Przejdź do treści
Byłem pokłócony z futbolem, ale zatęskniłem

Polska Ekstraklasa

Byłem pokłócony z futbolem, ale zatęskniłem

W Ekstraklasie debiutował w barwach Ruchu Chorzów, ale największe sukcesy świętował po transferze do Wisły Kraków. Jako piłkarz Białej Gwiazdy zdobył dwa tytuły mistrza Polski, strzelił gola Realowi Madryt na Santiago Bernabeu i zadebiutował w reprezentacji Polski. Był krok od wyjazdu na mistrzostwa świata 2006. Dzisiaj 41-latek prowadzi akademię piłkarską i wrócił na boisko… krakowskiej okręgówki.



Czym się pan teraz zajmuje?
Prowadzę swoją akademię piłkarską oraz pracuję indywidualnie z młodymi zawodnikami nad wyszkoleniem technicznym – mówi 14-krotny reprezentant Polski. – Jeżeli chodzi o trening indywidualny, to daje mi on największą satysfakcję. Pracujemy głównie nad brakami technicznymi i wkładamy dużo pracy w ćwiczeniach metodologią Coerver Coaching. W moim klubie mam około stu zawodników. Prowadzimy dzieci od skrzatów, przez żaki, orliki i do wieku młodzika, czyli U-13. Nasi wychowankowie jako dwunastolatkowie wychodzą w świat, są wolnymi ptakami i mogą szukać innych drużyn. Akademii i szkółek piłkarskich w Krakowie jest bardzo dużo, rodzice często zmieniają kluby i czasami trudno utrzymać dziecko, bo powstaje nowy twór, który jest bliżej domu, co jest dużym atutem. Inna sprawa, że jeśli dziecko współpracuje z dobrym trenerem, to łatwiej będzie je zatrzymać. Jeśli chodzi o treningi indywidualne to pracuję w małych grupach, maksymalnie sześcioosobowych. Jeśli oczywiście jest jakiś zawodnik chętny spotkać się ze mną w cztery oczy, to oczywiście takie treningi także prowadzę.

Czyli w zasadzie każdy dzień ma pan wypełniony piłką?
Codziennie od godziny 15 do 20 jestem na boisku, ostatnio pracuję nawet w weekendy, więc praca zajmuje sporo czasu. Czas dla siebie też jednak potrafię znaleźć.

Nie czuł pan przesytu futbolem?
Na początku czułem i to olbrzymi, ale po kilku latach zatęskniłem za piłką. W zasadzie pierwsze dwa lata po odejściu z Górnika Zabrze byłem pokłócony z futbolem. Wtedy myślałem, że nigdy nie wrócę do tego sportu, ale pojawiła się tęsknota, dlatego podjąłem decyzję o powrocie do piłki, ale w innym charakterze. Mam dzisiaj dyplom trenerski UEFA C, ale wiosną planuję iść na kurs dla byłych piłkarzy, czyli UEFA A+B. Dzisiaj praca z dzieciakami daje mi olbrzymią satysfakcję.

Mało byłych piłkarzy wybiera pracę trenerską u podstaw, bo tak trzeba nazwać zajmowanie się dziećmi do 13. roku życia.
Moim zdaniem to jest najtrudniejsza praca. Swoją przygodę z trenowaniem zacząłem z grupą pięciolatków. Wydawało mi się, że będzie to bardzo proste, ale rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te wyobrażenia. Młodzi zawodnicy potrzebują uwagi, muszą się wyszaleć i uczą dorosłych cierpliwości. Tak naprawdę wyszło to trochę przypadkowo, ponieważ kolega zaprosił mnie na trening, abym spróbował sił i już zostałem. Inna sprawa, że moja wiedza na temat piłki dziecięcej była znikoma, bo to zupełnie inna dyscyplina sportu niż futbol dorosłych. Musiałem się uczyć wszystkiego od podstaw. Od kilku lat szkolę się w tym aspekcie.

Wspomniał pan o Orlętach Rudawa, gdzie pan trenuje dzieci, ale także sam jeszcze bierze udział w meczach ligowych.
Przed obecnym sezonem postanowiłem wrócić do piłki jako zawodnik. Dołączyłem do Orląt, które występują w krakowskiej lidze okręgowej. Kiedy wychodziłem z dzieciakami na treningi, a pierwsza drużyna pracowała w tym samym czasie, to nieśmiało zerkałem w ich kierunku. Latem podjąłem decyzję, że chciałbym jeszcze spróbować odnaleźć się na dużym boisku. Po dziesięciu latach było to trudne, bo w tym czasie spotykałem się tylko z kolegami na orliku w małych grach, a przestrzenie i rytm gry w piłce jedenastoosobowej są zupełnie inne. Nie ta szybkość, nie ta siła… Gram na dziesiątce, co wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem, bo mogę pokazać swoje atuty. Nie mam taryfy ulgowej, ale jestem dobrze przygotowany, ponieważ cały czas dbam o formę fizyczną. Czasami udaje mi się zagrać nawet 70 minut, organizm później dochodzi do siebie kilka dni. Mam przecież 41 lat i tego już nie oszukam, nawet w okręgówce. Pracuję praktycznie codziennie w siłowni, więcej niż kiedy byłem czynnym zawodnikiem.

Jak zawodnicy podchodzą do pana?
Znają mnie od dawna, bo pracuję tam od kilku lat przy grupach młodzieżowych. Podchodzą do mnie z respektem, starsi mają wobec mnie trochę więcej luzu, ale po wejściu do szatni wszyscy wiedzą, że jestem kolegą, a nie gwiazdą, która kiedyś grała w Ekstraklasie. Zagadują, pytają o różne rzeczy, dopytują jak to było w przeszłości. To normalne, nie mam z tym problemów. Nie wtrącam się także do pracy trenera. Uważam, że mamy bardzo dobrego fachowca, który zna się na prowadzeniu zespołu i nie trzeba mu nic podpowiadać, więc absolutnie nie próbuję podważać jego autorytetu. Wręcz przeciwnie, jako trener dzieci podglądam jego pracę i się uczę.

Kilka lat temu ponoć nie chciał pan słyszeć o grze w niższych klasach rozgrywkowych z obawy o własne zdrowie.
W niższych ligach niejednokrotnie wykonuje się wślizgi w powietrzu, więc miałem pewne obawy, ale po tej rundzie mogę powiedzieć, że nie były one uzasadnione. Rywale podchodzili do mnie z szacunkiem, nie mam specjalnie poobijanych nóg. Jeszcze ani razu nie zdarzyło się, aby ktoś mnie zbyt mocno potraktował. Czuję, kiedy mogę włożyć nogę, a kiedy powinienem odpuścić, aby nie zrobić sobie krzywdy. Zjadłem na tym zęby przez te kilkanaście lat kariery.

Jest pan z niej zadowolony?
Liczyłem na więcej. Z perspektywy czasu mogę szczerze powiedzieć, że w kilku sytuacjach zachowałbym się na pewno inaczej. Z drugiej strony, dzisiaj jestem szczęśliwym człowiekiem, żyję sobie na luzie i niczym się nie przejmuję.

Gdzie pan popełnił największy piłkarski błąd?
Transfer do Rosji był błędem. Moja duma i ego były wtedy zbyt duże. Gdybym włożył więcej pracy i podszedł do wszystkiego z większą pokorą… Z dzisiejszą głową i mentalnością zaszedłbym na pewno o wiele dalej niż piętnaście lat temu, ale tak jest zawsze. Człowiek uczy się na błędach i trzeba po prostu wyciągać wnioski. Z takim bagażem doświadczenia, jaki mam dzisiaj, na pewno postawiłbym inne kroki w karierze. Miałem duże spięcie z trenerem Leonidem Słuckim i od tego momentu wszystko zaczęło się walić.

Co się wtedy wydarzyło?
Powiedziałem niecenzuralne słowa do niego przy całej drużynie i lawina ruszyła. Dzisiaj wiem, że to zachowanie było bezsensowne i nic mi nie dało. Dostałem karę finansową, później były zmiany klubów i wszystko się szybko skończyło. Autorytetu szefa nie powinno się podważać. Zabrakło mi pokory.

Rozegrał pan 14 meczów w reprezentacji Polski, strzelił pan jednego gola. Zadowolony jest pan z tych liczb?
Niekoniecznie, liczyłem na więcej, ale ta jedna bramka to taki uśmiech od losu. Kiedy dzisiaj widzę jak wielu zawodników wchodzi do reprezentacji, to liczba czternastu meczów nie rzuca na kolana i nie jest dla mnie zadowalająca. Gola, którego strzeliłem Szwedom cały czas bardzo miło wspominam. Wszedłem w końcówce, ale udało się zdobyć honorową bramkę i to głową. To był taki bodziec do jeszcze cięższej pracy w klubie, bo kiedy wracasz ze zgrupowania ze świadomością, że strzeliłeś premierowego gola, to dostajesz pozytywnego kopa i masz większe chęci do treningów. Z tą bramką była też taka historia, że mój świętej pamięci tata kiedy jeszcze żył i ją wspominał, to zawsze powtarzał, że w Polsce wtedy były chyba jakieś problemy z sygnałem, bo był zanik obrazu i nikt gola nie widział. Można w żartach powiedzieć, że była to bramka widmo.

Dwa lata po tym golu mógł pan grać na mistrzostwach świata, ale…
… byłem kontuzjowany i na mundial nie pojechałem. Bardzo tego żałowałem, nie spałem przez wiele nocy, płakałem, byłem bardzo zły, bo czułem wielką szansę. Musiałem wszystko poukładać na nowo. Od zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli coś nie wyjdzie, to niedługo wrócę i zrobię to jeszcze lepiej. W tym przypadku się nie udało. Dzisiaj już się tym nie przejmuję, choć jak czasami ktoś o tym przypomni, to wracają te wspomnienia… Na mistrzostwa świata pojechał Bartek Bosacki, strzelił dwa gole i kiedy oglądałem mecz w telewizji miałem w głowie świadomość, że to ja mogłem być na jego miejscu.

Ale Bosacki nie może pochwalić się golem strzelonym na Santiago Bernabeu. Jakie to było uczucie zdobyć bramkę w meczu z Realem Madryt?
Nie da się opisać, po prostu zaje…. e. Emocje były wielkie już po wyjściu na murawę, a po golu wszystko we mnie buzowało. Doświadczyłem takiej dziecięcej radości. Wtedy dochodziło do mnie, że staję się coraz lepszy i za chwilę mogę wyjechać z Polski. Dzisiaj tego gola sobie nie włączam, ale czasami kiedy pojawiają się jakieś urywki w mediach społecznościowych i ktoś mi to wyśle, to lubię powspominać tamte czasy.

Chyba najpiękniejsze czasy?
Wisła Kraków za kadencji trenera Henryka Kasperczaka to była najlepsza drużyna, w której byłem. Wygrywaliśmy wszystko, zdobywaliśmy trofea i był to najlepszy czas w mojej karierze, a tamta szatnia była najmocniejsza, jakiej doświadczyłem. Atmosfera była świetna, ale to normalne, kiedy wygrywasz tyle meczów.

Z kim pan się wtedy trzymał?
Z największymi wariatami, czyli z Nikolą Mijajloviciem, Radkiem Majdanem, Tomkiem Kłosem czy Maćkiem Stolarczykiem. Mieliśmy podobne charaktery, więc tworzyliśmy zgraną grupę. Zawsze chciałem być w centrum uwagi, choć w szatni nie byłem przywódcą. Tę rolę pełnili inni.

Co się stało w Zabrzu? Dlaczego pana przygoda z Górnikiem była nieudana?
Podpisałem pięcioletni kontrakt i myślałem, że go wypełnię i przedłużę o kolejne lata. Tak się jednak nie stało. Zdrowie mnie pokonało, przegrałem walkę i musiałem się pogodzić, że nie wrócę do profesjonalnej piłki. W pewnym momencie zostałem zesłany do drugiej drużyny, co moim zdaniem jest największym poniżeniem, jakie może przeżyć zawodowy piłkarz. Jeździłem na mecze Klasy B, choć piłkarsko byłem gotowy na Ekstraklasę. To było upokarzające.

W mediach pojawiały się informacje, że został pan ukarany za wywiad.
Ówczesny prezes tylko szukał pretekstów, aby karać niektórych zawodników. Wchodził do szatni i mówił, że jeden ma zapłacić sto dwadzieścia tysięcy kary, drugi sto tysięcy, a trzeci jeszcze inną kwotę. Uważam, że wywiad, za który dostałem karę nie był wcale mocny. Został po prostu źle odebrany przez niektóre osoby. Miałem wysoki kontrakt, a klub szukał pretekstu, aby urwać jakąś kwotę i działy się takie rzeczy. 

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 51-52/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024