Carlitos nakrył Legię czapką
Żarty się skończyły. Legia poległa w Warszawie z Wisłą Kraków i nie ma już nawet najmniejszego marginesu błędu, jeśli marzy o mistrzostwie Polski. Dzisiaj drużyna Romeo Jozaka przegrała ze świetnie zorganizowaną Białą Gwiazdą i jest w bardzo trudnej sytuacji przed ostatnimi dziewięcioma kolejkami Ekstraklasy.
(fot. Piotr Kucza/400mm)
Przed spotkaniem chorwacki szkoleniowiec był bardzo spokojny. Zapytany o Carlitosa przyznał, że w jego drużynie jest kilku takich Carlitosów i nie obawia się tego meczu. No i nie bał się – do 26. minuty, kiedy Hiszpan idealnie wykorzystał rzut karny.
Nie minęło 300 sekund i Carlitos po raz drugi zatańczył z warszawską defensywą. Tym razem z prawej strony wpadł jak po swoje i wręcz nabił Frana Veleza, który głową z najbliższej odległości pokonał Malarza.
Wisła była świetnie zorganizowana pod każdym względem. Taktycznie ekipa Joana Carrillo przewyższała Legię o klasę. Przesuwanie, doskok, pressing, asekuracja – wszystko na najwyższym poziomie. Jeśli do tego doszło dobre przygotowanie fizyczne – to Biała Gwiazda w pełni mogła błyszczeć przy Łazienkowskiej. A najbardziej błyszczał oczywiście Carlitos, który „wiązał” obrońców Legii.
Hiszpan był kompletnym przeciwieństwem Eduardo. Jozak od początku posłał do boju doświadczonego Chorwata, ale ten zawiódł na całej linii. Odbijał się od wiślaków, nie był w stanie wykreować choćby najmniejszego zagrożenia pod krakowską bramką. Kibice na trybunach zastanawiali się, dlaczego tym razem Jarosław Niezgoda po dobrym meczu w Gdańsku, zaczął spotkanie na ławce rezerwowych.
Mistrzowie Polski zdają sobie sprawę, że nie mają już marginesu błędu. Jagiellonia odjechała znowu na trzy punkty i ma lepszy bilans bezpośrednich spotkań, więc może sobie pozwolić na jedną wpadkę. Legia takiego komfortu już nie ma. Nawet jeśli wygra wszystko do końca, to może nie obronić tytułu mistrzowskiego.
Ze stadionu Legii,
Paweł Gołaszewski