Do niecodziennej sytuacji doszło w sobotnim meczu SSC Napoli przeciwko US Sassuolo w ramach trzydziestej szóstej kolejki włoskiej Serie A (2:0). „Zielono-czarni” zanotowali aż cztery trafienia, ale żaden z nich nie został uznany za sprawą interwencja VAR-u. To pierwszy tego rodzaju przypadek w piłkarskim świecie w erze wideo-weryfikacji.
Na Stadio San Paolo miał miejsce piłkarski precedens z udziałem graczy Sassuolo. (fot. Reuters)
Do słownika języka włoskiego (i nie tylko) powinno zostać wprowadzone zdanie: „Być pechowy jak Sassuolo”. Wszystko za sprawą ich zupełnego braku szczęścia we wczorajszym meczu przeciwko Napoli. Piłkarze prowadzeni przez Roberto De Zerbiego aż czterokrotnie zmusili do kapitulacji golkipera strzegącego bramki neapolitańczyków. I tyle samo razy ostatecznie ich radość okazała się przedwczesna.
Dlaczego? Ano dlatego, że arbiter był zmuszony anulować każde z trafień w wyniku przekroczenia przepisów przez piłkarzy „zielono-czarnych”. W każdym przypadku chodziło o pozycję spaloną. Dwukrotnie na ofsajdzie w chwili oddawania strzału znajdował się Filip Djuricić. Dodatkowo po razie na w miejscu niezgodnym z przepisami w momencie uderzenia był Francesco Caputo i Domenico Berardi.
W międzyczasie na listę strzelców wpisał się Elseid Hysaj oraz Allan. Ich dwa gole zapewniły SSC Napoli zwycięstwo, trzy punkty i szanse na awans do przyszłorocznej edycji Ligi Europy. Wydawać by się mogło, że De Zerbi będzie rozgoryczony porażką w takich okolicznościach. Nic z tych rzeczy. „W mojej opinii VAR poprawił futbol” – przyznał po końcowym gwizdku sędziego trener Sassuolo.
O skali pecha zespołu z Emilii-Romanii najlepiej świadczy fakt, że był to pierwszy tego rodzaju przypadek w piłkarskim świecie w erze wideo-weryfikacji. Nigdy bowiem dotąd system VAR nie anulował czterech bramek w jednym meczu.