Przejdź do treści
Bliskich nie zostawia się w trudnym momencie

Polska Ekstraklasa

Bliskich nie zostawia się w trudnym momencie

Był ważnym ogniwem najlepszego w historii zespołu Stali Mielec, z którym zdobył mistrzostwo Polski w roku 1973 i 1976 i dotarł do ćwierćfinału Pucharu UEFA. Jako trener słynie z pracy z młodzieżą, to on wprowadzał do Ekstraklasy choćby Piotra Czachowskiego, Macieja Śliwowskiego, Adama Fedoruka. Wrócił po raz kolejny do ukochanego klubu, by pomóc mu w walce o utrzymanie.


Bardzo się zmieniła piłka na przestrzeni ostatnich dwudziestu, trzydziestu lat?
Bardzo – mówi Gąsior. – Futbol zrobił się siłowy, istotniejsze niż kiedyś jest przygotowanie do sezonów, czy poszczególnych meczów. Motoryka, siła, wytrzymałość odgrywa istotne znaczenie, piłkarze przypominają atletów. Na pewno jednak, przynajmniej w Polsce zawodnicy są zdecydowanie słabsi technicznie niż kiedyś. Za młodu my kopaliśmy piłkę na bardzo trudnych nawierzchniach, na łąkach, ale dzięki temu szlifowało się wyszkolenie techniczne. Dziś dzieciaki mają do dyspozycji boiska jakie tylko chcą. Proszę zwrócić uwagę gdzie rozwijały się talenty wybitnych futbolistów z Brazylii. Na plaży, podwórkach, gdzie grali od rana do wieczora. Teraz na młodzież chucha się i dmucha, a rodzice zawożą i przywożą pociechy na treningi samochodami. Wygodnictwo niekoniecznie musi kształtować charaktery.

Niektórzy piszą o panu, że jest trenerem starej daty. Pana podopieczny z dawnej drużyny Korony Kielce, Sławomir Grzesik uważa, że przede wszystkim jednak z młodym i chłonnym umysłem.
Jak czytam, że ktoś używa stwierdzenia stara data to… mi się tego dalej nie chce czytać. Warto posłuchać takich panów jak Jacek Gmoch, Andrzej Strejlau, Antoni Piechniczek, Jerzy Talaga czy mój były szkoleniowiec ze Stali, 90-letni Zenon Książek. Jesteśmy sąsiadami z panem Zenonem i rozprawiamy o futbolu. Niby dyscyplina cały czas ewoluuje, zmienia się, ale on ją doskonale rozumie. Każdy trener musi się dostosować do warunków i miejsca w jakim pracuje. Gdy dostałem propozycję, kolejną już ze Stali Mielec nie mogłem odmówić. Stal traktuję jak dom, rodzinę, a bliskich nie zostawia się w najtrudniejszych momentach. Toczymy ciężką batalię o utrzymanie, ale nie poddamy się do samego końca. Wygrywając z Pogonią Szczecin sprawiliśmy psikusa tym, którzy już nas spuścili z ligi. Jeśli chodzi o moją orientację w świecie futbolu to jestem na bieżąco. Śledzę co się dzieje w Polsce i za granicą, a gdy miałem dużo wolnego czasu oglądałem wszystko co było możliwe – ligi zagraniczne, nasze, europejskie puchary, spotkania międzypaństwowe. Zmienia się piłka, zmienił się Włodzimierz Gąsior. Nie spadłem z Księżyca, a moi byli podopieczni grają w piłkę. Jestem dumny z Marcina Cebuli, którego prowadziłem w juniorach i Młodej Ekstraklasie w Koronie. Uważam go za wielki talent i fajnie, że wziął się za siebie i potwierdza to w Rakowie. Ten chłopak zagra w pierwszej reprezentacji Polski. Po odejściu z Korony coraz lepiej w Zagłębiu Lubin radzi sobie Kuba Żubrowski, który w Stali Mielec, gdy w klubie brakowało prawie wszystkiego podchodził profesjonalnie do piłki nożnej. Moi znajomi grają w Warcie, Podbeskidziu i w wielu drużynach z niższych klas rozgrywkowych. Analizowałem swoje trenerskie przystanki i miałem głównie problemy z zawodnikami o zbyt dużym ego. Takich mamy obecnie mnóstwo i trzeba do każdego podchodzić indywidualnie.

Pan się czuje spełnionym szkoleniowcem?
I tak, i nie. Na pewno miło jest widzieć, jak sobie radzą moi byli podopieczni, a wśród nich są znani trenerzy Piotrek Stokowiec i Jacek Zieliński. Piotruś Czachowski z kolei wybił się na znakomitego komentatora i lubię słuchać jak w telewizji opowiada o włoskiej Serie A. Maciek Śliwowski, Wojtek Klich, Tomasz Tułacz, Piotrek Wojdyga, Boguś Wyparło, Przemek Cichoń, Sławek Grzesik i wielu, wielu innych coś w życiu osiągnęli. W pracy stawiałem na wartości, które niekoniecznie ceniło się i ceni w polskim futbolu, dlatego też nie trafiałem do klubów z największymi budżetami. Robiłem awanse, utrzymywałem zespoły w ligach, ale nie zdobywałem trofeów. W latach 90-tych i nawet później wiązało się to też z różnymi nieczystymi zagrywkami. Ja w tym nie zamierzałem uczestniczyć. Jestem uczciwym człowiekiem i w każdej chwili mogę spokojnie spojrzeć w lustro.

A piłkarz Gąsior mógł osiągnąć więcej?
Zdecydowanie tak. Charakter mi przeszkodził, brakowało luzu w kluczowych momentach. Dostałem powołanie na nieoficjalny mecz reprezentacji Polski i złapała mnie spinka. Za bardzo chciałem i zmarnowałem szansę. W spotkaniu z Realem Madryt trener zmienił mnie w przerwie. Nawet nie marudziłem, bo wiedziałem, że gram słabo. Byłem na siebie zły. Osobiście żałuje, że nie mam tego 1A w CV, bo przecież zaliczyłem fajną przygodę z młodzieżową kadrą Polski. Strzelałem dla niej nawet bramki. Wyróżniałem się w lidze i zapraszano mnie na konsultacje kadry narodowej. W latach 70-tych trenerzy mieli niesamowity wybór. Na każdą pozycję było po czterech, pięciu bardzo dobrych piłkarzy. Pocieszam się, że przegrać z nimi rywalizację nie było wstyd. Szkoda, że nie miałem takiego podejścia do piłki nożnej jak Heniu Kasperczak, Janek Domarski, czy Grzesiek Lato. Grzesiu nie należał do wybitnych techników, ale miał świetny przegląd pola, wytrzymałość i nigdy nie odpuszczał. Dla niego nie było straconych piłek. Pamiętam mecze w Stali jak marnował dwie, trzy sytuacje, ale potrafił wykorzystać kolejną, często decydującą o losach rywalizacji. Podziwiałem go, miałem wrażenie, że nie ma systemu nerwowego.

Stal Mielec w sezonie 1975-76 mogła zdobyć Puchar UEFA?
Brakło nam trochę doświadczenia, cwaniactwa w konfrontacjach z Hamburger SV. W drodze do najlepszej ósemki wyrzuciliśmy za burtę Carl Zeiss Jena i Inter Bratysława, który miał w składzie późniejszych mistrzów Europy 1976 z Czechosłowacji. W konfrontacjach z NRD-owcami pomogły nam częste wyjazdy do ich kraju. Graliśmy sparingi z Dynamem Berlin, a przed samym spotkaniem z Jeną pokonaliśmy Rot Weiss Essen 3:1. Wiedzieliśmy na co stać Carl Zeiss, zespół, w którym roiło się od reprezentantów kraju. Po porażce u nich 0:1 odrobiliśmy straty pod koniec rewanżu, w dogrywce gole nie padły, o awansie zadecydować musiał konkurs rzutów karnych. Ich bramki strzegł świetny Hans-Ulrich Grapenthin. My też mieliśmy speca nad spece, Zygę Kuklę, który na treningach zakładał się z kolegami i bronił jedenastki. W rewanżu wszedłem pod koniec, ale trener Edmund Zientara nie brał mnie pod uwagę do wykonywania karnych. Na treningach trafiałem, ale mecze to co innego, a odporność psychiczna nie należała do moich atutów. U nas strzał Ryśka Sekulskiego złapał Grapenthin, a Jurek Krawczyk nie trafił w bramkę. NRD-owców paraliżowała chyba pewność siebie Kukli. Patrzył się na nich, a oni obijali słupki i poprzeczki. Trzech nie skierowało piłki do siatki, a do decydującego karnego podszedł Grzegorz Lato. Z emocji trudno mi się na to patrzyło, nie mogłem wytrzymać, a Grzesiu… Szedł sobie spokojnie z piłką, ustawił ją, uśmiechnął się szelmowsko, przymierzył i… awansowaliśmy do 1/8 finału. Z Interem Bratysława potrafiliśmy odwrócić losy dwumeczu w rewanżu. Wtedy nie było szkoleniowców od przygotowania fizycznego, ale każdy z nas imponował zdrowiem, a na treningach zasuwał aż miło. Nikt nie narzekał na deszcz, śnieg, upał, złe boisko. Łączyła nas pasja i chęć wygrywania, osiągania sukcesów.

Hamburger SV, który was wyeliminował, parę lat później sięgnął po Puchar Mistrzów.
Carl Zeiss Jena, wyeliminowane przez Stal w 1981 roku doszło do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, a po drodze poradziło sobie z AS Roma, Valencią i Benfiką Lizbona. Robi wrażenie, co? Z HSV nie wyszedł nam rewanż w Mielcu. Remis w Niemczech 1:1 postawił nas w dobrym położeniu, ale na własnym boisku szybko straciliśmy gola i biliśmy głową w mur. Z byle kim nie odpadliśmy, bo Hamburger SV w 1980 roku zameldował się w finale Pucharu Mistrzów. Uległ w nim Nottingham Forest, a trzy lata później już wygrał z Juventusem. Na dobrą sprawę niemiecki klub znajdował się spokojnie w naszym zasięgu, tak jak wcześniej i później w Pucharze Europy Crvena Zvezda Belgrad i Real Madryt. Z Królewskimi stoczyliśmy wyrównane boje, o ich wygranych decydowały detale, a w Walencji, gdzie odbył się rewanż arbiter powinien nam podyktować dwa rzuty karne. Piłkarze Realu nie byli w stanie powstrzymać Laty, który wyprzedzał ich jak chciał. Publiczność zgotowała królowi strzelców mundialu z 1974 roku owację na stojąco. Muszę się pochwalić, że wygrałem ze Stalą grupę Pucharu Intertoto w 1971 roku. Potem mogłem to powtórzyć będąc trenerem w 1989, niestety, tylko zremisowaliśmy ostatni mecz z niemieckim Stuttgarter Kickers. Notabene zawody prowadził polski arbiter i w sytuacjach, powiedzmy kontrowersyjnych sprzyjał gościom. Tamta ekipa, ze Śliwowskim, Czachowskim, Fedorukiem, Tułaczem, Klichem, ojcem Mateusza, zasługiwała na pierwsze miejsce. My jako beniaminek zajęliśmy piąte miejsce w pierwszej lidze, bo nie używano jeszcze nazwy ekstraklasa, gdy w Mielcu kończyła się kasa w klubie. Czas transformacji oznaczał duże tarapaty dla Stali, która niestety sięgnęła dna. Teraz przyszło mi walczyć ponownie o utrzymanie w najwyższej klasie.

Kto jak nie Włodzimierz Gąsior?
Ze Stalą przeżyłem wiele cudownych chwil, w tym klubie ukształtowałem się piłkarsko, a także życiowo. Dołożyłem swoją cegiełkę do sukcesów biało-niebieskich, parę meczów rozegrałem, zdobywałem bramki. Dla mnie Stal znaczy bardzo dużo…

JAROMIR KRUK

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (18/2021)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024