Przejdź do treści
„Bezsenność w Seattle” doczekała się happy endu…

Ligi w Europie Świat

„Bezsenność w Seattle” doczekała się happy endu…

Seattle Sounders zdobyli drugi mistrzowski tytuł w ciągu zaledwie czterech lat i ugruntowali pozycję jednego z najmocniejszych klubów piłkarskich kontynentu.


Mistrzowie (fot. Reuters)


MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES


Przed laty o tej pięknej metropolii z północy Stanów Zjednoczonych zrobiło sie głośno z powodu słynnego romansidła hollywoodzkiego „Bezsenność w Seattle” z Tomem Hanksem i Meg Ryan w rolach głównych oraz eksplozji grunge’u. Któż bowiem nie słyszał o pochodzących stamtąd Nirvanie, Pearl Jam czy Soundgarden? W tych samych latach 90-tych miejscowi SuperSonics z Shawnem Kempem i Garym Paytonem toczyli niezapomniane boje w finałach NBA z Michaelem Jordanem i Chicago Bulls, a wielu Polaków zarywało noce, aby oglądać te legendarne już mecze z komentarzem Włodzimierza Szaranowicza. Później do głosu doszli Seattle Seahawks, wygrywając Super Bowl z Russelem Wilsonem, który w nagrodę… poślubił piękną gwiazdę disco – Ciare. Dziś oboje są w grupie właścicieli Sounders – jako jedna z jedenastu rodzin. W ubiegłą niedzielę Ciara z dumą paradowała po Century Link Field, a Russell mógł założyć na palec kolejny mistrzowski pierścień. Co ciekawe, quarterback (rozgrywający) Seahawks przewidział końcowy rezultat! – Wygramy 3:1 – zapowiadał gwiazdor futbolu amerykańskiego i trafił w dziesiątkę! 

Dla Sounders był to drugi tytuł w okresie ostatnich czterech lat. I chociaż ekipy z Seattle i Toronto zmierzyły się w finale po raz trzeci – trudno mówić o dominacji identycznej jak w przypadku Golden State Warriors oraz Cleveland Cavaliers w NBA w latach 2014-2018. Wprost przeciwnie – takie zestawienie pary finałowej odebrano jako niespodziankę. Oba zespoły w poprzedniej rundzie musiały wygrać na terenie zdecydowanego faworyta. Toronto FC pokonał aktualnych mistrzów w Atlancie, uciszając najgłośniejszą publiczność w Major League Soccer. Sounders sprawili jeszcze większą sensację, wywożąc zwycięstwo z jaskini lwa w Los Angeles. LAFC mieli najlepszy sezon zasadniczy w historii ligi, a wybrany później MVP Carlos Vela pobił wszelkie możliwe rekordy indywidualne (w tym w liczbie zdobytych bramek). Na niewiele sie to jednak zdało, skoro jeden nieudany mecz zniweczył wysiłek wielu miesięcy. Dopiero zdobywający uznanie futbolowego świata (chociaż nikt w Ameryce nie ma bardziej imponującego dorobku w ostatnich czterech latach) trener Brian Schmerzer ograł w piłkarskie szachy uznanego weterana Boba Bradleya. Potrafił nie tylko wyłączyć z gry Velę – co do tej pory nie udało sie jeszcze nikomu, ale także wyeksponować mankamenty rywali w formacji defensywnej, zwłaszcza słabą współpracę mało zwrotnych stoperów. Goście oddali LAFC posiadanie piłki (30 do 70 procent), ale mieli cały mecz pod kontrolą, w odpowiednim momencie wyprowadzając kontry. Na tle najbardziej podziwianej drużyny ligi, z kilkoma gwiazdami w składzie, zaprezentowali sie jako znakomicie funkcjonujący monolit. 


W składzie Sounders na próżno szukać takich nazwisk jak Freddie Ljungberg, czy Clint Dempsey, którzy zakładali zieloną koszulkę w przeszłości, ale lepszego zespołu piłkarskiego Seattle chyba jeszcze nie miało. – Większość zawodników znajduje sie w najlepszym piłkarskim wieku. Nie są to może popularne nazwiska, ale spokojnie moglibyśmy znaleźć pracę w wielu rożnych klubach z całego świata – mówi pomocnik Harry Shipp. – Dwudziestu piłkarzy Sounders wychodziłoby w podstawowych jedenastkach większości drużyn w MLS. Tutaj zgodzili sie często na mniejszą rolę, aby wspólnie osiągnąć coś wyjątkowego. Warto było.

Shipp dotknął sedna problemu – w MLS już nie działa formuła budowania składu w oparciu o wielkie medialne gwiazdy, a następnie uzupełnianie go po omacku piłkarzami dużo gorszej kategorii. Ani Zlatan Ibrahimović, ani Wayne Rooney, ani nawet Vela nie wygrali w tym sezonie niczego poza indywidualnymi nagrodami. Kończyli go sfrustrowani. Tymczasem w Seattle postanowiono skorzystać z mistrzowskiej recepty, która sprawdza sie na ogół w każdej szerokości geograficznej, czyli budowania proporcjonalnie w każdej formacji. Nie oznacza to wcale, że Schmerzer nie miał do dyspozycji indywidualności. Perełką jest bez wątpienia czarodziej z piłką przy nodze, a zarazem ulubieniec publiczności Nicolas Lodeiro. 30-letni reprezentant Urugwaju przyszedł z Boca Juniors tuż przed pierwszym mistrzowskim sezonem (2016) i od tego czasu ma olbrzymi wpływ na funkcjonowanie zespołu. W tym roku w wielkim finale znów błyszczał, notując asystę przy golu Victora Rodrigueza. W pojedynku dwóch filigranowych magików okazał sie lepszy od playmakera ekipy z Toronto, znakomitego w rozgrywkach zasadniczych Hiszpana Alejandro Pozuelo. Obok niego w drugiej linii występuje Gustav Svensson, który z reprezentacją Szwecji zagrał w trzech meczach na mundialu w Rosji. 

– To był trudny sezon, ale dlatego sukces smakuje jeszcze bardziej – powiedział doświadczony pomocnik, dodając: – Niewielu z nas wierzyło, że zajdziemy tak daleko. W trakcie sezonu spotkało na wiele przeciwności, często nie graliśmy dobrze. Nasze wyniki też były poniżej oczekiwań. Na szczęście w porę wyciągnęliśmy wnioski, zmieniliśmy trochę sposób gry i to zaprocentowało. Marzyliśmy, aby doprowadzić to decydującego meczu przed własną publicznością!

Rzeczywiście, kibice z kolebki grunge’u to wielki atut Sounders. Po tym jak Seattle pod koniec ubiegłej dekady stracili Ponaddźwiękowców (SuperSonics z nowymi właścicielami wyprowadzili sie nieoczekiwanie do Oklahoma City) w północnej metropolii zapanowała moda na… Dźwiękowców. W finałową niedzielę fanów piłki nożnej było widać i słychać od wczesnych godzin rannych. Na stadionie zjawiło sie ich aż 69 tysięcy!

– To było jedno z największych wydarzeń w sportowej historii miasta – z dumą w głosie mówił generalny menedżer Garth Lagerwey, dodając: – Czy już staliśmy sie mistrzowską dynastią? Nie, do tego potrzeba chyba wygrać trzy razy. 

Tak więc kolejny tytuł i ewentualny triumf w Lidze Mistrzów strefy CONCACAF to marzenia działaczy na kolejny rok. Przed Lagerweyem i jego współpracownikami jest jednak sporo pracy. Lodeiro coraz częściej przebąkuje o chęci powrotu do Boca Juniors, a piłkarza takiego formatu (i o podobnym wpływie na zespół) nie da się ot tak po prostu zastąpić. Lewy obrońca Brad Smith zapewne wróci z wypożyczenia z Bournemouth do klubu z Premier League. Priorytetem jest zatrzymanie w składzie potężnego panamskiego obrońcy (nazywanego przez wielu sercem zespołu) Romana Torresa oraz występującego na prawej obronie (a czasem w roli defensywnego pomocnika) Kevina Leerdama. Doświadczony Holender pochodzenia surinamskiego, który ma za sobą prawie 200 meczów w Eredivisie w barwach Feyenoordu Rotterdam i Vitesse Arnhem, strzelił pierwszego gola w finale z Toronto i często był motorem napędowym ofensywnych akcji zespołu. 

Na razie jednak w Seattle panuje stan euforii, czego najlepszym wyrazem była mistrzowska parada w dwa dni po finałowym triumfie. – Chcieliśmy nie tylko sięgnąć po tytuł mistrzowski, ale dokonać tego w domu, przed naszą wspaniałą publicznością – mówił grający w tym zespole od dawna bramkarz Stefan Frei. Sounders po raz kolejny potwierdzili, że są bodaj najbardziej stabilnym i najlepiej zorganizowanym klubem piłkarskim w Ameryce Północnej. Od momentu dołączenia do Major League Soccer w każdym z jedenastu sezonów zakwalifikowali sie do play-offów, co stanowi chyba rekord nie do pobicia. Tylko Atlanta może z nimi konkurować pod względem liczby kibiców na meczach. Cóż, w końcu „Bezsenność w Seattle” doczekała sie happy endu…



TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024