Brutalne faule zamiast pięknych goli
Dotychczasowy bilans Lukasa Podolskiego w Górniku Zabrze jest rozczarowujący. Legenda niemieckiej piłki ma na swoim koncie łącznie więcej brutalnych fauli niż strzelonych goli i zanotowanych asysty.
Z pewnością inaczej wyobrażano sobie występy Lukasa Podolskiego w Górniku Zabrze. Wydawać by się mogło, że 130-krotny reprezentant Niemiec i jednocześnie mistrz świata z tym krajem natychmiast stanie się pierwszoplanową postacią nie tylko zespołu z Górnego Śląska, ale i całej ligi.
Jak dotąd tak się jednak nie stało. Trudno żeby było inaczej, skoro Podolski nie spędza w Zabrzu nawet całego tygodnia, bo grę w Górniku łączy z innymi obowiązkami zawodowymi: jest jurorem w niemieckiej edycji programu „Mam Talent” i zarazem pełni rolę eksperta telewizji RTL podczas meczów Ligi Europy oraz Konferencji.
„Poldi” nie poświęca zatem pełnego wymiaru czasowego na treningi. A pracować ma nad czym, szczególnie jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, bo nie wystarcza mu sił na bieganie na pełnych obrotach przez 90 minut, w czym z pewnością nie pomaga zaawansowany jak na piłkarza wiek.
Mając powyższe na uwadze, nic dziwnego, że dotychczasowy bilans Podolskiego w Górniku jest rozczarowujący. 0 goli i tylko 1 asysta w 6 meczach to liczby zdecydowanie poniżej jego możliwości. Od piłkarza, który reprezentował barwy Bayernu Monachium, Arsenalu Londyn czy Interu Mediolan, trzeba wymagać więcej.
O wiele częściej o Podolski mówi się w kontekście nie pięknych trafień jego autorstwa, lecz brutalnych fauli, jakich notorycznie się dopuszcza, za które – zdaniem sędziowskich ekspertów – mógł, a nawet powinien, wylecieć z boiska z czerwoną kartką. Uchroniła go przed tym jedynie pobłażliwość arbitrów.
W meczu przeciwko Wiśle Płock (4:2) „Poldi” zaledwie po kilku sekundach od rozpoczęcia gry, z całym impetem i na wyprostowanej nodze trafił w okolice piszczela biegnącego z piłką Piotra Tomasika. Ostatecznie skończyło się tylko na żółtym kartoniku, choć nie ma wątpliwości, że jego bezpardonowy atak kwalifikował się na czerwień, bo to mogło zakończyć się w czarnym scenariuszu nawet złamaniem nogi.
Drugi raz nieprzepisowo zaatakował rywala w kolejnym meczu przeciwko Wiśle, tym razem tej z Krakowa. Znowu na początku, bo już w siódmej minucie, podczas walki o piłkę spóźniony Podolski z uniesioną w powietrzu i zarazem wyprostowaną nogą wszedł Serafinowi Szocie w okolice kolana.
Szczęśliwie faulowany wiślak jakoś pozbierał się o własnych siłach po interwencji sztabu medycznego, choć przy braku odrobiny szczęścia prawdopodobnie nie obyłoby się bez długotrwałej kontuzji i jej rehabilitacji. Faulującemu znowu się upiekło. Nie został ukarany nawet żółtą kartką.
Taryfa ulgowa ze względu na nazwisko? Wszystko na to wskazuje. Podolskiemu pozostaje się cieszyć, że jego status legendy złagodził wymiar kary, jaki wystosowali mu sędziowie, bo w przeciwnym wypadku miałby na swoim koncie już dwie czerwone kartki, czyli więcej niż goli i asyst łącznie.
jbro, PilkaNozna.pl