Bundesliga – najlepsi z najlepszych
Sezon Bundesligi już za nami. Nadszedł więc czas podsumowań i zestawień. Oto nasz subiektywny wybór najlepszej jedenastki minionych rozgrywek.
W zestawieniu nie mogło zabraknąć Roberta Lewandowskiego (fot. Reuters)
MACIEJ IWANOW
Za nami fenomenalny sezon. Wielu piłkarzy wspięło się na wyżyny, ale następny powinien być jeszcze bardziej ekscytujący. Zatem byle do września. Na razie czas jednak na ostatnie wyróżnienia – zaczynamy od trenera. Kłopotów z wyborem nie było.
Hansi Flick
To jak poukładał będący w głębokim kryzysie Bayern jest godne podziwu. Flick znalazł wspólny język z piłkarzami, zadbał o idealną atmosferę wolną od konfliktów, co w takim klubie już jest połową sukcesu. Przywrócił do żywych Muellera czy Boatenga. Kibicom rozgoryczonym rządami Kovaca przywrócił autentyczną radość z oglądania swoich ulubieńców. Ofensywny, piękny dla oka futbol połączony z dobrymi wynikami. Takie było i jest DNA Bayernu i Flick okazał się perfekcyjną osobą, by z powrotem wydobyć go na światło dzienne. Bayern był zatem zdecydowanie najlepszym zespołem edycji 2019-20, a jak wyglądać może All Star sezonu?
Manuel Neuer
Pomiędzy słupkami ten, którego wysyłano już na emeryturę. Manuel Neuer – w Niemczech człowiek instytucja. O ile we wcześniejszym sezonie można było mieć do niego zastrzeżenia, tak w ostatnim wrócił do najwyższej formy. 15 czystych kont, 72,6% skuteczności interwencji – bramkarz numer jeden w Bundeslidze. Wielokrotnie ratował Bayern w sytuacjach beznadziejnych. Dobitnie pokazał młodemu Nuebelowi, który przeprowadza się do Monachium, że nie ma zamiaru oddawać miejsca w bramce.
Achraf Hakimi
Nie grał może całego sezonu na równym, wysokim poziomie, ale mimo wszystko należy go docenić. Przy zmianie systemu gry i przejściu na wahadło pokazał największe atuty i ofensywne inklinacje. Kiedy nie musiał aż tak bardzo skupiać się na obronie, mając za plecami asekurującego go Piszczka mógł puszczać wodze fantazji. Jest zawodnikiem uniwersalnym, aczkolwiek na pewno jeszcze za wcześnie mówić, że kompletnym. Nie da się jednak ukryć, że kluczowym w układance Favre’a. Najlepszy okres miał pomiędzy listopadem a lutym. Końcówka sezonu już trochę słabsza, ale też prezentował się solidnie.
David Alaba
Przesunięty na środek obrony spisywał się w nowej roli znakomicie. A Bayern już nie musi się głowić jak zmieścić na boisku Daviesa i Alabę. Pobił też rekord w liczbie występów w Bundeslidze swojego rodaka Andreasa Herzoga i ze swoimi 266 spotkaniami jest w tej chwili na czele całej rzeszy Austriaków, którzy przewinęli się przez niemieckie boiska.
Martin Hinteregger
Z wyborem drugiego środkowego obrońcy był problem. Bo równie dobrze mogli znaleźć się tu chociażby Elvedi i Ginter z Borussii Moenchengladbach. Zwłaszcza że do świetnej dyspozycji dołożyli awans do Ligi Mistrzów. Ale indywidualnie koniec końców to Austriak wyprzedził ich o milimetry. Jego wpływ na drużynę Eintrachtu jest ogromny. Widać, że we Frankfurcie znalazł swój drugi dom. Nie bez powodu kibice szybko go pokochali. Na boisku twardy, czasami wręcz aż nazbyt – Thiago z pewnością się z tym zgodzi. Stanowi znaczną wartość dodaną przy stałych fragmentach.
Alphonso Davies
Największe objawienie tego sezonu. Struś Pędziwiatr, który wdarł się przebojem do Bundesligi i nie przestaje zadziwiać. Najszybszy piłkarz w lidze z niewiarygodną prędkością 36,51 km/h. Przesunięcie go na lewą obronę było strzałem w dziesiątkę. Ma niespożytą energię i choć technicznie pozostaje jeszcze wiele do poprawy, to ciężko sobie wyobrazić, żeby w niedalekiej przyszłości nie trafił do absolutnego topu na swojej pozycji.
Joshua Kimmich
Chyba raz na zawsze zamknął usta malkontentom, którzy widzieliby go z powrotem na prawej obronie. Transformacja z czołowego bocznego defensora świata na czołowego defensywnego pomocnika była zadziwiająco szybka i bezbolesna. Nie ucierpiała na niej jakoś znacząco liczba asyst w porównaniu do poprzedniego sezonu, a wydaje się, że Kimmich jest nawet groźniejszy, gdy podłącza się do ataków niż wcześniej. Do tego stał się liderem z prawdziwego zdarzenia. Nie waha się zrugać bardziej doświadczonych kolegów. Idealny materiał na przyszłego kapitana Bayernu.
Kai Havertz
Cudowne dziecko niemieckiej piłki! W XXI wieku było już takie jedno, ale Havertz raczej na pewno nie podąży drogą Mario Goetzego. O ile jeszcze w poprzednim sezonie jego forma była chwiejna (co było całkiem naturalne ze względu na wiek i brak doświadczenia), tak teraz awansował do bundesligowej elity. Wystrzelił do góry w sposób niezwykły i był najlepszym piłkarzem Bayeru Leverkusen, wyróżniając się dojrzałością i pewnością siebie. Może nie ma takich liczb jak choćby Sancho, ale jego wpływ na grę Bayeru był nie do podważenia i bez niego nie byłoby nawet tego piątego miejsca w tabeli. Chętnych na 21-letniego Niemca jest wielu i po tym jak zakończyła się opowieść pt.: „Leroy Sane w Bayernie”, tak pewnie zacznie się kolejna pt.: „Gdzie odejdzie Kai?”. Wszyscy eksperci co do jednego są zgodni – takiego talentu Niemcy nie mieli od bardzo, bardzo dawna.
Thomas Mueller
Ile osób już skreślało Muellera? Mówiono, że to piłkarz wypalony, że czas jego świetności minął i jest już tylko hamulcowym Bayernu? Okazało się, że tym był jednak Niko Kovac, a nie wychowanek Die Roten. Flick na nowo odkrył Muellera. Zaufał mu, a ten odwdzięczył się rekordową w historii Bundesligi liczbą 21 asyst i telepatyczną wręcz współpracą z Lewandowskim. Wpływ na drużynę ma zarówno na boisku, jak i poza nim będąc jej dobrym duchem.
Jadon Sancho
W zestawieniu nie mogło zabraknąć 20-letniego Anglika. Najlepszy piłkarz Borussii Dortmund w tym sezonie. Na boisku fenomen, a poza nim… powiedzmy, że oryginał. Klub z Zagłębia Ruhry wielokrotnie miał z nim problemy wychowawcze. „Afery fryzjerskie”, zapomniane dokumenty przed lotem na mecz Ligi Mistrzów, ostentacyjne spóźnienie na odprawę, przylot z wakacji dzień później niż należało, rekordowa kara stu tysięcy euro. Dyrektor sportowy BVB, Michael Zorc, kilka razy wypowiadał się w podobny sposób: „Jadon jest nie tylko wyjątkowym piłkarzem, który jest zauważalny na boisku, ale od czasu do czasu także i poza nim. Czasami nie jest to dla nas łatwe”. Ale na boisku rehabilitował się w stu procentach – 17 bramek i 17 asyst mówią same za siebie. Mimo trudnego charakteru trzeba brać go z dobrodziejstwem inwentarza. Klasa boiskowa jest najwyższa z możliwych. I to w tak młodym wieku. Ciągnął kolegów kiedy nie szło i kiedy brakowało Reusa, a niektóre asysty to absolutna magia. Stwarza niebezpieczne sytuacje dzięki swojej nienagannej technice, szybkości i dryblingowi. Może i w lidze są lepsi dryblerzy, ale żaden nie potrafi potem podejmować tak trafnych decyzji. Nie dziwi więc, że Dortmund zrobił się dla niego za mały i ustawiła się kolejka chętnych. Jak zaznacza prezes Borussii Hans-Joachim Watzke klub nie czuje jednak presji sprzedaży i jest skłonny nawet zaoferować piłkarzowi podwyżkę. Boss doskonale wie, że może w przyszłości zarobić na nim fortunę, choć gdzieś z tyłu głowy zapewne wracają wspomnienia z wymuszonymi transferami Aubameyanga i Dembele.
Timo Werner
Jedynym pechem Wernera w tym sezonie było to, że w tej samej lidze grał Robert Lewandowski. 28 bramek napastnika Lipska to wynik fenomenalny. Po raz ostatni lepszy wynik wśród Niemców zaliczył w sezonie 1980-81 Karl-Heinz Rummenigge. Współpraca z Julianem Nagelsmannem, to najlepsze co mogło spotkać Wernera na koniec czteroletniej przygody z Lipskiem. Trener wyzwolił u niego wszystkie najmocniejsze atuty. Być może swoje zrobiła też zwykła sportowa złość po absurdalnym zamieszaniu z ewentualnym transferem do Bayernu i zarzutami, że nie jest zbyt dobry na mistrza Niemiec. I aż szkoda (z perspektywy sympatyków Bundesligi), że kiedy osiągnął szczyt formy zdecydował się na przenosiny do Londynu. Jak sam podkreślił w jednym z wywiadów dla „Sportbuzzera”, te cztery lata były pasmem sukcesów za wyjątkiem dwóch przykrych incydentów – jaskółki w meczu z Schalke (po której nazwisko Wernera było na ustach większości kibiców na stadionach) i pamiętnej sytuacji w meczu z Besiktasem w Lidze Mistrzów, gdy musiał zejść już w pierwszej połowie. Mimo zaledwie czterech sezonów w barwach Lipska został klubową legendą i najlepszym strzelcem w historii.
Robert Lewandowski
Najlepszy piłkarz tego sezonu, napastnik, który rzucił wyzwanie legendarnemu Gerdowi Muellerowi. I choć zabrakło niewiele do rekordu, to jego 34 bramki i tak są wynikiem kosmicznym. W 57-letniej historii Bundesligi tylko trzem piłkarzom udało się strzelić tyle goli. Rzeczą oczywistą było, że został wybrany piłkarzem sezonu. O jego profesjonalizmie napisano tysiące artykułów. W niedawnym wywiadzie dla „Sport Bilda” stwierdził: „W sierpniu skończę 32 lata, ale czuję się na 27, 28, może nawet mniej. Czuję, że nie wykorzystałem w pełni swoich możliwości i zagrałem w tym sezonie na jakieś 90%. Chcę przekroczyć swoje granice”. Może być jeszcze lepiej? Dziesięć lat w Bundeslidze, osiem tytułów mistrzowskich, pięć armatek dla najlepszego snajpera. Opus magnum w jego klubowej karierze byłaby zapewne upragniona Liga Mistrzów.
***
Tak naprawdę na obecność w jedenastce sezonu zasłużyło drugie tyle piłkarzy. Bo czy można pominąć Petera Gulacsiego, bramkarza Lipska, który ma za sobą wyjątkowy sezon i raz po raz pokazywał wielką klasę? Filipa Kosticia, którego dośrodkowania były pokazem niesamowitej precyzji? Christophera Nkunku, który w debiutanckim sezonie zaliczył 15 asyst, a w meczu z Schalke czterokrotnie obsłużył kolegów i to w jednej połowie? Matsa Hummelsa, który udowodnił, że stary człowiek i może? Leona Goretzkę za to, że stał się prawdziwym terminatorem w środku pola i zaliczył niesamowity progres w rundzie wiosennej? Czy chociażby kogoś ze świetnej w tym sezonie Borussii Moenchengladbach z trenerem Marco Rose na czele? Wymieniać można długo. Niestety, zestawienie nie jest z gumy.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 27/2020)