Antyczna tragedia w Hiszpanii
Zadekretowana wielkość dramaturgii Sofoklesa polega na tym, że w jego sztukach nikt nie jest winny temu, że zdarzenia potoczyły się tak, jak się potoczyły, każdy działał kierowany przymusem, robił to, co kazały mu okoliczności i wyznawane wartości. Otóż tak samo należy ocenić przebieg zdarzeń związanych ze zwolnieniem Julena Lopeteguiego ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Hiszpanii na dwa dni przed meczem z Portugalią.
To już koniec przygody Lopeteguiego z hiszpańską kadrą (fot. Reuters)
Nie jest winny Real. Żaden klub nie może pozwolić sobie na półtoramiesięczną zwłokę w ogłoszeniu nazwiska nowego trenera. Gdy odejdzie stary, kwestię sukcesji trzeba rozstrzygnąć jak najszybciej. Skoro szefowie klubu z Madrytu ustalili, że Lopetegui będzie dla nich najlepszy, podjęli starania by natychmiast się z nim dogadać.
Nie jest winny Lopetegui. Posada trenera Realu Madryt jest jednak bardziej prestiżowa, niż stanowisko jakiegokolwiek selekcjonera. Propozycję z Concha Espina dostaje się na ogół raz w życiu. Albo się ją przyjmuje, albo odrzuca. Bask stanął przed taką okazją i nie można mieć do niego pretensji, że postanowił zerwać podpisany niedawno nowy kontrakt z hiszpańską federacją. Stety – niestety, dla większości ludzi są w życiu ważniejsze rzeczy niż honor i słowo.
Nie jest winny
Luis Rubiales. Szef firmy, którą pracownik potraktował w ten sposób, ma prawa tak zareagować, jak zrobił to nowy sternik RFEF. Można wprawdzie zastanawiać się czy nie lepiej dla wyników Hiszpanii na mundialu byłoby pozostawienie Lopeteguiego na stanowisku, ale to wcale nie jest pewne, mimo histerycznego poparcia piłkarzy dla byłego już mistera. Jednak na pewno w długiej perspektywie wizerunek federacji i reprezentacji ucierpiałby na takiej spolegliwości.
I tak to wygląda. Odejście Zinedine’a Zidane’a z Realu okazało się głazem, który uruchomił lawinę. Potem wydarzenia potoczyły się już w sposób, w jaki musiały się potoczyć.
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”