Atletico w Lidze Mistrzów – tej i następnej
Zwycięstwo rodzi zwycięstwo – tak brzmi jedna z maksym Diego Simeone. Wygrana w batalii o zapewnienie sobie udziału w Champions League w sezonie 2020-21 ma posłużyć jako paliwo do osiągnięcia upragnionego triumfu w edycji 2019-20 tej imprezy, która zostanie wznowiona w sierpniu.
LESZEK ORŁOWSKI
Nie da się ukryć – koronawirus pomógł Los Colchoneros. W tabeli po 27. kolejce Primera Division, ostatniej przez zawieszeniem rozgrywek z powodu epidemii, Atletico zajmowało przecież szóstą lokatę. Podczas gdy od objęcia sterów zespołu przez Cholo na tym etapie sezonu Atleti zawsze już było wysforowane, teraz tłoczyło się w gronie czterech drużyn rywalizujących o miejsca 3-4.
Dwa razy więcej goli
Jednak argentyński trener oraz jego urugwajski mag Profe Ortega otrzymali szansę na poprawienie niedoskonałości w grze zespołu i wypracowanie przewagi fizycznej nad resztą. Wykorzystali ją w stu procentach. Po zdobyciu 21 punktów w pierwszych dziewięciu meczach po wznowieniu rywalizacji i wobec słabej dyspozycji Getafe oraz Realu Sociedad, Materace na trzy serie przed końcem zagwarantowały sobie co najmniej czwarte miejsce i udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. W porównaniu z pierwszą częścią sezonu zespół osiągnął postęp w każdym aspekcie gry. W średniej goli na mecz z 1,1 poszybował do około 2,2 (nie uwzględniamy tu wyników ostatniej kolejki). Stało się tak, jak chciał szef klubu Miguel Angel Gil Marin, który na początku czerwca spotkał się z piłkarzami i powiedział, że jeśli nie wywalczą drogocennej kwalifikacji do Champions League, to wszyscy będą mieli kłopot, więc jest ona absolutnym priorytetem.
Cholo oczywiście już wcześniej wiedział, że nie może budować formy na sierpień. A była to kusząca opcja, bo przecież w Primera Division osiągnął już wszystko, a Ligi Mistrzów dotychczas nie wygrał, jego zawodowa korona bez tej perły wciąż pozostaje niepełna. A teraz, po wyeliminowaniu Liverpoolu i zmianie formatu końcówki zmagań, od triumfu dzielą jego zespół zaledwie trzy mecze. Dostał jasny przekaz, że obecną Champions League będzie mógł się zająć, gdy awansuje do kolejnej. I teraz już o niej myśli.
Losowanie ułożyło się znakomicie. W jednej połówce znaleźli się wszyscy dotychczasowi triumfatorzy, którzy pozostali w stawce, a w drugiej pretendenci. W ćwierćfinale Atletico zmierzy się z RB Lipsk i będzie faworytem, potem trafi albo na roztrenowane Paris SG, albo Atalantę i to już cała droga do wielkiego finału w Lizbonie!
Oczywiście szczęściu trzeba będzie pomóc wysoką formą. A ta dopisuje ekipie Cholo Simeone. Od sezonu 2013-14, zakończonego mistrzostwem kraju i finałem Ligi Mistrzów, zespół nie miał tak długiej passy meczów bez porażki i ze strzelonym golem, jaką osiągnął teraz (wówczas zakończył ją na szesnastu spotkaniach). Dawno też tak dobrze nie wyglądała sytuacja zdrowotna ekipy. Na ligowym finiszu z problemami zmagało się wprawdzie aż czterech zawodników: Kieran Trippier, Jose Gimenez i Joao Felix, ale wszyscy oni będą do dyspozycji na spotkanie z RB Lipsk. Z gry wypadł jedynie Sime Vrsaljko, ale on pauzował przez cały czerwiec i lipiec.
Dobrostan całego zespołu rozbijmy na opis sytuacji w poszczególnych formacjach, który przeprowadzimy nietypowo, bo od góry, gdyż to jej kształt determinuje to, co poniżej.
Mocna kareta w ataku
Atletico ma dwóch znakomitych, choć lekko „przechodzonych” środkowych napastników: Diego Costę i Alvaro Moratę. Eksperci przewidywali, że po wznowieniu sezonu Cholo będzie stosował taktykę z nimi dwoma na raz na boisku, pozwalającą fizycznie niszczyć defensywy rywali. Simeone doszedł jednak do wniosku – i podzielił się nim z mediami nie owijając w bawełnę – że zespół nie udźwignie dwóch typowych napastników, bo nie ma wystarczająco solidnych struktur poniżej nich. Dlatego też grają na zmianę. I obaj grają bardzo dobrze.
Diego Costa nie strzela dużo, ale trafia w ważnych momentach. Po wznowieniu jego gole dały punkty w meczach z Athletikiem Bilbao (1:1), Deportivo Alaves (2:1) i Betisem (1:0). Morata po 36 kolejkach miał cztery trafienia w koronarundzie, ale do tego dokładał asysty, więc wychodziła mu znakomita średnia gol bądź asysta co 90 minut. Obaj imponowali zdrowiem, witalnością, agresywnością; w pełni zrozumieli, jaka jest ich rola w drużynie, pogodzili się z tym, że będą grali naprzemiennie. Atletico ma de facto jednego wybitnego środkowego ataku, na poziomie Karima Benzemy i Luisa Suareza, z tym że w dwóch osobach.
W ulubionej taktyce Cholo 1-4-4-2 rolę drugiego napastnika pełni zawodnik o innym profilu. O to miejsce z kolei rywalizują mogący też oczywiście grać razem Marcos Llorente i Joao Felix. Cholo zachwycił się grą Llorente na pozycji mediapunta w meczu z Liverpoolem i podczas treningów przed wznowieniem ligi dopracował wariant z nim na tej pozycji. Wychowanek Realu pokazuje zaś fantastyczny talent, gra na dziesiątce jakby całe życie nic innego nie robił, można jego styl porównywać ze stylem wielkich włoskich fantasistów: Roberto Baggio, Francesco Tottiego, Alessandro del Piero.
– Rozumie, co trzeba zrobić w każdej boiskowej sytuacji – chwali go trener. Llorente asystuje bądź strzela gola jak jego serdeczny przyjaciel Morata: raz na circa 90 minut, podczas gdy na wcześniejszym etapie kariery w 96 meczach miał dwie bramki i dwa ostatnie podania…
Portugalczyk wciąż znajduje się w fazie wzrostu formy. Zmieniło się to, że dziś nikt nie oczekuje już od niego cudów, jak było na jesieni i zimą, tylko normalnego wkładu w wyniki zespołu, on sam też gra na większym luzie, jakby zrzucił w końcu z pleców ciężar kwoty, jaką za niego zapłacono. Nie chce w każdej akcji udowadniać swojej wielkości, robi wszystko normalnie i wszyscy na tym korzystają. Szkoda tylko, że po tym, jak przez cały okres gry w Benfice doznał tylko jednej kontuzji, w Atleti w lipcu przydarzyła mu się już czwarta.
Jedynym piłkarzem z linii ataku, który obniżył loty w porównaniu z marcem, jest Angel Correa. Dlatego też wobec świetnej dyspozycji kolegów gra mniej, jakby sposobiąc się do tego jednego meczu, w którym znów błyśnie.
Sami liderzy w pomocy
Druga linia układana jest tak, że na jednym ze skrzydeł gra harcownik, na drugim playmaker, zaś środek obsadza jeden gracz odpowiadający za defensywę i jeden konstruktor.
Czerwiec i lipiec potwierdza, że barometrem Atleti jest Koke. Mierna forma tego zawodnika przekłada się na monotonię ataków zespołu, zaś gdy złapie inspirację, jak nazywają ten stan rzeczy Hiszpanie, od razu rywale mają znacznie większe kłopoty. I Koke ją złapał. Znów szuka na boisku niebanalnych rozwiązań, podaje do napastników, a nie do boku i do tyłu, jak czyni, gdy ma słabszy okres. Saul robi swoje, daje zespołowi bezpieczeństwo i stabilność w środku pola, choć oczywiście bywały okresy, gdy miał więcej goli i asyst. Jednak teraz, widząc werwę Koke, bierze na siebie więcej czarnej roboty, by błyszczeć mógł kolega.
– Świetnie czyta grę, daje zespołowi siłę fizyczną, kapitalnie pracuje przy stałych fragmentach – tak Cholo opisuje obecną rolę w zespole jednego ze swych ulubieńców. Tyłów strzeże Thomas. W złym czasie dla Atleti to ten człowiek-maszyna kierował grą linii środkowej, dziś nie musi tego czynić, koncentruje się na swojej pracy. Jako zmiennik znakomicie sprawdza się Hector Herrera, mistrz filtrujących, prostopadłych podań.
Wielką sensacją lata jest jeden z owych harcowników: Yannick Carrasco. W lutym i marcu, po powrocie do klubu swojego życia z Chin, był apatyczny. Simeone i Ortega osiągnęli podczas zamknięcia wielki sukces odblokowując Belga, przywracając mu dawny blask. Znów kiwa rywali bezczelnymi zwodami, potrafi zarówno pociągnąć akcję do przodu, jak i utrzymać się przy piłce. Wraz z końcem sezonu dobiega końca jego wypożyczenie, klub oczywiście planuje wykupienie swej byłej i ponownej gwiazdy. Świetne zmiany na skrzydle dają mu Vitolo oraz czasami zsyłani bliżej linii bocznej Llorente i Joao Felix.
Gwiazdy w obronie
Kilka tygodni temu pisaliśmy tu o znakomitej współpracy Jose Gimeneza i Stefana Savicia na środku obrony. Rzeczywiście, obaj są obecnie w życiowej formie. Jednak wrócił też do zdrowia po pierwszej kontuzji w karierze Felipe, a i Mario Hermoso zapomniał o niedawnej niesolidności.
Na prawej obronie nie zawodzą ani Trippier, ani Santiago Arias, którzy w tej chwili mają równorzędny status. Na lewej zaś kolejne szczeble wtajemniczenia błyskawicznie pokonuje Renan Lodi. Zaczyna sprawdzać się prognoza Filipe Luisa, który powiedział swego czasu: – Lodi to mój następca, a nawet więcej. Zostanie najlepszym lewym obrońcą w historii klubu.
Ważne, że w końcówce sezonu Simeone znalazł w zespole rezerw dobrego zmiennika dla Brazylijczyka – to student prawa i syn znanego madryckiego notariusza Manu Sanchez.
Jan Oblak po czterech latach panowania stracił Trofeo Zamorra. Nie stało się tak jednak dlatego, że obniżył loty, lecz z powodu znakomitej gry obronnej Realu Madryt oraz samego Thibauta Courtoisa. Latem Atletico czeka trudna batalia o zatrzymanie słoweńskiego golkipera. Chelsesa Londyn jest gotowa zapłacić za niego w zasadzie każdą sumę i jeszcze dorzucić Kepę. Co na to klub i sam zawodnik?
Cholo skutecznie dbając o miejsce na mecie obecnego sezonu nie lekceważył wszakże dalszej perspektywy. Zazwyczaj w ostatnich 8-10 kolejkach ligowych zawieszał system rotacji w składzie, posyłając do boju zawsze tę samą jedenastkę. Tym razem konsekwentnie przemeblowywał skład dokonując zmian między jednym spotkaniem a drugim. Osiągnął średnią 5,6 roszady na mecz. Dzięki temu żaden zawodnik nie skończył sezonu wycieńczony, choć oczywiście taki Koke, który grał prawie wszystko, na pewno będzie musiał na początku sierpnia popracować nad odzyskaniem świeżości.
– Mamy wszystko, także olbrzymią siłę mentalną. Dzięki możliwości dokonywania pięciu zmian w meczu wszyscy moi zawodnicy grają ile trzeba i czują się potrzebni. Niczego nam nie brakuje, by myśleć o pokonaniu dowolnego rywala – powiedział Cholo Simeone na dwa tygodnie przed ligowym finiszem i ten stan rzeczy nie uległ zmianie. Apetyt na wygranie Ligi Mistrzów jest więc na Wanda Metropolitano ogromny, przeogromny. Teraz albo nigdy – myślą szefowie i kibice tego klubu.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 30/2020)