Boniek dla „PN”: FIFA mnie nie interesuje!
W życiu zawodowym Zbigniewa Bońka sporo ostatnio się zmieniło. Prezes PZPN został wybrany do władz europejskiego futbolu, przestał natomiast użyczać wizerunek firmie bukmacherskiej. Nieustannie ma jednak apetyt na reformowanie polskiego futbolu. Teraz – przede wszystkim ligowego.
ROZMAWIAŁ ADAM GODLEWSKI
Co oznacza dla pana wybór do Komitetu Wykonawczego UEFA?
Jestem człowiekiem, który nie lubi się afiszować. Mogłem nadać moim staraniom wielki rozgłos, ale w ogóle na tym mi nie zależało. Mimo że od pierwszego dnia kampanii, która trwała półtora czy nawet dwa miesiące, byłem pewien, że zostanę wybrany, nie robiłem wokół siebie zamieszania. Choć prawda jest taka, że wynik, który uzyskałem, to bardzo pozytywny wskaźnik dla Polski. Świadczący o tym, że w UEFA lubią nas i szanują. Tak po ludzku jest mi bardzo przyjemnie, że to, co nie udało się żadnemu rodakowi od pół wieku, na kongresie w Helsinkach stało się wreszcie rzeczywistością – mówi „PN” Boniek. – Nie oszukujmy się jednak – po moim awansie do Komitetu Wykonawczego nie zaczniemy lepiej grać w piłkę. Polski futbol musimy nadal urządzać sami najlepiej, jak umiemy.
Gdzie prowadził pan tę zwycięską kampanię?
Jeździłem bardzo mało. Byłem jedynie na Cyprze, na spotkaniu przedstawicieli 12 federacji, i w Tbilisi, gdzie spotkali się wysłannicy 13 związków krajowych. Zaprosiłem także do Polski ludzi z krajów, z którymi kontakt mamy najczęściej. To znaczy z państw ościennych, Słowacji, Czech i Niemiec, a także z Węgier, Austrii i Liechtensteinu. Nie zabiegałem wcześniej o głosy krajów skandynawskich, ale wiedziałem, że także będą miały chęć mnie wybrać. Bo wynikało to z kilku przesłanek. Po pierwsze, w międzynarodowym środowisku piłkarskim jestem człowiekiem powszechnie rozpoznawalnym. Na dodatek przez cztery lata pierwszej kadencji w PZPN wszyscy mogli poznać sposób mojego działania. Choćby organizację meczów na Stadionie Narodowym, również towarzyskich, z niezmiennie fantastyczną publicznością, których przez cztery lata zorganizowaliśmy sporo. Kiedy przychodziłem do związku, nasze sportowe argumenty były słabe. Dziś jesteśmy znacznie mocniejsi, z miejsca mówi się o Robercie Lewandowskim, Grzegorzu Krychowiaku, Kamilu Gliku, Wojtku Szczęsnym, Łukaszu Fabiańskim i wielu innych zawodnikach, którymi możemy się wszędzie pochwalić. Podobnie jak całą drużyną narodową. To były argumenty przemawiające na moją korzyść, ale… miałem też świadomość, że kilka osób w Polsce miałoby ubaw, gdybym ostatecznie nie wszedł do Komitetu Wykonawczego. Było kilku rodaków przede mną, którzy przegrali w wyborach, ale nic się nie stało. Gdyby to jednak przegrał Boniek, uważam, że by mu się dostało. Ba, byłaby ostra jazda. Tyle że wygrałem i nikomu nie dałem do tego pożywki.
Wszedł pan do władz europejskiej piłki, głosząc hasła uszczelnienia mechanizmu solidarnościowego i likwidacji piłkarskiej Europy kilku prędkości. Co to konkretnie oznacza?
Bodaj jako jedyny w Europie pochyliłem się, wraz z ludźmi Deloitte’a, nad zagadnieniem solidarity payment, i obliczyliśmy, że od 2000 roku kluby powinny dostać 1,6 miliarda euro. Z czego miliard dwieście milionów nigdy nie zostało jednak wypłacone. Zatem dziś ten mechanizm jest kompletnie chory. W piłce wszyscy poszukują pieniędzy, a miliard dwieście tysięcy ot tak przepadło. Napisałem w tej sprawie do pana Aleksandra Ceferina, który przesłał mój list do Gianniego Infantino, a szef FIFA już się ze mną skontaktował i podjęliśmy działania, żeby system był wreszcie prawdziwy i wydolny, żeby kasa wreszcie trafiła także do małych klubów, które wychowują dobrych piłkarzy.
Zamierza pan realizować własny program czy będzie grał w drużynie Ceferina?
Jestem członkiem ciała kolegialnego i mam swojego prezydenta, na którego głosowałem, bo od początku go popierałem. Zatem będę chciał pomóc szefowi UEFA w realizacji programu wyborczego, ale kilka kwestii będę też chciał mu podpowiedzieć. Pierwsza sprawa to ujednolicenie systemów w juniorskich i młodzieżowych mistrzostwach Europy. Nikt nie potrafi mi wyjaśnić, z jakiego powodu w Euro U-17 startuje 16 zespołów, w turnieju U-19 jest 8 uczestników, zaś w kategorii U-21 – 12. Nie ma jednakowych standardów, a na dodatek w najstarszej kategorii piłkarze startujący w finałach imprezy – wbrew nazwie – liczą po 23 lata. Zaproponuję zatem unifikację, żeby wszystkie roczniki rywalizowały w gronie 16-zespołowym, i na pewno szybko doprowadzę do dyskusji na ten temat na forum UEFA. A warto byłoby jeszcze zrobić porządek z kwalifikacjami olimpijskimi, które w Europie kończą zespoły U-23 w roku przedolimpijskim, zatem w igrzyskach nie mogą już występować. Dlatego moim zdaniem w finałach powinni grać zawodnicy spełniający kryteria U-21.
UEFA wymaga ustalenia nowego wewnętrznego porządku?
Absolutnie nie. To świetna i potężna organizacja, która funkcjonuje dobrze i organizuje najlepsze klubowe rozgrywki na świecie, czyli Champions League i Europa League. Ma fajne Euro dla reprezentacji, a teraz dojdą jeszcze rozgrywki National League dla drużyn narodowych. UEFA działa prężnie na rzecz piłki i jej rozwoju. Inaczej niż FIFA, która turnieje o mistrzostwo świata ma co cztery lata, a poza tym zajmuje się głównie polityką.
UEFA nie jest jednak jednolita, co jakiś czas docierają sygnały o planowanej secesji najlepszych klubów do Superligi. Nie obawia się pan, że będzie musiał się ścierać z kolegą z boiska Karlem-Heinzem Rummenigge, który przewodniczy wpływowej European Club Association?
A zna pan jakąkolwiek organizację na świecie, w której wszyscy się kochają i ciągną wózek zawsze w jednym kierunku?
PZPN w pańskiej drugiej kadencji…
…skoro chce pan pożartować, to proszę bardzo – też miałem jednego takiego członka zarządu, który zawsze posiedzenia kończył stwierdzeniem: – Wszystko fajnie, zobaczymy tylko, czy po meczu z Niemcami też będziecie tacy mądrzy? Problem jest taki, że najbogatsi w Europie chcieliby zarabiać najwięcej, ale na forum UEFA ja się z Kalle spinał na pewno nie będę, bo do roku 2024 kształt Champions League jest już zatwierdzony, regulaminy ratyfikowane, i właśnie trwa proces sprzedaży praw telewizyjnych na lata 2018-21. Czyli tu powodów do napięć nie ma, choć zdaję sobie sprawę, że kluby zawsze będą miały uwagi do wyjazdów zawodników na mecze i zgrupowania reprezentacji, będą chciały za to coraz więcej pieniędzy. Generalnie jednak UEFA nie ma problemu z ECA ani na odwrót, większy kłopot ma Stowarzyszenie Lig Europejskich, bo takie coś też istnieje, ale nie jest specjalnie tolerowane przez władze Europejskiej Unii Piłkarskiej. Zresztą w ogóle z działalności tego zjednoczenia niewiele wynika, bo każda ekstraklasa jest inna, i w Polsce, Bułgarii czy Portugalii każdy ma swoje problemy.
Miejsce w Komitecie Wykonawczym UEFA to dla pana tylko środek – w drodze do FIFA – czy cel ostateczny?
FIFA mnie nie interesuje, nigdy nie pójdę do FIFA, nigdy nie będę we władzach tej organizacji!
Z jakiego powodu?
Bo mnie to nie interesuje. Nie za dobrze czuję się w sportowej polityce, dlatego nie zamierzam się tam pchać. Fakt zasiadania w Komitecie Wykonawczym UEFA nawet w ułamku nie przeszkodzi mi przez trzy lata w zarządzaniu polską piłką, chciałbym się tam przecież poświęcić sprawom sportowym. Solidarity payment, ujednolicenie rozgrywek we wszystkich kategoriach wiekowych, może rozszerzenie zestawu turniejów o mistrzostwa w kategorii U-15, co także zamierzam zaproponować, to wszystko, co dotyka bezpośrednio polskiego futbolu, w którym mierzymy się z takimi wyzwaniami zarówno biznesowo, jak i sportowo. Polityka, dyplomacja i w ogóle zakulisowe gry i zabawy nieodzowne w FIFA nie są obecne w moim DNA. Prawda jest zresztą taka, że gdyby nie sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki, który wykonał całą tę robotę, która mi niespecjalnie leży, o miejsce we władzach UEFA także bym się pewnie nie starał. Właśnie dlatego na każdym kroku podkreślam jego wkład w wybór do Komitetu Wykonawczego.
Dzień po elekcji do Komitetu Wykonawczego UEFA zdecydował się pan na organizację konferencji, podczas której dyskutowano także o przyszłym kształcie rozgrywek w Lotto Ekstraklasie. To nie był przypadkowy termin.
Siłę człowieka można mierzyć też liczbą jego wrogów. Gdybym przegrał, musiałbym się z nimi zmierzyć na tej konferencji, a przecież gwarancji, że zostanę wybrany, nie miałem. Nie było po prostu innego równie dobrego terminu, a o moim wyborze podczas konferencji mowa była przez pół minuty. Centralna Liga Juniorów, nowy system kształcenia trenerów, a także zmiany w ekstraklasie, o które postulujemy, to na tyle poważne tematy, że nie było sensu ich odkładać. Zresztą merytoryczna dyskusja potwierdziła, że timing był właściwy, a konferencja potrzebna.
Dyskusja, na której wystąpił pan ewidentnie z pozycji siły. Dysproporcja: silny Boniek i PZPN, słaby Maciej Wandzel i ESA nigdy dotąd nie była tak duża jak po pańskim wyborze do Komitetu Wykonawczego.
Wiem, że pan na wiele aspektów ma oryginalne, a w każdym razie zupełnie różne od mojego spojrzenie, ale tak sprawy stawiać w ogóle nie można. Jaka pozycja siły?! Kto jest odpowiedzialny za piłkę w tym kraju? Polski Związek Piłki Nożnej! Jeśli coś w naszej branży nie idzie dobrze, wszyscy mają pretensje do PZPN. Nie mamy żadnego interesu, żeby szkodzić naszemu futbolowi, nie jesteśmy właścicielem żadnego klubu ani żadnego zawodnika, chcemy tylko, żeby najpopularniejszy sport w Polsce rozwijał się harmonijnie. Oczywiście, wiemy, że nasza ekstraklasa nie jest Serie A ani Bundesligą, i nigdy nie będzie. Ale w wymiarze krajowym i tak sporo można, a nawet trzeba zrobić. W 2019 roku kończy się obecne rozdanie praw telewizyjnych w naszej najwyższej lidze, które należy sprzedać z wyprzedzeniem – już za rok. Zatem trzeba mieć wizję na przyszłość, spójną i prorozwojową, a nie tylko chodzić i na okrągło opowiadać, że na stadiony przyszło pięć tysięcy więcej ludzi niż przed rokiem. Bo to nie ma większego znaczenia.
Pytanie, czy nasz futbol stać na rozszerzenie ligi do 18 zespołów, co zaproponował pan na konferencji. Muszą się na to zgodzić kluby, które przy obecnym torcie telewizyjnym straciłyby po mniej więcej 2 miliony złotych. Ile zespołów z ekstraklasowej stawki zgodzi się na takie obcięcie wpływów?
My jako PZPN na piłkę patrzymy zupełnie inaczej. Nie w kategoriach: tu i teraz, tylko perspektywicznie. Beneficjentami tego, co robimy, nie będą zresztą Boniek i ludzie z jego ekipy. Tylko ci, którzy przyjdą po nas. Nie martwimy się o stołki, tylko o przyszłość dyscypliny. A skoro mamy 16 województw, to w założeniu w każdym mieście wojewódzkim mogłaby być drużyna ekstraklasy. Infrastruktura w kraju jest przecież lepsza niż 10 lat temu, i cały czas ją polepszamy. A ile zespołów, które mogłyby być w najwyższej lidze, występuje w niższych klasach? Dwie z Łodzi, Stal Rzeszów, Stomil Olsztyn, Górnik Zabrze, GKS Katowice, Miedź Legnica. I jeszcze kilka innych.
Mówi pan jednak głównie o pięknych tradycjach, a nie o obecnych możliwościach i aktualnej bazie.
Proszę, aby nie ulegał pan trendowi wprowadzonemu przez spółkę Ekstraklasa! Bo jest błędny. Niby dlaczego w ekstraklasie miałaby nie zagrać Chojniczanka? Jeśli wejdzie po raz pierwszy w historii, dostanie odpowiedni czas na dostosowanie bazy do warunków licencyjnych. I poradzi sobie z wymogami licencyjnymi. Wielu się śmiało z Termaliki Nieciecza, że to wiejski zespół. Tymczasem dziś ten klub ma piękny stadion i sportowo daje sobie radę w ekstraklasie, więc dlaczego miałby nie grać na najwyższym krajowym szczeblu? Więc nie kupuję argumentacji o tym, że liczba dobrze zorganizowanych i zarządzanych klubów w Polsce jest zbyt mała, żeby rozszerzać ligę. Jeżeli mówimy o budowaniu piłki w Polsce, w pierwszej kolejności myślmy o aspekcie sportowym. A przy okazji awansów poprawiajmy infrastrukturę. Jeśli jakieś 2 miliony złotych mniej w budżecie każdego klubu miałoby stanowić przeszkodę w rozwoju naszego futbolu, to dla mnie byłoby śmieszne.
Regulaminy tak są jednak ułożone, że kluby stowarzyszone w spółce Ekstraklasa będą współdecydować o swoim losie dziś i w przyszłości. I tego pan nie przeskoczy.
Zobaczymy. Aby jednak była jasność – PZPN niczego klubom nie narzuca. Nasze zdanie jest jednak takie, że formuła ESA 37 z podziałem na rundę zasadniczą i dwie grupy w fazie finałowej, a przede wszystkim z podziałem punktów, po prostu się wyczerpała. Gramy 37 kolejek, i nic by się nie stało, gdybyśmy przestali już dzielić punkty. Bo nadal 4-5 klubów walczyłoby o tytuł, i tyle samo o uniknięcie degradacji. Tak wynika z naszej analizy po trzech latach funkcjonowania ESA 37.
Tyle że to nikt inny, tylko Zbigniew Boniek twierdził, że jeśli ma być ESA 37, to wyłącznie z podziałem punktów! Rozumiem, że pańskie stanowisko ewoluowało?
PZPN nigdy nie chciał ESA 37! Tę formułę wymyśliły Legia i Lech, wraz z zarządem spółki Ekstraklasa…
…po to, żeby drożej sprzedać prawa telewizyjne.
Nie jestem taki pewien, skoro w kontrakcie telewizyjnym zapisane jest minimum do rozegrania, które stanowi 240 meczów. Czyli w moim odczuciu chodziło o to, żeby tę ligę wyrwać z monotonii i uzdrowić. ESA przyszła do nas z tym pomysłem na początku 2013 roku i usłyszała, że skoro chce, to OK – może to zrobić. A potem pomysłodawcy chcieli nagle zrezygnować z podziału punktów. Na takie mieszanie nie dałem zgody, stawiając sprawę jasno – albo realizujecie projekt w takim kształcie, jak zgłosiliście, albo niczego nie zmieniamy. Po trzech latach przyszedł jednak czas na refleksję. Nic by się pewnie nie stało, gdyby punkty były nadal dzielone, ale my jako PZPN uważamy, że skoro piliśmy to piwo tak długo, to wiemy, jak smakuje. Wcale nie jest najgorsze, ale promuje najsłabszych, a nie najlepszych, w związku z czym nie ciągnie poziomu do góry. Żeby polepszyć piłkę, musimy grać w Europie – większą liczbą zespołów i skuteczniej. Aby tak się stało, musimy mieć więcej czasu na przygotowania i więcej spokoju w budowaniu kadry. Tymczasem reforma rozgrywek zapewniła nam nie tylko większe emocje w rundzie finałowej, ale też szaloną niepewność, brak stabilizacji i utrudniła perspektywiczne myślenie. Dlatego dziś w PZPN wydaje się nam, że najlepsza byłaby liga 16-zespołowa bez podziału punktów, bez zabierania czegokolwiek komukolwiek, a od sezonu 2018-19 – rozszerzenie do 18 drużyn, oczywiście w klasycznym formacie rozgrywek. Aby jednak tak było, musimy zadziałać zawczasu, żeby zdążyć z wdrożeniem wszystkich procedur. Brakujące 2 miliony w budżetach poszczególnych klubów po rozszerzeniu na pewno się znajdą, za cztery, pięć lat kraj powinien być przecież bogatszy. A i tak również w przyszłości Legia, Lech, Lechia, Jagiellonia, Wisła Kraków i Pogoń Szczecin będą walczyły o mistrza. A pozostali o utrzymanie. W Hiszpanii o tytuł biją się tylko trzy zespoły i nikt nie narzeka. W PZPN chcemy normalności dla ligi i powtarzalnego formatu. Przy 18 zespołach. To chcieliśmy publicznie zakomunikować, bo nie wstydzimy się swoich pomysłów.
A mamy tylu piłkarzy, żeby myśleć o podnoszeniu poziomu ligi przez jej rozszerzenie?
A co to w ogóle za pytanie? Nie sądziłem, że będziemy rozmawiać na poziomie laików.
Nie ma głupich pytań. A to jest konkretne.
Oczywiście, że będzie tylu, ilu potrzebujemy! To znaczy za wielu klasowych to my w ogóle nie mamy w krajowych rozgrywkach, bo jeśli ktoś jest dobry, to szybko z naszej ligi wyjeżdża. Skoro jednak w Polsce mamy najwięcej akademii, prywatnych i klubowych, w Europie, to kiedyś – ale szybciej niż później – będziemy tych piłkarzy mieli w dostatecznej liczbie, żeby grać w 18-zespołowej ekstraklasie. Zresztą GKS Katowice i Chojniczanka po awansie w tym sezonie nie obniżyłyby poziomu naszej najwyższej ligi. Dlatego to pytanie uważam za banalne.
Czy jednak wspomniane kluby podwyższyłyby poziom? Odniosłem wrażenie, że clou konferencji stanowiło znalezienie sposobu na podniesienie jakości w ekstraklasie. Po to, żeby była bardziej konkurencyjna w Europie. A nie 22 jak obecnie, 11 pozycji za Czechami w klubowym rankingu.
Nie będzie o to łatwo, nawet jeśli będziemy popularyzować futbol, rozwijać i szkolić z rozmachem. Bo my, Polacy, mamy jeszcze swój charakter. Nasi zawodnicy 14-, 15-letni jeżdżą na testy po Liverpoolach i Realach, tymczasem Czesi harmonijnie dojrzewają u siebie. Dzięki temu wychowują klasowych zawodników, a potem najlepszych sprzedają za wielkie pieniądze. Reszta zostaje i albo gra u siebie za mniejsze pieniądze, albo szuka szczęścia w Polsce za większe. Natomiast u nas każdy chciałby wyjechać, najlepiej jak najszybciej. Jesteśmy narodem, który chciałby dużo i błyskawicznie zarabiać, zaś Czesi piją swoje piwo i grają swoją piłkę w lidze. Są spokojni, nie tak narwani jak my, co ma też plusy. Ale długofalowo to niedopuszczalne, żeby Czesi i Słowacy mieli ligi lepsze od naszej. Jeśli jednak będziemy patrzeć tylko w kategoriach: tu i teraz, czy mamy już tylu dobrych piłkarzy, żeby rozszerzać ligę, to nigdy nawet ich nie przeskoczymy.
Tyle że mimo kilkukrotnej modyfikacji systemu rozgrywek nasza liga jest dziś słabsza niż 20 lat temu.
Tego nie wiem, nie mam skali porównawczej, wiem natomiast, że nie jest lepsza niż trzy lata temu. Bo na to wskazują wyniki w europejskich pucharach. Coś się ruszyło, Legia weszła do grupy Ligi Mistrzów, ale taki wynik trzeba powtórzyć i ugruntować pozycję w Europie. Właśnie w tym celu proponujemy unormowanie naszych rozgrywek. I nie mówmy, że w naszej lidze wszyscy muszą mieć koszulę, krawat i poszetkę przy marynarce, bo to wcale nie jest oznaką jakości. Kiedyś był wielki Górnik, wielki Ruch, wielki Widzew, wielka Legia, a boiska były prehistoryczne. Nie było bazy i infrastruktury, którą można by bez wstydu pokazywać w Europie. Dziś mamy świetne obiekty, szkolenie ruszyło pełną parą, więc wykorzystajmy to, a nie martwmy się na zapas, czy znajdzie się odpowiednia liczba piłkarzy do gry w 18-zespołowej ekstraklasie. Nasza diagnoza w PZPN na dziś jest taka: chcecie grać ESA 37, to grajcie, ale bez podziału punktów. My uważamy jednak, że 34 kolejki to lepsze rozwiązanie, o czym informujemy może w mocnych, męskich słowach, ale uczciwie i publicznie. Proponujemy też zwiększenie atrakcyjności rozgrywek poprzez baraże. To znaczy dwa najlepsze zespoły z pierwszej ligi wchodziłyby z automatu, a te z miejsc trzy-sześć dogrywałyby się o jedno wolne miejsce. Bo takie rozwiązanie zmuszałoby większą liczbę klubów do zadbania o infrastrukturę. Nawet te z 10 miejsca na półmetku każdego sezonu w pierwszej lidze.
Jak w ogóle ocenia pan współpracę z Ekstraklasą SA? Pytam, bo chociaż PZPN i ESA zajęły się szkoleniem, każdy robi to według własnego pomysłu.
Nie rozumiem, czemu Ekstraklasa w ogóle zajęła się tematem szkolenia, skoro w ogóle nie ma takich kompetencji. To spółka typowo biznesowa, która powstała po to, żeby prowadzić rozgrywki najwyższej ligi, sprzedawać prawa telewizyjne, zarabiać na rynku reklam i dzielić kasę między kluby. Zawodników szkoli się w klubach, zaś PZPN ma zapisane w statucie, że szkoli i przygotowuje trenerów. A dodatkowo za promocję młodzieży chcemy jeszcze płacić pieniądze dzięki Pro Junior System. My jako PZPN, wbrew także pańskim doniesieniom, nie chcieliśmy nigdy przejmować kontroli nad ligową spółką. Nigdy nie ingerowaliśmy też w personalia w tej organizacji…
…co nie zmienia faktu, że pańskie relacje z przewodniczącym RN ESA Wandzlem zawsze były napięte…
Proszę dać mi dokończyć. Otóż PZPN nigdy nie chciał rządzić w Ekstraklasie, tymczasem Ekstraklasa chciała mieć decydujący głos w PZPN. A nigdy nie będzie miała! Na dodatek zamiast zajmować się tym, do czego została powołana, organizuje jakieś szkolenia dla młodzieży, na dodatek mało poważne, które tej organizacji są w ogóle niepotrzebne.
Akademie Klasy Ekstra, które ESA robi z Ministerstwem Sportu, nie mają pańskiego poparcia.
Nie, dlaczego – podobają mi się. To fajna marketingowa akcja. Polegająca na tym, że raz do roku przyjedzie samochód ciężarowy, rozłoży gadżety, i dzieciaki mogą fajnie się pobawić. Tyle że szkolenie to codzienna, żmudna praca, więc nazywanie takich pozorowanych działań szkoleniem jest zakłamaniem. Jeśli uznamy, że to prawda, wyjdzie na to, że sami się z siebie nabijamy. To co najwyżej popularyzacja futbolu. Zresztą w ogóle Ekstraklasa SA przypomina mi dziś gród z XVII wieku, otoczony murami, który zawzięcie broni swoich nie do końca trafnych pomysłów. Po co pokazywać ligę od piątku od godziny 18 do poniedziałku do godziny 20? To kompletnie bez sensu. Sens miałoby tylko wówczas, gdyby w poniedziałek grał zespół występujący w czwartki w Lidze Europy. Poweekendowy mecz powinien się jednak zaczynać o 20.30, ale nigdy o 18.00! Błędem jest także rozgrywanie każdego spotkania o innej godzinie. W sobotę i niedzielę można grać po trzy o tej samej porze, a potem zrobić fajny magazyn i pokazać skróty. Ja się nazywam Zbigniew Boniek, od prawie pięciu lat zarządzam PZPN, od 45 jestem obecny w polskim futbolu. I generalnie troszczę się o przyszłość naszej piłki. Z drugiej strony są natomiast ludzie, którzy jeszcze trzy lata temu nie wiedzieli, co to jest piłka, i nie mają pojęcia, kto to był Zygfryd Szołtysik. A mimo to – i mimo faktu, że na podstawie tego, że noszą ładne garnitury i znają język angielski, uważają, że są lepsi od wszystkich, a tak naprawdę nie mają kompetencji – chcę z nimi rozmawiać. Powinni to docenić, tymczasem chcą się z nami kłócić, co miało miejsce na kilku zjazdach. Zupełnie nie rozumiem, z jakiego powodu w grudniu zorganizowano spotkanie udziałowców ESA, wśród których PZPN jest największy, w Gdańsku, ale nas nie zaproszono. To przecież nie jest normalne. A przecież za dwa, trzy lata żadnego z tych dzisiejszych adwersarzy może już w futbolu nie być.
Musiało tak długo trwać, zanim powołaliście edukatorów i obniżyliście koszty szkolenia trenerów w szkole w Białej Podlaskiej? Ponad kadencję?
Chwileczkę – teraz coś poprawiamy, będzie taniej i lepiej, ale to nie oznacza, że dotąd nie było dobrze. Poza tym szkolenie to w ogóle temat zastępczy. Przecież z polskich piłkarzy można złożyć zespół, który co roku spokojnie awansowałby do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Rzeczywiste problemy są inne, w pół roku nie da się jednak pozałatwiać wszystkich spraw. Dlatego uważam, że kwestie szkolenia poukładaliśmy profesjonalnie i najszybciej, jak się dało. A teraz zostało to jedynie ulepszone. I teraz mamy system, w którym od 15 roku życia najzdolniejsi – w Centralnych Ligach Juniorów – mogą konkurować z najlepszymi rówieśnikami. Takiej ścieżki nie zapewnia nikt na świecie.
Jak ocenia pan przygotowania do młodzieżowego Euro w Polsce?
Wszystko dopięte jest na 100 procent, to będzie wielki sukces Polski i Polaków. Bilety na półfinały, na finał i mecze gospodarzy już dawno zostały wykupione, nie mam zatem wątpliwości, że pod względem organizacyjnym wszystkich zachwycimy. Chcielibyśmy jednak także sukcesu sportowego.
Robert Lewandowski stwierdził jednak, że Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński nie powinni wystąpić w tych mistrzostwach.
Robert jest piłkarzem tej klasy, że ma prawo wypowiadać się na każdy temat. Tyle że ja nie zamierzam z nim polemizować, bo byłby to tylko pretekst do podsycania niezdrowych emocji. Ta drużyna ma swoje jądro, i wcale nie jest powiedziane, że kiedy z dnia na dzień wprowadzi się czterech nowych zawodników, to będzie o klasę lepsza. Bartek Kapustka wszedł na mecze z Włochami i Czechami, ale oba zakończyły się porażkami. Co nie zmienia faktu, że zawodnicy, z którymi ja rozmawiałem na temat występu w młodzieżówce, w komplecie zadeklarowali, że chcą zagrać w turnieju Euro U-21 na polskich boiskach.
Nie sądzi pan, że Lewy sam nie wyszedłby z taką inicjatywą. Musiał rozmawiać z Milikiem i Zielińskim przed publicznym zabraniem głosu.
O to proszę pytać już Roberta. Moje zdanie jest takie, że jeśli trener powoła Arka czy Piotra, to przyjadą na mistrzostwa w Polsce. Bo nigdy od nich nie słyszałem, żeby mieli inne plany. Osobiście przyjeżdżałem na mecze reprezentacji Polski nawet za własne pieniądze, co wcale nie było standardem. A nawet nie było normalne. Priorytetem w czerwcu będzie oczywiście mecz pierwszej reprezentacji z Rumunią, ale potem selekcjoner Adam Nawałka nie będzie stawiał żadnych przeszkód w występie młodych zawodników w mistrzostwach Europy U-21. Wiem, bo z nim rozmawiałem. I tyle na ten temat, nie ma przecież sensu, żebym komentował każdą wypowiedź Lewandowskiego, mimo że jest wielkim zawodnikiem i świetnym człowiekiem.
Jest pan zbudowany tym, co zobaczył w meczach młodzieżówki Marcina Dorny z Włochami i Czechami, które były ostatnimi sprawdzianami przed Euro U-21?
Szczerze? Byłem zadowolony, że przegraliśmy. Tak samo, jak cieszyłem się, że przegraliśmy z Holandią i zremisowaliśmy z Litwą przed wylotem do Francji na Euro 2016. Bo wówczas przyszłoby niepotrzebne uspokojenie przed turniejem. Nasza młodzieżówka nie przegrała bodaj przez ostatnie dwa lata żadnego meczu towarzyskiego, więc lekcja pokory przed Euro w Polsce nie zaszkodzi. Tym bardziej że już słyszałem jakieś rozważania o medalu, a na to jest zwyczajnie za wcześnie. Choć prawda jest taka, że gdybyśmy wystąpili z Milikiem, Zielińskim, Karolem Linettym i Kapustką w formie, Włosi wcale nie musieliby z nami wygrać.
Po meczu pierwszej reprezentacji w Podgoricy powiedział pan: cieszmy się z wyniku, zapomnijmy o grze. Drużyna Nawałki ma jakiś problem z utrzymywaniem koncentracji po objęciu prowadzenia?
Wcale tak nie uważam, po prostu marzec nigdy nie był dobrym miesiącem dla naszej reprezentacji. Teraz zawodnicy spotkali się z selekcjonerem po ponad czterech miesiącach przerwy, a z racji tego, że wiele drużyn rozgrywało mecze eliminacyjne już od czwartku, trudno było znaleźć wartościowego sparingpartnera kilka dni przed spotkaniem z Czarnogórą. Dlatego nie ma sensu się dziwić, że nie był to wielki występ naszego zespołu, choć gdyby na początku meczu trafił Grosik, a potem podwyższyli Lewy albo Łukasz Piszczek, skończyłoby się 4:0. I to co najmniej.
Identycznie było jednak w meczach z Kazachstanem, Danią, a nawet Armenią. Historia się powtarza…
…bo mimo że jesteśmy na 11 pozycji w światowym rankingu, z czym się nie obnosimy i nie zaczynamy dnia od przypominania tego faktu, z 20 czy 25 drużyną w tej klasyfikacji możemy pięć meczów na dziesięć wygrać, a pozostałe przegrać. Mimo faktu, że mamy mądry zespół, poukładany taktycznie i z wielkimi indywidualnościami. Taki jest po prostu obecny układ sił. Nie ma żadnego rozluźnienia w trakcie meczów w naszej drużynie. Przeciwnie – wygrywamy dzięki sprężeniu i charakterowi, a także pewności siebie grupy klasowych piłkarzy, której się doczekaliśmy. Pewność siebie w piłce nożnej, proszę tylko nie mylić z zarozumialstwem, to bardzo dobra cecha. Pomaga, nie zmienia jednak faktu, że w mojej ocenie nasz ranking jest zawyżony. Biorąc pod uwagę wszystkie parametry, miejsce polskiego futbolu jest między pozycją 18 a 30. Dziś jesteśmy nad kreską, bo sprawnie wszystko zorganizowaliśmy, mamy wspaniałego trenera, znakomicie punktującą drużynę i kapitana Roberta Lewandowskiego, który w eliminacjach jest w świetnej formie.
A czy w kadrze Dorny są piłkarze, którzy mogą wnieść jakość do kadry Nawałki w perspektywie mundialu w Rosji?
Oczywiście! Tomasz Kędziora ma już duże doświadczenie, Jan Bednarek pięknie się rozwija, Jarosław Jach jest dziś kontuzjowany, ale to też zawodnik z ciekawą przyszłością, podobnie jak niezwykle szybki Przemysław Frankowski. Ten ostatni niedługo może być alternatywą dla Grosika, który w jego wieku nie grał jeszcze tak dojrzałej piłki. A Dawid Kownacki, Mariusz Stępiński również mają duży potencjał. Młodzieżówka to interesujące zaplecze, z którego trener Nawałka będzie mógł czerpać już po młodzieżowym Euro.
Niewiele zabrakło, żeby w finale Pucharu Polski wystąpiły Wigry Suwałki zamiast Arki Gdynia…
…i nic by się nie stało, gdyby dwumecz wygrał pierwszoligowiec. W zaistniałej sytuacji nie ma jednak faworyta decydującego spotkania, które zostanie rozegrane 2 maja na Stadionie Narodowym.
Naprawdę tak pan uważa w sytuacji, kiedy Wigry powinny zlać Arkę jeszcze wyżej w rewanżu?
Spokojnie, Wigry były rozpędzone, bo przegrały 0:3 pierwszy mecz i nie miały nic do stracenia. W Arce jest nowa miotła, za trzy tygodnie kryzys może zostać zażegnany, więc nic nie jest nie tylko przesądzone, ale nawet oczywiste.
Za sędziów odpowiada PZPN. Jak panu się podobają w tym sezonie?
W Polsce mamy teraz świetnie przygotowanych i wytrenowanych arbitrów. Czasami zrobią błąd, ale mylą się rzadziej niż większość ich kolegów w Europie. A nie mogą korzystać jeszcze z VAR, tymczasem komentatorzy dopiero po powtórkach są tacy mądrzy i wydają błyskotliwe opinie. Nie zgadzam się z opinią, że sędzia wypaczył rewanż Arki z Wigrami. Przeciwnie, bardzo dobrze, że nie uznał piątego gola dla gości, bo popełniłby błąd, gdyby nie zauważył ewidentnego, bodaj metrowego spalonego. Bo jak rozumiem, do tego odnosiło się pytanie o skład finału Pucharu Polski… Niedawno usłyszałem, nie powiem od kogo, że to byłoby śmieszne, gdyby w ekstraklasie doszło do meczu Arki z Chojniczanką. A ja uważam, że to ludzie, którzy głoszą takie opinie, są śmieszni, nie zaś kluby, które w sportowej walce stwarzają sobie możliwość awansu.
Nie jest pan entuzjastą VAR. Dlaczego?
Inaczej – możliwość obejrzenia powtórek na wideo kilka problemów rozwiąże, ale w mojej ocenie nie wszystkie. Niedookreślone jest przecież, kto to będzie obsługiwał i na jakich zasadach. A nawet jak już będzie, to VAR nie skończy polemiki wokół spornych akcji. Co jednak nie zmieni biegu wydarzeń w tym sensie, że kiedy sędziowie będą mogli korzystać w powtórek wideo, to w Polsce także im to umożliwimy. Inna sprawa, że to dobrze, że VAR nie skończy polemiki na temat futbolu. Bo piłka to w moim odczuciu przede wszystkim polemika.
Zapadł wyrok w sprawie Grzegorz Kulikowski i fundacja Wisła Warszawa kontra PZPN?
Owszem, zapadł werdykt w pierwszej instancji, na mocy którego powinniśmy fundacji Kulikowskiego zapłacić 1,2 miliona złotych. Tyle że czeka nas jeszcze postępowanie w dwóch instancjach, bo zamierzamy się odwołać. I w mojej ocenie wygramy tę sprawę, bo to PZPN ma w sporze rację.
A jeśli sąd nie podzieli pańskiej oceny?
To po wyczerpaniu ścieżki odwoławczej zapłacimy milion dwieście tysięcy, gdyż wyższa suma nie może już zostać zasądzona. I też się nic nie stanie, choć to nienormalne, że umowę na przewóz reprezentacji podpisano z kimś – jeszcze oczywiście – przed moją pierwszą kadencją, kto nie miał nawet autokarów. Na dziś nie musimy jeszcze jednak niczego nikomu wypłacać. A już zwłaszcza grubych milionów, o których tu i ówdzie już poinformowano.
Czy zmiana ustawy hazardowej w Polsce zmieniła pańskie nastawienie do reklamowania firm bukmacherskich?
Zupełnie nie wpłynęła na moje życie. A to z tego względu, że zanim weszła w życie, firma zarządzająca moim wizerunkiem skończyła kontrakt z Expektem. To znaczy ta umowa wygasła. Nigdy nie byłem właścicielem ani współwłaścicielem firm bukmacherskich, to trzeba jasno zaznaczyć. Dziś nie ma mnie tam także wizerunkowo. A czy będę jutro? Nie wiem. Jeśli ktoś przyszedłby z konkretną ofertą i udokumentował, że działa zgodnie z prawem, wraz z doradcami zastanowilibyśmy się. Mam natomiast nadzieję, że na nowej ustawie zyska polski sport, i polski futbol, bo wszystkim nam powinno właśnie o to chodzić. Tyle że to rynek najlepiej oceni tę prawną innowację.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ TAKŻE W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (NR 16/2017)