90 minut z Sebastianem Milą: Wiadro schowaliśmy
Lider Lechii Gdańsk już na początku roku osiągnął wysoką formę. Mentalną. I wierzy, Że optymistyczne nastawienie przełoży się na dyspozycję na boisku. W każdym razie grubą kreską oddzielił nieudaną rundę jesienną i z nadzieją, sięgającą występu na Euro 2016, patrzy w przyszłość.
Sebastian Mila nadal czerpie radość z gry w piłkę (foto: Ł.Skwiot)
Skarb Piłkarski PN, wiosna 2016: O krok od wielkiej sensacji – KLIKNIJ!rozmawiał Adam GODLEWSKI
– Jestem optymistycznie nastawiony do świata. Pracowałem od dechy do dechy, bez opuszczenia treningu, czyli przebiegło to zupełnie inaczej niż w ubiegłym roku. W zespole też obyło się bez poważnych kontuzji, kadra wykrystalizowała się, więc mogliśmy dotrzeć się jako zespół – deklaruje Sebastian Mila. – Mam więc nadzieję, że wszystko, co najgorsze zostawiłem za sobą w ubiegłym roku. Tyle że wiem również, że futbol jest przewrotny i pisze czasami zaskakujące scenariusze, nie zawsze optymalne. Te złe niedawno przerabiałem, więc będę trzymał się wersji, że teraz pora na znacznie lepsze.
– Spodziewałeś się, że znajdziesz się na takiej sinusoidzie? Po mistrzostwie ze Śląskiem przyszła pierwsza zapaść, ale po zwycięstwie kadry nad Niemcami udało ci się wrócić na absolutny top. W ostatnim roku ponownie był jednak zjazd, i to ostry.– Momentami rzeczywiście czułem się jak na rollercoasterze. Co się wydrapałem z ziemi, co wstałem z kolan, to znowu się potykałem. I ponownie musiałem się zbierać. To jest dosyć trudne, bywa bolesne, ale najważniejsze, że nadal chce mi się… chcieć. Pracować i być na samej górze. Wprawa przydaje się też w takich niewesołych momentach. Z pierwszym upadkiem nie za bardzo wiedziałem jak sobie poradzić, później już mogłem czerpać z własnego doświadczenia.
– Z czego wynikają tak znaczne wahania? Czyżby twój przebieg dawał o sobie znać? – Myślę, że kilka czynników się na to składa. Przebieg – a mam przecież niemały, bo wcześnie zacząłem grać w lidze – również, nie uciekam od tego. Zmiany klubów po tym, jak już wstawałem z kolan też jednak za bardzo nie pomagały w stabilizacji na moim najwyższym poziomie. Bo obojętnie w jakim jesteś wieku, potrzebujesz czasu na aklimatyzację w nowym otoczeniu. Nawet jeśli wracasz do domu, jak miało to miejsce w przypadku moim i Lechii, ale ten dom jest mocno przemeblowany. Wydaje mi się jednak, że okres ponownej adaptacji w Gdańsku już za mną.
– W wieku prawie 34 lat kolana już trochę puchną po zimowych treningach? Zdarza się, że w plecach coś strzyka po przebudzeniu na zgrupowaniu?– Na szczęście nie. Ze zdrowiem jest wszystko w porządku. Problemy są natomiast z regeneracją. Żeby wrócić do stanu używalności nawet na kolejny trening, wysiłek jest większy nawet nie dwukrotnie, tylko pewnie ze cztery razy niż pięć lat temu. I o tym muszę nieustannie pamiętać.
– A jak stoisz z wagą? Zrzucenie nadprogramowych kilogramów było podstawą do zabłyśnięcia w kadrze Adama Nawałki w czwartym kwartale 2014 roku.– Waga jest pod kontrolą. Po zimowym zgrupowaniu z Lechią osiągnąłem optimum. A nawet jest trochę lepiej, bo górny limit mam określony na 74,5 kilograma, a ważę o jeden mniej, więc mógłbym nawet trochę dorzucić. Tyle że nie zamierzam, reżim żywieniowy bez piwa, bez słodkości, bez gazowanego dobrze na mnie wpływa. Kluczowe jest jednak zachowanie stałych godzin posiłków. Ostatnie wyniki badań wydolnościowych mam wręcz wzorcowe. Gorzej jest z szybkością, ale to przecież nie był mój główny atut nawet wówczas, kiedy byłem młodym zawodnikiem…
(…)
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika „Piłka Nożna”! Od wtorku w kioskach!