Amorim debiutuje w Manchesterze United. Jakie ma zadania?
To historia jakich wiele – nieporadny bogacz zatrudnił utalentowanego szerpę do pomocy w wyjściu z doliny, zaaklimatyzowaniu się w warunkach obowiązujących u podnóża szczytu i zdobyciu wierzchołka. Ale Manchester United i Ruben Amorim są tylko jedni.
Maciej Sarosiek
fot. Forum
Portugalczyk dopiero co wrócił z wymagającej ekspedycji polegającej na wprowadzeniu na czubek Sportingu, a już udał się w następną, jeszcze trudniejszą. Na wyższą, niebezpieczniejszą górę. Z bardziej krnąbrnym klientem. Wyprawa ruszyła w przedostatni poniedziałek. W niedzielę dotrze do początkowego wzniesienia, Ipswich Town. Można ją podzielić na dwa zasadnicze etapy, różniące się od siebie celami i zadaniami: krótkoterminowy oraz długoterminowy.
NIE ZA PÓŹNO
Pierwszy potrwa do końca bieżącego sezonu. Polega na jego uratowaniu. Start pod wodzą Erika ten Haga był fatalny. Trzy zwycięstwa, dwa remisy i cztery porażki w dziewięciu meczach ligowych przełożyły się na 11 punktów i 14. miejsce w tabeli – w erze Premier League Czerwone Diabły jedynie raz zanotowały gorszą inaugurację pod względem liczby uzyskanych oczek (10 w kampanii 2019-20). Trzy remisy w trzech spotkaniach Ligi Europy uplasowały je na 21. pozycji w stawce. Sytuację poprawił nieco Ruud van Nistelrooy, szkoleniowiec tymczasowy. Bilans trzech wygranych i remisu w czterech starciach dodał cztery punkty do dorobku ligowego, zapewnił przełamanie w LE, a ponadto zagwarantował awans do ćwierćfinału Pucharu Ligi. Drużyna nadal przebywa w dolinie, lecz nie jest za późno, by do finiszu zmagań ją stamtąd wyciągnąć. Zakwalifikować do kolejnej edycji europejskich pucharów (przed weekendem do czołowej czwórki angielskiej elity traciła zaledwie cztery oczka). Zdobyć trofeum. To byłby udany wstęp do kadencji Amorima.
Warunek niezbędny do urzeczywistnienia pomyślnej wizji stanowi wyraźne poprawienie gry. Niemal 11 lat po publikacji kultowy post klubu w mediach społecznościowych o treści „David Moyes mówi, że Manchester United musi poczynić postępy w wielu aspektach, włącznie z podawaniem, kreowaniem okazji bramkowych i bronieniem“ znów jest aktualny. Znów bowiem niedostatki dotyczą wszystkiego, co istotne. Strzelania goli – za Ten Haga zawsze było ich zatrważająco mało, w trwającym sezonie wręcz rekordowo (osiem w dziewięciu występach ligowych, w poszukiwaniu gorszego rezultatu trzeba cofnąć się do 1973 roku), bo nawet kiedy zespół tworzył dogodne szanse w ataku, to na potęgę je marnował. Bronienia dostępu do bramki – ekipa z Old Trafford pozwala przeciwnikom oddawać dużo uderzeń, także groźnych, ponieważ nieskutecznie zakłada wysoki pressing, a jej ustawienie jest skrajnie niekompaktowe, między poszczególnymi liniami powstają wyrwy, skrzętnie wykorzystywane przez oponentów. Swoje robią jednowymiarowość i jednostajność tempa nacierania na rywali. Bruno Fernandes i spółka z reguły stawiają na kontrataki i szybkość, przez co nie kontrolują boiskowych wydarzeń, narażając się na kontrataki przeciwników. Na domiar złego są negatywnie niepowtarzalni– ich forma fluktuuje nie tylko z meczu na mecz, ale nawet z połowy na połowę. Nowy trener ma nad czym pracować.
Nie powinien przy tym skupiać się wyłącznie na nogach zawodników. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są głowy. W ostatnich tygodniach funkcjonowania pod zwierzchnictwem Ten Haga poziom pewności siebie, morale, radości z uprawiania futbolu sięgnął dna. W takim stanie nie da się dobrze grać w piłkę, realizować planów nakreślanych przez sztab szkoleniowy. Van Nistelrooy zaczął wydobywać mental podopiecznych na powierzchnię. Amorim musi wznieść go ku niebu. Samym przyjęciem oferty Czerwonych Diabłów zrobił na rzecz tego sporo. Piłkarze poczuli świeży impuls i ekscytację. Nie mogą doczekać się współpracy z nowym trenerem. Wiedzą o sukcesach Portugalczyka. Naczytali się i nasłuchali o jego umiejętnościach oraz charakterze – charyzmatycznego, empatycznego, acz silnego i zdeterminowanego przywódcy, dysponującego odpowiednim balansem między powagą a żartobliwością.
39-latek słynie też z wysoko rozwiniętych kompetencji komunikacyjnych. Bardzo mu się teraz przydadzą. Do zjednania sobie wszystkich zawodników, z czym kłopot miał jego poprzednik (starszyzna nie aprobowała stosowanych przez niego metod zarządzania szatnią, kwestionowała niektóre rozwiązania taktyczne). Do trafienia z inspirującym przekazem do kibiców i mediów. Jak Ten Hag na początku pobytu w Anglii, kiedy mówił same właściwe rzeczy, często powtarzając, iż „dobre nie jest dla tego wielkiego klubu wystarczająco dobre”. Z czasem przeistoczył się jednak w marudę, wiecznie usprawiedliwiającego słabą postawę drużyny kontuzjami, błędami sędziów czy brakiem szczęścia. Nierzadko przekraczał granicę absurdu (– Ignoruję starcie z Tottenhamem, bo przegrywając 0:1 obejrzeliśmy czerwoną kartkę, która potem została anulowana.). Także dlatego fani mieli go dość. A od tego droga do zwolnienia krótka.
NIE ZA KRÓTKO?
Pierwszy etap jest bardzo istotny, ale to głównie drugi, długoterminowy, zweryfikuje pracę Amorima na Old Trafford. Udany start zaliczył prawie każdy następca sir Alexa Fergusona. Żaden nie poparł tego jednak kontynuacją na tyle satysfakcjonującą, by utrzymać się na stanowisku przynajmniej trzy lata. Kontrakt Portugalczyka będzie ważny przez trochę ponad dwa. Zdaniem Roya Keane’a za krótko. – Powinien podpisać dłuższą umowę – twierdzi Irlandczyk. – Przed tą drużyną długa droga do powrotu na właściwe tory.
Celem jej przebycia senhor Ruben ma obowiązek stworzenia środowiska sprzyjającego wykorzystywaniu pełni potencjału dostępnej kadry piłkarskiej. Takiego, w którym gwiazdy błyszczą, a nie gasną, zaś talenty rozkwitają, a nie więdną. Epoka Ten Haga była pod tym względem niezła (Fernandes, Diogo Dalot, Alejandro Garnacho, Kobbie Mainoo), lecz nieidealna (Marcus Rashford, Mason Mount, Jadon Sancho, Amad Diallo). Wcześniej wyglądało to katastrofalnie (Angel Di Maria, Memphis Depay, Adnan Januzaj, Paul Pogba, Alexis Sanchez, Donny van de Beek).
Jedno z dwóch absolutnie kluczowych zadań Amorima polega na nadaniu zespołowi określonej, bezkompromisowej, klarownej tożsamości boiskowej. W minionych sezonach Czerwone Diabły opierały się na jakości indywidualnej, wszak kolektywnie zmierzały donikąd, brakowało im wyćwiczonych schematów konstruowania akcji, taktycznej konsekwencji – wysoki pressing łączyły z niskim blokiem obronnym, koncentrację na kontrataku z pragnieniem dominowania. Dokąd będą zmierzały pod batutą nowego szkoleniowca z grubsza wiadomo. 39-latek nie stroni od pragmatyzmu rozumianego jako sporadyczne dostosowywanie stylu gry do charakterystyki swoich zawodników i przeciwników, lecz generalnie dochowuje wierności systemowi zbudowanemu na kilku filarach. Trzech stoperach. Szeroko i wysoko operujących wahadłowych. Równowadze między defensywą a ofensywą, dzięki której drużyna traci mało goli, natomiast strzela dużo. Kompaktowym ustawieniu. Cierpliwym utrzymywaniu się przy piłce, zwłaszcza w fazie zawiązywania ataku od własnej bramki. Agresywnym pressingu i kontrpressingu. Atletyczności. Wybieganiu. To cechowało Casa Pia, Bragę oraz Sporting. Manchester United będzie potrzebował czasu, by przyswoić wszystkie instrukcje, dotąd otrzymywał zupełnie inne i z myślą o innych kompletowana była jego kadra. Amorim jest tego świadomy.
– Nie zdołamy przetransportować jednej rzeczywistości do drugiej. Będziemy musieli wystartować z innego miejsca – oświadczył. Zaznacza jednak: – Wiem, jak będziemy grali na początku, ponieważ musimy zacząć ze strukturą, którą znamy. Potem możemy dostosować pewne rzeczy do piłkarzy, ich umiejętności bronienia i atakowania, które odkryjemy w kolejnych kilku tygodniach. Nie mamy dużo czasu na treningi, więc muszę zaproponować coś, co znam bardzo dobrze.
Drugie kluczowe, złożone zadanie Portugalczyka polega na wprowadzeniu Czerwonych Diabłów do ścisłej czołówki futbolu angielskiego i europejskiego, utrzymaniu ich tam, włączeniu do rywalizacji o najcenniejsze trofea, a w efekcie finalnym zdobyciu owych laurów. Od przejścia na emeryturę Fergusona ekipa z Old Trafford zajmowała w tabeli Premier League miejsca: siódme, czwarte, piąte, szóste, drugie, szóste, trzecie, drugie, szóste, trzecie, ósme. W czubie stawki rezydowała rzadko i bez ciągłości. Po trofea sięgała od wielkiego dzwonu i nie były to trofea wielkie – dwa Puchary Anglii, Liga Europy, dwa Puchary Ligi – bo w zmaganiach o te na poważnie się nie liczyła – w sezonach wicemistrzowskich straciła do mistrza 19 i 12 punktów, w Lidze Mistrzów nie doszła dalej niż do ćwierćfinału. Amorim przerwał długie oczekiwanie Sportingu na tytuł mistrzowski. To samo ma zrobić w Manchesterze United. Najpóźniej w 2028 roku, na 150-lecie klubu.
NIE ZA SAMODZIELNIE
Taki cel wyznaczyli właściciele i niedawno zatrudnieni dyrektorzy. Jego spełnienie zależy również od nich. Od decyzji transferowych, które podejmą. Wsparcia, jakiego udzielą zawodnikom i ich opiekunowi. Ten nieprzypadkowo otrzymał tytuł trenera, nie menedżera. Trudno o wyraźniejszy sygnał, iż skupi się na trenowaniu, natomiast potrzebne do tego narzędzia załatwi zarząd w zrewolucjonizowanym po przejęciu części udziałów w spółce przez sir Jima Ratcliffe’a składzie. W teorii silnym, kompetentnym i doświadczonym. Jak sprawnie funkcjonującym w praktyce, jeszcze się okaże. Zmiana szkoleniowca stanowiła drugi ważny test, po letnim oknie transferowym, na ocenę którego jest zbyt wcześnie, gdyż sprowadzeni piłkarze wciąż są wkomponowywani do zespołu.
Trener to bowiem z jednej strony szerpa znający drogę na wierzchołek, ale z drugiej wierzchołek góry lodowej. Nie utrzyma się ponad powierzchnią samodzielnie, bez solidnego podnóża. Dobitnie dowiodła tego najnowsza, szarobura historia Czerwonych Diabłów, znaczona nazwiskami Glazer, Woodward, Murtough, Moyes, Van Gaal, Mourinho, Solskjaer, Ten Hag. Epoka sygnowana przez Ratcliffe’a, Brailsforda, Berradę, Wilcoxa, Ashwortha, Vivella oraz Amorima ma być piękna, złota.