90 minut z trenerem Korony, Gino Lettierim
Gino Lettieri zaczął trzeci sezon w Koronie Kielce. Jego przygoda z żółto-czerwonymi to sinusoida, przeplatana okresami lepszymi i gorszymi. Sam szkoleniowiec rozbudził oczekiwania kibiców, a wiosną tego roku spadła na niego fala krytyki, czym był trochę rozczarowany. Teraz z mocno przebudowanym składem chce pokazać ofensywny, atrakcyjny futbol.
JAROMIR KRUK
Stawia sobie pan jakiś konkretny cel na sezon 2019-20?
Cel jest taki jak w poprzednich latach – mówi Gino Lettieri. – Muszę zbudować nowy zespół od podstaw, taki, który grałby atrakcyjny futbol. To trochę może potrwać, a w tym sezonie chcielibyśmy w większym stopniu korzystać z młodszych piłkarzy.
Zdajecie sobie sprawę z tego, że kibice w Kielcach oczekują na Suzuki Arena od Korony show?
Kibice wszędzie oczekują pięknej piłki, ale nie zawsze da się spełnić te oczekiwania. Będziemy próbowali grać szybko i ofensywnie. Dwa lata temu nam to wychodziło. Niestety, odeszli od nas zawodnicy, którzy dawali drużynie jakość. Przed tym sezonem kilka zespołów z Ekstraklasy tylko w małym stopniu dokonało roszad w składach – na przykład Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin, Zagłębie Lubin, Cracovia. My nie mogliśmy nawet o tym pomarzyć, taka jest po prostu rzeczywistość. Musimy działać w granicach możliwości budżetowych.
Co pół roku jednak wynajdujecie kogoś ciekawego. Jak tego dokonujecie?
Z sezonu na sezon jest coraz trudniej, bo zawodnicy są drożsi, mają większe oczekiwania. Od marca do lipca rozmawiałem z dziesięcioma piłkarzami z Polski, ale nie stać nas było na spełnienie ich wymagań. Nie zamierzamy tworzyć kominów płacowych, a zawodnicy z zagranicy są tańsi niż miejscowi. Naprawdę chciałbym w pierwszej jedenastce Korony siedmiu, ośmiu Polaków, ale nie robię sobie złudzeń, że to obecnie realne. Na to, by ściągnąć piłkarzy, pracujemy w Koronie 24 godziny na dobę, korzystamy z kontaktów, ja posiadam ich sporo.
Zawodnicy przyjmują oferty z polskich zespołów w pierwszej kolejności dla kasy, czy ze względu na sportowe perspektywy?
Zagraniczni piłkarze, którzy znaleźli się w Koronie, chcą się pokazać, kasa nie jest dla nich najistotniejsza.
Piast Gliwice pokazał, że w Ekstraklasie dużo można zdziałać, nawet nie posiadając imponującego budżetu. Korona może się pokusić o niespodziankę?
Piastowi udało się świetnie dopasować zawodników. W drużynie Waldemara Fornalika widać było chęć zwycięstw. My też próbujemy coś ciekawego zmontować, rozmawiałem z piłkarzami z Polski pasującymi mi charakterologicznie, ale ich oczekiwania finansowe były stanowczo zbyt duże. Zimą pertraktowaliśmy z młodym graczem z pierwszej ligi, oczekiwał od nas więcej niż dostaje najlepiej zarabiający zawodnik Korony. Ten piłkarz nie pojawiał się na boisku potem przez pół roku. Vato Arweładze, Ivan Jukić bądź Rodrigo Zalazar inkasują znacznie mniej niż oczekują utalentowani Polacy, ale oni pragną się w Kielcach rozwinąć, grać w piłkę.
Słyszał pan opinię dyrektora DAC Dunajska Streda o Ekstraklasie? Według niego w Polsce stawia się na archaiczny futbol.
Częściowo zgadzam się z tym, ale na to się składa szereg czynników. Z roku na roku wydaje nam się, że Ekstraklasa robi krok do przodu, jednak hamujemy rozwój wyprzedażą najlepszych zawodników. Nie należę też do zwolenników aktualnego systemu rozgrywek Ekstraklasy. Powinno być normalnie 30 kolejek, bez żadnych podziałów na grupę mistrzowską i spadkową. Nowy pomysł z trójką spadających też uważam za błąd. Należy się przyjrzeć czy wszyscy spełniają wymogi Ekstraklasy. Raków musi domowe spotkania rozgrywać w Bełchatowie, gdzie bez przeszkód w szatni może się poruszać 10 osób. Egzystencja zbyt wielu klubów jest zależna od tego, czy występują na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Co się dzieje z klubami po degradacji? Zimą inwestują często ponad stan, a potem nie mogą się pozbierać i pojawiają się problemy. Moim zdaniem z Ekstraklasy powinna spadać bezpośrednio jedna drużyna, przedostatnia powinna grać baraż z pierwszoligowcem. Takie coś pomogłoby ustabilizować sytuację w klubach. Zauważcie, że nieraz z zaplecza wchodzą zespoły, które nie są przygotowane do rywalizacji na najwyższym szczeblu. 37 meczów to za dużo, zabija się przyjemność, radość z gry, w końcówce sezonu wiele ekip gra o nic, a piłkarze człapią po zielonej murawie. W rundzie finałowej drużyny z lokat 6-8 i 9-10 grają często bez żadnej stawki.
Czy Gino Lettieri potrafi przyznać się do błędu?
Nie mam z tym problemu, ale nie będę krzyczał przed całym światem, gdy się mylę.
Jaki największy błąd popełnił pan w Koronie?
Dopuściłem zimą do odejścia Djibrila Diawa. Jeśli chodzi o mecz, popełniłem błąd w drugiej połowie przegranego 2:6 spotkania z Wisłą Kraków. Chciałem pomóc drużynie, zmieniłem taktykę i nie wypaliło. Nie uważam, żebym zawalił półfinał Pucharu Polski z Arką Gdynia. W pierwszym meczu największą pomyłkę zrobił Radek Dejmek, co kosztowało nas utratę gola. Na wyjeździe nie dało się grać ofensywnie, boisku było w katastrofalnym stanie. Staraliśmy się zabrać przestrzeń do przeprowadzenia akcji Arce, a na początku Kaczarawa lub Aankour powinni dać nam prowadzenie. Pod koniec zawodnikowi z Gdyni wyszedł niedzielny strzał i niestety…
Nie żałuje pan niefortunnej wypowiedzi po wygranym spotkaniu w Białymstoku z Jagiellonią?
Chciałem się odnieść do dziennikarzy, którzy twierdzili, że drużyna nie idzie w odpowiednim kierunku. Zostało to źle przetłumaczone i poniosłem konsekwencje. Nie zależy mi na szukaniu konfliktów z piłkarzami, kibicami, mediami. Mogę się teraz z panem pokłócić, ale szybko o tym zapomnę. Wy, Polacy, jesteście zbyt pamiętliwi, małostkowi, a często z kłótni, sporów wychodzi coś konstruktywnego. W pokoju prezesa Krzysztofa Zająca też padają mocne słowa, ale współpracujemy. Walczyć z przełożonym nie zamierzam, bo zajmuje wyższe stanowisko (śmiech)
Dobrze się panu układała współpraca z Markiem Mierzwą, szkoleniowcem, który doprowadził Koronę do triumfu w Centralnej Lidze Juniorów?
Nie mam problemów z żadnym ze współpracowników. Nikogo nie stawiam w złym świetle, nie zależy mi na złych relacjach z kimkolwiek. Pewne decyzje podejmuje klub, nie wtrącam się w decyzje personalne.
Przykro było panu, gdy kibice Korony skandowali: Gino Auf Wiedersehen?
Byłem zawiedziony, bo przez dwa lata dawałem z siebie wszystko. Rozegraliśmy wiele fajnych spotkań, na przykład z Legią, gdy było 3:2, ze Śląskiem 3:0, z Górnikiem Zabrze 4:2, z Wisłą Kraków, z Lechem w Poznaniu, gdzie Korona wcześniej nie wygrała, z Jagiellonią w Białymstoku, w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin, też z Arką, ale tylko w Kielcach. Pięć słabszych spotkań przekreśliło nagle tyle miesięcy pracy. Nie zawsze da się zagrać tak, jak się oczekuje. Przykro mi było, gdy fani odwrócili się od nas, ale staram się do tego podchodzić z dystansem. To jest futbol, czasami za dużo emocji. Na pewno jednak miło poczułem się, widząc sympatyków Korony w Bełchatowie na pierwszej kolejce tego sezonu. W dużej liczbie pojechali tam, nie mając gwarancji, czy wejdą na trybuny. Wiemy, że mamy dla kogo grać, liczymy na wsparcie na każdym meczu.
Czego nauczył się pan przez dwa lata pobytu w Polsce?
Dwa lata szybko mi minęły i to jest pozytywne. Jeżeli jesteś zadowolony, czas szybko płynie. Udało się wprowadzić do klubu dużo moich pomysłów. Nauczyłem się, że nie wolno za szybko krytykować, bo można kogoś zahamować. Nie podoba mi się ciągłe czegoś wypominanie. Moje starania, żeby Ekstraklasa była atrakcyjniejsza, napotykają na opór. Staram się patrzeć nie tylko na swój klub, ale całą ligę.
W takim razie co się trenerowi najbardziej podoba u Polaków?
Gościnność, życzliwość. Nawet po seriach przegranych Korony ludzie na ulicy zawsze traktowali mnie bardzo sympatycznie. Szkoda, że nie osiągacie rezultatów na miarę olbrzymiego potencjału, musicie podejść co tego bardziej systemowo i konsekwentnie.
Ile miał pan propozycji pracy z innych klubów podczas pobytu w Koronie?
Trochę ich otrzymałem. Pod koniec poprzedniego sezonu odezwał się między innymi czołowy zespół Izraela. Trzykrotnie większe zarobki mnie nie skusiły, bo kwestie sportowe nie wydały się aż tak interesujące.
Chce być pan dla Korony tym, kim dla Manchesteru United był Alex Ferguson?
Nie mam problemu z tym, by z Korony odejść, a także by w Koronie zostać. Jeśli nie widziałbym celów w pracy, już bym opuścił Kielce, ale możemy zrobić więcej.
Wychowankowie kieleckiego klubu mogą w tym pomóc?
Jestem pod wrażeniem mistrzostwa Polski wywalczonego przez naszych juniorów, ale nie możemy się równać z akademiami Lecha, Zagłębia Lubin, Legii, dopiero coś zaczynamy budować. Utalentowana młodzież z tych klubów gra przede wszystkim w rezerwach, nie CLJ-ce. Nasi młodzieżowcy są bardzo zdolni, trzech ma potencjał, by zawojować Ekstraklasę, ale na teraz nie są jeszcze gotowi fizycznie. Musimy ich wprowadzać spokojnie, bez niepotrzebnej presji. Zależy nam też na promowaniu piłkarzy, chcemy kogoś sprzedać za duże pieniądze, ale to proces złożony. Paweł Sokół może się fajnie rozwinąć w Koronie, zaczął obiecująco w Ekstraklasie. Jego koledzy – Oskar Sewerzyński, Mateusz Sowiński, Łukasz Bujak też z dnia na dzień stają się lepsi. Cierpliwie czekamy.
Zależy panu, żeby koroniarzy powoływano do kadr Polski juniorów i młodzieżowców?
Jak najbardziej, bo to też świetna promocja dla klubu. Nie blokowałem nikogo, a Sewerzyńskiego potrzebowałem na początku rundy wiosennej, dlatego nie pojechał raz na kadrę. Im więcej powołań dla naszych piłkarzy, tym większy prestiż dla Korony, to też docenienie naszej pracy.
W Koronie mamy dyktaturę Lettierego?
Nie przekreślam nikogo, gdy raz zawiedzie. Ale gdy ktoś już zmarnuje trzy szanse, to ma trudno. Gdy widzę u piłkarzy zaangażowanie, chęć eliminacji błędów, nie skreślam ich. Nie jestem zwolennikiem dyktatury, zależy mi na dobrych kontaktach z podopiecznymi. Wciąż utrzymuje takie na przykład z Kaczarawą, Alomeroviciem, Rymaniakiem, którzy nie grają już dla Korony. Przyszedłem tu po to, by pracować i muszę pokazywać maksymalne zaangażowanie piłkarzom. Trener powinien świecić przykładem.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (31/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”