji Litwy, a także o swoim ślubie.
(fot. Cezary Musiał)
Co się zmieniło w życiu Fiodora Cernycha przez ostatnie pół roku?
Kraj, miasto, liga, klub i stan cywilny – mówi piłkarz Dynama Moskwa.
Czyli zmiany na lepsze?
Urodziłem się w Moskwie, ale nie mieszkałem tam zbyt długo. W wieku pięciu czy sześciu lat wyjechałem do Wilna, gdzie się wychowałem. Teraz mam czas, aby nadrobić zaległości z dzieciństwa.
Co ci się najbardziej spodobało w nowym klubie?
Baza treningowa. To jeden z najlepszych obiektów w Rosji. Mamy trzy boiska – jedno sztuczne i dwa naturalne. Obok stoi bardzo duży budynek, gdzie mieszkamy przed meczami. Z hotelu korzysta również druga drużyna. Mamy swoją restaurację, która jest cały czas otwarta. Oczywiście, są sala fitness, duży pokój medyczny oraz pomieszczenia do rehabilitacji. Wszystko w jednym miejscu. Do centrum Moskwy mamy 30 minut. Szefowie klubu dbają o organizację.
A co najbardziej urzekło cię w mieście?
Liczba parków, jest gdzie odpocząć. Byłem na Placu Czerwonym i zwiedziłem kilka innych zabytków. Całego miasta jeszcze nie zdążyłem.
Jeździsz metrem czy samochodem?
Mam auto, ale nie swoje. Gdybyś widział, jak oni jeżdżą… Pięć pasów w jedną stronę a wyprawiają różne cuda na drodze. Metrem też jeżdżę. Kiedy są korki, nie ma sensu ciągnąć swojego samochodu. Metrem jest wygodniej i szybciej.
Dla ciebie powrót do Moskwy ma wymiar sentymentalny?
Urodziłem się tam i tyle. Miasta praktycznie w ogóle nie pamiętam. Moim domem jest Wilno, a drugim Białystok. W Moskwie mieszka dużo rodziny, która jest zadowolona z mojej przeprowadzki. Odwiedzamy się. Kilka lat temu nikt nie pomyślał, że będę grał w jednym z moskiewskich klubów.
Nie wierzyli w ciebie?
Nie o to chodzi. Trudno jest wyjechać z Litwy do silnej zagranicznej ligi. Teraz się to trochę zmienia i młodzi jeżdżą na testy do zachodnich klubów. Za moich czasów było o wiele gorzej. Wyjechałem do ligi białoruskiej, na którą nikt nie patrzy. Rozwinąłem się i przeniosłem się do Polski. Trafiłem do Łęcznej, gdzie początek był trudny…
Dlaczego?
Zapomnieli mnie zabrać na pierwszy trening. Chciałem od razu się pakować, ale na szczęście jestem dobrze wychowany i dałem im drugą szansę. A tak poważnie, postawiłem w Górniku duży krok do przodu i kupiła mnie Jagiellonia. Jestem zadowolony z miejsca, w którym się znajduję. Staram się nie narzekać.
Z Jagiellonii poszedłeś do Dynama, chociaż jesteś kibicem Lokomotiwu.
Kiedy byłem młodszy, przyjeżdżałem na mecze Lokomotiwu. Atmosfera, cała otoczka – wszystko zrobiło na mnie gigantyczne wrażenie. Gdy gola strzelił napastnik Dmitrij Syczew, został moim idolem. Regularnie kupowałem jego koszulki do 15 roku życia. Dwa lata temu miałem fajną przygodę w Rosji. Deividas Cesnauskis z reprezentacji Litwy grał w przeszłości w barwach Lokomotiwu razem z Syczewem. Kiedy graliśmy sparing z Rosją, Deividas zrobił mi prezent i umówił spotkanie. Syczew podarował mi koszulkę.
W Moskwie jest duża rywalizacja kibiców pomiędzy klubami z tego samego miasta?
Z każdą moskiewską drużyną mecze są szczególne, ale największym rywalem Dynama jest Spartak. Dla kibiców to najważniejsze spotkania w całym sezonie. Tak się złożyło, że ostatnio na zakończenie ligi graliśmy właśnie ze Spartakiem i wygraliśmy 1:0. Okazało się, że ta porażka pozbawia ich awansu do Ligi Mistrzów – spadli z drugiego miejsca na trzecie.
Mówisz biegle w czterech językach: angielskim, litewskim, polskim i rosyjskim. Uczyłeś się języków obcych pod kątem ewentualnych transferów?
Nie. Na angielski zapisała mnie mama. Później puszczała mi teksty z kaset. Na kolejnym etapie przychodziła do mnie pani na dodatkowe lekcje, a na koniec miałem angielski w szkole. Jestem mamie wdzięczny, że dawno temu o tym pomyślała. Nie miałem problemów, aby się z kimkolwiek dogadać, niezależnie czy jest to Polak, Rosjanin, czy inny obcokrajowiec. Kiedy przeprowadziłem się do babci do Wilna, na osiedlu mieszkało sporo Polaków i Rosjan, więc siłą rzeczy człowiek chłonął nowe języki. Zresztą nasza okolica była trochę zwariowana.
To znaczy?
Wszyscy dookoła na Litwie grali w koszykówkę, a u nas rządził futbol. Mieliśmy boisko tylko do piłki nożnej.
Na murach w Litwie jednak są różne napisy dotyczące Polaków, i to niekoniecznie pozytywne…
W każdym kraju są idioci, którym w głowie się coś poprzestawiało… Na Rosjan też wypisują różne hasła, ale jeszcze nigdy nie słyszałem od żadnego Litwina złego słowa na Polaków i Rosjan. To wygląda trochę jak propaganda. Ja szanuję wszystkich ludzi. Z Białymstokiem czuję się bardzo związany i kto wie, może jeszcze kiedyś wrócę. Mam mieszkanie w Białymstoku, będę miał gdzie się podziać.
Tęsknisz za Polską?
Mam bardzo miłe wspomnienia z waszego kraju. Byłem na ostatnim meczu Jagiellonii z Wisłą Płock. Przyjechałem taksówką pod stadion, zostawało mi do wejścia na trybuny sto metrów, a zanim dotarłem na obiekt, minęło 40 minut. Nie chciałem nikomu odmówić zdjęcia czy autografu.
Byłeś też na fecie.
Dostałem nawet specjalną koszulkę z okazji wicemistrzostwa. Fajnie, że klub pamiętał o mnie. Dołożyłem cegiełkę do sukcesu. Kiedy oglądałem mecz z Wisłą, nogi się rwały na murawę. W środku wszystko się trzęsło z emocji. Pobyt w Białymstoku to jeden z ważniejszych momentów w moim życiu.
A może i najważniejszy.
W piłkarskim na pewno tak. Z Jagą dwukrotnie wywalczyłem wicemistrzostwo Polski. Nigdy takiego sukcesu nie miałem ani ja, ani klub. W Białymstoku się wypromowałem, rozwinąłem i wywalczyłem transfer do Dynama. Trener Michał Probierz miał w tym bardzo duży udział. Ireneusz Mamrot trochę mniejszy, ale również swoje zrobił.
Nie było ci szkoda zostawić zespół w walce o mistrzostwo Polski?
Było. Nie przespałem kilku nocy… Miałem oferty jeszcze z innych klubów. Pojawiły się zapytania z innych drużyn rosyjskich, także z polskich.
Legia?
Nie mógłbym zagrać w tej drużynie. Szanuję kibiców Jagiellonii i wiem, że gdybym zdecydował się na ten transfer, znienawidziliby mnie. Dlatego ofertę od razu odrzuciłem. Wolałem odejść do innego kraju.
A zainteresowanie ze strony Middlesbrough?
Wiem, że skauci byli na kilku meczach, aby mnie obejrzeć. Oferty żadnej jednak nie złożyli.
Dwa lata z rzędu wygrywałeś plebiscyt na piłkarza roku na Litwie. Przeczytałem komentarz w internecie, że Fiodor Cernych to litewski Robert Lewandowski.
Duży komplement, ale nie można mnie porównywać z Robertem. Wszystko nas różni – kraj, koledzy z kadry, gramy w innych ligach… W sumie nawet nie wiem, czy znalazłoby się dla mnie miejsce w waszej reprezentacji, gdybym był Polakiem i prezentował takie umiejętności jak teraz. Co do wyróżnienia: jestem szczęśliwy, że dwa lata z rzędu udało mi się zgarnąć nagrodę. W domu mamy jest specjalny kącik, gdzie są gromadzone wszystkie indywidualne wyróżnienia.
Czujesz się lepszy od kolegów?
Każdy, kto mnie zna, wie, że nigdy takich słów bym nie wypowiedział. Nie lubię mówić, że jestem od kogoś lepszy. Nie jestem arogantem. Raczej wiodę spokojne życie. Mama mówiła, że nie miała ze mną problemów w dzieciństwie, ale kiedy już się zdarzały, były poważniejsze.
Na boisku spokój pomaga?
To zależy od trenera. Jeden mówi, że jest to ważne, a drugi powie, że napastnik musi być trochę chuliganem.
Tobie raz zdarzyło się być chuliganem na boisku, kiedy w debiucie w polskiej lidze wyleciałeś po kilku sekundach z czerwoną kartką.
Tomek Nowak grał za moimi plecami na dziesiątce i mówił, żebym jak najszybciej zaatakował zawodnika, który miał piłkę, bo szykował się do długiego podania. Więc podbiegłem, postawiłem nogę, on mnie uderzył, a sędzia pokazał czerwoną kartkę… Później koledzy się ze mnie długo śmiali.
Odszedłeś z Jagi za 300-400 tysięcy euro. Nie za mało jak na gwiazdę Ekstraklasy?
Pamiętaj, że miałem tylko kontrakt do końca czerwca, więc była ostatnia okazja, aby na mnie zarobić. Kilka miesięcy wcześniej były oferty w granicach 800 tysięcy, a nawet miliona euro, ale klub się nie zgodził. Powiedziałem prezesowi, że chcę odejść, spróbować czegoś innego. Znalazł się odpowiedni kupiec, każdy był zadowolony.
Zostawiłeś w Białymstoku dobrego następcę – Arvydas Novikovas szybko się odnalazł w roli lidera.
Arvi to jeden z najbardziej utalentowanych litewskich piłkarzy. Jest lepszy ode mnie! Ma bardzo dobre warunki, aby osiągnąć coś dużego w piłce. Może być najlepszym zawodnikiem w historii Litwy.
A ty?
Nie lubię takich rzeczy! Najtrudniejszą rzeczą w futbolu są… gale i plebiscyty. Musisz wtedy powiedzieć kilka słów, a to dla mnie niesamowity stres. Czuję się, jakby ktoś mnie raził prądem.
Ostatnio nie bałeś się skrytykować wyborów na gali Ekstraklasy.
Napisałem coś na Facebooku, popełniłem jeszcze kilka błędów we wpisie i ludzie się trochę śmiali. Rok temu Jadze brakowało jednego gola, aby zostać mistrzem, teraz zabrakło jednego zwycięstwa. Przez dwa lata wicemistrz Polski nie odebrał ani jednej nagrody indywidualnej! Bramkarze się zmieniali, więc tu pretensji nie mam, ale taki Ivan Runje – jeden z najlepszych obrońców Ekstraklasy, a nie było go nawet w trójce! Wiem, co mówię, na 17 spotkań Jagi wiosną obejrzałem dziesięć. Novikovas strzelił sporo goli, zaliczył wiele asyst, a nagrody nie dostał. Czasami tak jest, że Polacy wolą głosować w takich plebiscytach na rodaka, a nie obcokrajowca. Co czułem, napisałem.
Jesteś kapitanem reprezentacji Litwy. Dlaczego trener cię wybrał?
Nie mam pojęcia! Chyba widzi we mnie cechy, o których ja nie wiem… Przyszedł do mnie przed jego pierwszym meczem w roli selekcjonera i powiedział, że widzi mnie w tej roli. Byłem mocno zdziwiony, ponieważ w drużynie było wielu starszych chłopaków. Jadąc na sparing z Rumunią, całą drogę się stresowałem. Trzeba było przecież coś powiedzieć przed drużyną… Zresztą – do tej pory się stresuję. Nawet myślałem, że później selekcjoner zmieni decyzję, postawi na kogoś innego, ale jednak zostałem.
Starsi koledzy nie byli źli?
Pytali tylko, dlaczego mam pełne portki.
W szatni jako kapitan jesteś trochę bardziej agresywny niż na co dzień?
Próbuję…
I jak to wychodzi?
Różnie. Byłem już pewnie w 20 meczach kapitanem, a ze dwa czy trzy razy zdarzyły się wpadki, że szatnia płakała ze śmiechu. Język litewski jest trudny, jak długo go nie używasz, możesz coś przekręcić. Czasami jedna literka zmienia znaczenie całego wyrazu. Zapomnisz końcówki i wszystko traci sens. No i mnie się tak kilka razy zdarzyło.
Wspomniałeś wcześniej, że ostatnio wziąłeś ślub, więc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!
Dziękuję.
Stresowałeś się?
Podszedłem do tego bardzo spokojnie. Jesteśmy ze sobą osiem lat i to była naturalna decyzja. Może narzeczona to bardziej przeżywała. Zresztą kobiety wszystko odbierają bardziej emocjonalnie. Wiadomo, że w dniu ślubu i ja się trochę wzruszyłem, ale wcześniej miałem zgrupowanie reprezentacji…
Nie brałeś udziału w przygotowaniach do wesela?
Robiłem tylko przelewy! A tak poważnie, narzeczona i moja mama wzięły na siebie ciężar organizacji. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, chociaż przygotowania były ekspresowe. Ślub planowaliśmy już dawno, ale nie mogliśmy ustalić konkretnej daty, bo nie wiedziałem, kiedy będę miał urlop – po sezonie odbywało się jeszcze zgrupowanie kadry. Dopiero trzy miesiące temu udało się ustalić dokładną datę ślubu, zaczęliśmy więc dzwonić i dopiero po kilkudziesięciu telefonach udało się zarezerwować hotel pod Trokami.
Długo wybierałeś garnitur?
Siedem minut. Znajomi mają sklep z garniturami, więc odpowiednio wcześniej zadzwoniłem, wyjaśniłem, czego potrzebuję, i kiedy przyjechałem, wszystko było praktycznie gotowe. Przymierzyłem, spodobał mi się. Innych nawet nie oglądałem.
Rozmawiał PAWEŁ GOŁASZEWSKI