Bundesliga budzi się do życia
W tym roku piątek trzynastego kojarzyć się będzie z czymś absolutnie pozytywnym. Już za kilka dni wraca do gry Bundesliga, a w meczu otwarcia
Borussia Moenchengladbach podejmie obrońcę tytułu Bayern Monachium. Czy w tym roku walka o mistrzostwo będzie ciekawsza niż zazwyczaj?
Bayern chce sięgnąć po dziesiąty z rzędu tytuł mistrza Niemiec. (fot. Reuters)
MACIEJ IWANOW
Długo trzeba było czekać na pierwszy powiew normalności w Bundeslidze, ale w końcu się doczekaliśmy. Puste trybuny straszyły ponad rok, ale koniec z tym. Wreszcie na spotkania będą wpuszczani kibice. Wprawdzie z ograniczeniami (zależnie od ustaleń lokalnych władz, lecz maksymalnie po 25 tysięcy), ale zawsze. A jeśli wskaźnik zakażeń będzie szedł w dół niewykluczone, że rundę wiosenną będziemy zaczynać już przy pełnym obłożeniu. Prezydent Bayernu Herbert Hainer w „Kickerze”: – Gdy myślę o nowym sezonie najbardziej cieszę się z powrotu fanów.
Nowy sezon zapowiada się fascynująco również pod względem piłkarskim. Nigdy tak dużo drużyn z czołówki nie zmieniło jednocześnie trenerów. Jakie będą tego efekty? Bayern po raz kolejny przystępuje do rozgrywek jako obrońca tytułu. Wprawdzie we wszystkich sondach – także tej przeprowadzonej wśród bundesligowych trenerów – to właśnie on jest wskazywany na mistrza, ale Borussia Dortmund i RB Lipsk powinny postawić bardzo trudne warunki.
Pandemia odbiła się mocno pod względem finansowym na klubach, które musiały drastycznie zacisnąć pasa, ale wg raportu Deloitte Bundesliga jest i tak drugą ligą w Europie pod względem obrotów. Do tego w porównaniu z innymi ligami top5 zanotowała najmniejsze straty. Powrót kibiców powinien choć częściowo pomóc odbudować klubowe budżety, a księgowi nie będą już panicznie sprawdzać stanu klubowego konta.
W pogoni za Bayernem
Gdyby ktoś mógł zagwarantować Julianowi Nagelsmannowi zdrową kadrę przez cały sezon to przewidywania co do mistrzostwa faktycznie należałoby zakończyć już teraz. Pierwszy skład Bayernu jest imponujący i mimo odejścia Davida Alaby nie stracił na jakości. Bez problemów z kontuzjami aktualny mistrz powinien być bezkonkurencyjny na dystansie 34 kolejek. Problemy zaczną się gdy ktoś z tego składu wypadnie, a Nagelsmann będzie zmuszony do eksperymentów. Oczywiście ma w odwodzie utalentowaną młodzież, która aż przebiera nogami na myśl o szansie gry w Bundeslidze, ale to może być za mało by odeprzeć ataki rywali. Zwłaszcza że nie mogą już się ogrywać w profesjonalnej trzeciej lidze, bo rezerwy spadły do amatorskiej czwartej ligi i często treningi Bayernu są trudniejsze. Dlatego dziwnie słucha się Olivera Kahna, który mówi, że drużyna jest wystarczająco konkurencyjna i kompletna. Bayern wkracza w tym sezonie w nową erę. Nowy prezes, nowy trener, ale oczekiwania te same. Trenerski wybraniec Nagelsmann nie będzie miał komfortu i czasu na aklimatyzację w największym niemieckim klubie. Wymagać się będzie od niego zwycięstw tu i teraz. I naturalnie w efektownym stylu. Nigdy wcześniej nie musiał mierzyć się z taką presją. Mistrzowie Niemiec nie byli aktywni na rynku transferowym. Poza Dayotem Upamecano i Omarem Richardsem nie przyszedł nikt. Następne transfery zależne są od sprzedaży niechcianych już w Monachium zawodników – między innymi Cuisance’a czy Tolisso. Ostatnie doniesienia mówią o poważnym zainteresowaniu Marcelem Sabitzerem z Lipska, który jest do wyjęcia za niezbyt wygórowaną kwotę. Stare prześmiewcze hasło mówi, że „Bayern kauft Liga kaputt” odnoszące się do wyciągania od bezpośrednich rywali ich ważnych ogniw. Czasy się zmieniają, hasło wciąż aktualne. Teraz na celowniku Lipsk, z którego trafił już i trener z praktycznie całym sztabem, i czołowy środkowy obrońca, a teraz może i ofensywny pomocnik. A jeszcze niedawno Nagelsmann mówił, że nie zamierza wynajmować vana i jechać do Monachium wioząc na holu jednego czy drugiego piłkarza z RBL. Oczywiście Bayern to Bayern. Nawet mimo ewentualnych problemów to wciąż niepokonana zwycięska mentalność, uzasadnione przeświadczenie o własnej potędze i dominator zawsze będący faworytem. Pytanie czy reszta stawki przestanie mu w końcu ułatwiać zadanie.
Jeśli ktoś ma się postawić Bayernowi to mogą to zrobić tylko Borussia Dortmund i RB Lipsk. I wydaje się, że to wyzwanie całkiem na poważnie może rzucić Lipsk. W zeszłym sezonie zabrakło niewiele – tylko (lub aż) skutecznego napastnika z prawdziwego zdarzenia. Teraz przyszedł Andre Silva, który robił furorę we Frankfurcie. Odejście Upamecano Lipsk zrekompensował sobie transferem Simakana. Jest utalentowany i piekielnie ambitny trener Jesse Marsch, którego redbullowska filozofia będzie podobna jak u poprzednika. Tak jak i on, Marsch nienawidzi przegrywać i ma obsesję kontroli. Kadra jest kompletna, zbalansowana i przede wszystkim rozbudowana. Nie będzie problemów z rotacją. W Dortmundzie zapowiadało się, że to faktycznie może być TEN sezon. Przyszedł poważny trener, sprowadzono utalentowanego bramkarza, który będzie stał między słupkami przez lata. Jadona Sancho ma zastąpić inna perełka czyli Donyell Malen pozyskany z PSV Eindhoven. I najważniejsze: wydaje się, że na 100% w klubie zostanie Erling Haaland i to pomimo ciekawych propozycji. Plaga kontuzji w defensywie powoduje jednak, że debiutować będą musieli na newralgicznych pozycjach piłkarze z rezerw. Początek sezonu zapowiada się więc bardzo nerwowo. Mistrzostwo wygrywa się w meczach z klubami z dołu tabeli, a zarówno Lipsk jak i Borussia mieli ostatnio tendencję do regularnego tracenia punktów z outsiderami. Za wielką trójką grupa robocza, w której najwięcej zmian i w każdym klubie następuje zmiana kursu. Dyrektor sportowy Borussii Moenchengladbach Max Eberl powiedział, że skończyła się dekada sukcesów i trzeba zaczynać wszystko od nowa. Nowy trener Adi Huetter ma kilka problemów do rozwiązania, w tym stricte motorycznych. Wolfsburg to niewiadoma, bo postawienie na trenera Marka van Bommela to potężne ryzyko. Jak pokazuje okres przygotowawczy sympatycy Wilków mogą czuć lekki niepokój, bo walka na trzech frontach będzie wyjątkowo
intensywna, a forma fizyczna piłkarzy daleka jest od optymalnej. Eintracht Frankfurt również w fazie przebudowy. Po tym jak został osierocony i odeszły najważniejsze ogniwa poprzednich sezonów czyli trener, dyrektor sportowy i najlepszy strzelec w klubie nie zapowiadają buńczucznych celów. Oliver Glasner ma rozwijać piłkarzy, a miejsce w dziesiątce będzie przyjęte ze spokojem. Priorytetem jest obecnie budowa klubowego centrum szkoleniowego.
Nieoczekiwana zamiana ról
Były dyrektor sportowy Herthy powiedział swego czasu, że Berlin to metropolia, która zasługuje na europejskie puchary. W tej kwestii się nie mylił, choć zapewne nie miał na myśli lokalnego rywala. Wraz z przyjściem inwestora miliardera Larsa Windhorsta, Hertha miała doszlusować do ligowej czołówki i budować nową przyszłość obfitą w sukcesy. Niestety, dla sympatyków Starej Damy transformacja klubu idzie wyjątkowo opornie. Na tyle źle, że Hertha nie jest już nawet najlepszym klubem w stolicy Niemiec. Od dwóch lat regularnie zawstydza ją Union Berlin – ubogi krewny, który udowodnił, że pieniądze to nie wszystko, a najważniejsze jest know how i odpowiedni ludzie na odpowiednich miejscach. Awans Eisernen do rozgrywek Ligi Konferencji to ogromny policzek dla Herthy. Gdy w 2019 roku po raz pierwszy w historii awansowali do Bundesligi kibice wracając ze stadionu śpiewali buńczucznie, że kiedyś będą puchary. W najśmielszych snach nie mogli przypuszczać, że nadejdą tak szybko. Union w poprzednim sezonie był największym pozytywnym zaskoczeniem. Trudno było o bardziej zbalansowaną i równie doskonale przygotowaną mentalnie drużynę. Trener Urs Fischer wykonał heroiczną pracę by połączyć wszystkie kropki. A za przeobrażenie Maxa Kruse i zrobienie z niego lidera na boisku i poza nim należy się dodatkowa nagroda. Kto by pomyślał, że ten enfant terrible tak dobrze wkomponuje się w specyficzny klimat Starej Leśniczówki.
Praca trenera została doceniona na tyle, że wymieniano jego nazwisko w kontekście objęcia reprezentacji Szwajcarii. W Koepenick doskonale wiedzą, że niespodziewane puchary i walka na trzech frontach może być pocałunkiem śmierci, więc w klubie nie zasypiali gruszek w popiele. Może i nazwiska piłkarzy, którzy trafili tu latem nie powalają, ale kto oglądał film „Moneyball” ten wie, że co innego jest kluczem do sukcesu. Union dostał piłkarzy, którzy znacznie poszerzą możliwości ofensywne. Do tego rotacja prezentuje się imponująco i Fischer nie będzie narzekał na krótką ławkę. A klejnotem i absolutnym „stealem” jest pozyskanie za darmo Haraguchiego, który w poprzednim sezonie był najlepszym ofensywnym pomocnikiem w drugiej lidze.
Polskich kibiców elektryzuje oczywiście przyjście Tymoteusza Puchacza i Pawła Wszołka. Ten pierwszy, na którego Union rozbił bank jest naturalnym kandydatem do pierwszego składu. Filozofię Unionu najlepiej podsumował Rick van Drongelen: – Nie jestem supergwiazdą. Gram dla drużyny.
Wydaje się, że Union wyciągnął wnioski z wcześniejszych przygód Freiburga i Koeln, i co najważniejsze: znowu może wszystkich zaskoczyć i zgłosić europejskie aspiracje. A Hertha? Wyruszyła na poszukiwanie utraconej tożsamości. Nowy dyrektor sportowy Fredi Bobic jest gwarantem tego, że klub w końcu wyjdzie z marazmu i doczeka się konkurencyjnej kadry, która będzie w stanie rzucać wyzwanie. Ale ile zajmie mu posprzątanie berlińskiej stajni Augiasza, nie wie nawet on sam. W nadchodzącym sezonie nie będzie jeszcze fajerwerków. Nie może ich być skoro najważniejszymi transferami są powroty do klubu Kevina-Prince’a Boatenga i Selke, a przy okazji Hertha straciła na rzecz Gladbach piekielnie utalentowanego młodego Netza. Przy spokojnej pracy Pala Dardaia nie grozi jednak drżenie o utrzymanie jak ostatnio. Solidny środek tabeli. Na początek odbudowy dobre i to. Polscy sympatycy liczą oczywiście na wreszcie udany sezon w wykonaniu Krzysztofa Piątka, ale na chwilę obecną z racji kontuzji Polaka na pole position wysunął się wspomniany Davy Selke, który w okresie przygotowawczym prezentuje się znakomicie. Długofalowo przy dobrym zarządzaniu Hertha oczywiście odzyska prymat w stolicy. Na razie jednak ubogi krewny z Koepenick, który po latach starania wreszcie dostał się na salony przekonuje się, że pełne przechwałek opowieści bogatego wujka z Charlottenburga to zwykłe mitomaństwo i w rzeczywistości siedzi gdzieś pod ścianą burcząc: a kiedyś to było…
Pozostać w Bundeslidze
Walka o utrzymanie nie będzie w tym sezonie tak fascynująca i trzymająca w napięciu do ostatniej kolejki jak w ubiegłym roku. Spokojniejszy sezon zapowiada się za to w końcu w Moguncji. Odkąd drużynę przejął Bo Svensson, FSV Mainz swoją grą zaczynało przypominać czasy awansu do europejskich pucharów. Jest grupa drużyn, które interesuje tylko zapewnienie sobie spokojnego bytu w lidze w następnym sezonie, ale trzeba będzie się mocno napocić by to osiągnąć. W najgorszej sytuacji jest oczywiście duet beniaminków – VfL Bochum i SpVgg Fuerth, a zaraz za nim Arminia Bielefeld. Kadrowo i przede wszystkim budżetowo odstają wyraźnie od reszty stawki i nie będzie zaskoczeniem jeśli taka będzie ostatnia trójka na koniec sezonu. Fuerth na tle Bundesligi wygląda jak ostatnia galijska wioska opierająca się najeźdźcom. Najmniejszy stadion, najniższy budżet, osłabiona kadra. Cała nadzieja w trenerze Stefanie Leitlu, który będzie musiał wymyślić prawdziwy piłkarski magiczny napój. Do walczących o utrzymanie dodać należy jeszcze Koeln. Rzutem na taśmę udało się Koziołkom pozostać w Bundeslidze po barażach, ale jeśli największą gwiazdą drużyny jest nowy trener Steffen Baumgart to można spodziewać się kolejnych ciężarów. Szkoleniowiec gwarantuje, że drużyna będzie próbowała grać ofensywnie i atrakcyjnie, a takiego zestawu w Kolonii nie widziano od dawna. Bochum na pomoc przychodzi historia. Od sezonu 2013-14 mistrz drugiej ligi zawsze utrzymywał się w swoim pierwszym sezonie w Bundeslidze. Fuerth z kolei ma dobrze w pamięci swój ostatni pobyt w pierwszej lidze, gdy w sezonie 2012-13 spadło z hukiem bez choćby jednego domowego zwycięstwa. Arminię Bielefeld, której dość zaskakująco udało się utrzymać, czeka teraz casus drugiego sezonu beniaminka, a te bywają ciężkie i wyboiste.
TEKST UKAZAŁ SIĘ PIERWOTNIE W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (32/2021)