Biliński: Rumuni czekają na mecz z Polską
Był czas, nawet nie tak odległy, że w lidze rumuńskiej grało wielu naszych piłkarzy. Dwa lata temu napastnik Dinama Bukareszt Kamil Biliński uplasował się w czołówce strzelców Liga I, a 11 goli dało mu ostatecznie szóste miejsce w klasyfikacji snajperów.
foto: Łukasz Skwiot
ROZMAWIAŁ ZBIGNIEW MROZIŃSKI
Do czołowych snajperów ekstraklasy rumuńskiej w sezonie 2014-15 zaliczał się również Claudiu Keseru, lecz w połowie sezonu odszedł ze Steauy Bukareszt i stracił wtedy szansę na wywalczenie strzeleckiej korony. Niedawno jako zawodnik Łudogorca Razgrad został jednak najlepszym snajperem ekstraklasy bułgarskiej, ale znalazł się tylko na liście rezerwowej na mecz z Polską. Dlaczego?
Selekcjoner postawił tym razem na innych napastników, przede wszystkim na młodszego kilka lat od Keseru Florina Andone, który gra w lidze hiszpańskiej i w zakończonym sezonie strzelił 12 goli dla Deportivo La Coruna – mówi Kamil Biliński, teraz grający w Śląsku Wrocław. – Z kolei Denis Alibec, który w trakcie rozgrywek przeszedł z Astry Giurgiu do Steauy Bukareszt, wyróżniał się w lidze rumuńskiej. Jako wysunięty napastnik może także zagrać Bogdan Stancu z tureckiego Bursasporu.
Czy wśród powołanych są pańscy znajomi z Dinama?
I to nawet napastnicy, bo z Gheorghe Grozavem grałem wiosną 2015 roku, gdy na kilka miesięcy został wypożyczony do Dinama z Tereku Grozny. Potem wrócił do Czeczenii i do dziś gra w lidze rosyjskiej. Jest w kadrze również młody skrzydłowy Dorin Rotariu, który od kilku miesięcy przebija się do składu Club Brugge. Jednak najbardziej znanym moim byłym kolegą klubowym jest środkowy obrońca Dragos Grigore z katarskiego zespołu Al-Sailiya. Jeśli gra, to jest kapitanem reprezentacji.
Jednak pozostaje w cieniu partnera na środku defensywy w drużynie narodowej – Vlada Chirichesa.
I chociaż jest on młodszy od Grigore, to rozegrał więcej od niego meczów w drużynie narodowej. Chiriches słabo sobie radzi w klubach zagranicznych, najpierw był w Tottenhamie, a teraz w Napoli, gdzie jednak w tym sezonie za wiele nie grał. Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński muszą więc znać doskonale jego mocne i słabe strony.
Jak widać, w reprezentacji Rumunii nie ma teraz piłkarzy, którzy byliby szerzej znani w Europie.
Tak naprawdę poza bramkarzem Ciprianem Tatarusanu z włoskiej Fiorentiny i wspomnianym Andone nie ma w kadrze zawodników radzących sobie w czołowych ekstraklasach europejskich. O Chirichesie, który przed wyjazdem za granicę był topowym piłkarzem, wspomniałem. Z kolei lewy obrońca Alin Tosca jest w Betisie Sewilla, ale też nie gra tam regularnie. Mają natomiast wielu zawodników w niżej notowanych ligach, jak choćby belgijskiej. Chociaż akurat pomocnicy Nicolae Stanciu i Alexandru Chipciu, po dobrym początku w Anderlechcie Bruksela, potem spisywali się jednak gorzej. Z kolei ich wady i zalety świetnie zapewne poznał Łukasz Teodorczyk.
Rumuńscy kibice muszą być mocno rozczarowani, że ich reprezentacja tak słabo spisuje się w kwalifikacjach rosyjskiego mundialu.
Myślę, że na półmetku eliminacji spodziewano się przynajmniej 10 punktów, bo wtedy byłyby realne szanse na awans. Rumuni zdobyli zaledwie jednak dwa punkty w meczach u siebie z najsilniejszymi rywalami: z nami przegrali, a z Czarnogórą i Danią zremisowali. Dlatego mają w dorobku zaledwie sześć oczek i to przed meczem z faworytem grupy na jego terenie, czyli z Polską w Warszawie. Zatem rozczarowanie jest duże, a jeżeli 10 czerwca przegrają, mogą zapomnieć nawet o rywalizacji o drugie miejsce w grupie. To dla nich mecz ostatniej szansy.
Czy w takim razie coś dało zatrudnienie Niemca Christopha Dauma w roli selekcjonera Tricolorii?
Po wynikach widać, że niewiele. Taka była jednak atmosfera po Euro 2016, że chciano coś zmienić. Na turnieju we Francji Rumuni odpadli już w fazie grupowej, ale przecież na inaugurację w meczu z Francją gola przesądzającego o porażce 1:2 stracili dopiero w ostatnich minutach, a ze Szwajcarią zremisowali 1:1. Na ocenę występu wpłynęła przegrana 0:1 z Albanią.
Po co jednak zatrudniano Niemca, skoro mają swoich świetnych szkoleniowców, jak na przykład Mirceę Lucescu i jego syna Razvana, Victora Piturcę czy Ladislaua Boloniego?
Wszyscy oni już prowadzili reprezentację Rumunii, więc szukano nowego rozwiązania. Nikt nie mógł przewidzieć, jak się zakończy niemiecki eksperyment. Ale ja już mam kandydata do zastąpienia Dauma.
Kogo?
Gheorghe Hagiego, który właśnie doprowadził do mistrzostwa kraju swój klub Viitorul Konstanca.
Ale on też już był selekcjonerem i nie pamiętam, żeby w historii zapisał się czymś szczególnym.
Tak, ale to było pod koniec eliminacji World Cup 2002, gdy został selekcjonerem w trybie awaryjnym, zaraz po zakończeniu kariery piłkarskiej. To była jego pierwsza praca trenerska i od razu przekonał się, że nie jest łatwo przeskoczyć z boiska na ławkę. Teraz jest jednak zupełnie innym człowiekiem, a w 2015 roku został uznany za najlepszego szkoleniowca w Rumunii.
A pan wybiera się do Warszawy na mecz Polska – Rumunia?
Nie, raczej wyjadę na urlop, bo wolny czas pomiędzy sezonami naszej ekstraklasy jest bardzo krótki. Na dodatek kończy mi się kontrakt ze Śląskiem Wrocław.
W końcówce rozgrywek skutecznością strzelecką nareszcie przypominał pan siebie z dobrego okresu w Dinamie Bukareszt. Jak duży wpływ na odblokowanie miał trener Jan Urban?
Na pewno rady kogoś takiego jak trener Urban, który strzelał gole nie tylko w naszej ekstraklasie, ale także w hiszpańskiej Primera Division, były bardzo pomocne. Cieszę się, że moje jedenaście goli pomogło nam pozostać w ekstraklasie, co nie zmienia faktu, że taki klub jak Śląsk powinien walczyć o wyższe cele niż tylko utrzymanie.