Przejdź do treści
90 minut z Patrykiem Małeckim

Polska Ekstraklasa

90 minut z Patrykiem Małeckim

Gdyby dekadę temu przesiedział mecz na ławce rezerwowych Wisły Kraków, mógłby zareagować bardzo nerwowo. Wychowanek Wigier Suwałki, zbliżający się do trzydziestki, na pewno nie był szczęśliwy, że w spotkaniu z Arką Gdynia Joan Carrillo w ogóle nie skorzystał z jego usług, ale przyjął to ze spokojem.

ROZMAWIAŁ JAROMIR KRUK


– Pamięta pan swój debiut w Wiśle Kraków?
– Z Pogonią Szczecin w 2006 roku – mówi Patryk Małecki (na zdjęciu). – Gdy wchodziłem za Marka Zieńczuka, byłem podekscytowany. Dan Petrescu dał mi szansę w megadrużynie, bo taką dysponowała wówczas Wisła. Wyróżniałem się w juniorach, rezerwach i trener to dostrzegł, zaufał, mam nawet wrażenie, że polubił. Po latach spotkałem go w Hiszpanii przy okazji obozu Wisły i pogadaliśmy w miłej atmosferze. Nie zapomnę o Petrescu, debiucie w seniorach Wisły, a także swoim premierowym golu w Ekstraklasie. Po podaniu Marka Penksy pokonałem Mateusza Sławika z Górnika Zabrze, a z radości przebiegłem chyba wzdłuż całej długości boiska pod sektor Białej Gwiazdy. Wisłę prowadził wtedy Adam Nawałka. Dla takich chwil gra się w piłkę. 

– Bardzo się zmienił Patryk Małecki w ciągu tych 12 lat?
– Zrozumiałem, że głową muru nie przebiję. W ubiegłym roku u Radka Sobolewskiego, z którym wcześniej grałem w Wiśle, też przesiedziałem mecz na ławce rezerwowych, jak u Joana Carrillo z Arką. W duchu byłem wściekły, ale złość stłumiłem w sobie. Zawsze po niepowodzeniach staram się pracować na 200 procent na treningach, bo chcę udowodnić, że zasługuję na plac. Zdrowo podchodzę do tematu, nie ma sensu się spinać. 

(…)

– W poprzednim sezonie w Ekstraklasie strzelił pan osiem goli, wyrównując swój prywatny rekord. Nie za słaby ten najlepszy wynik bramkowy?
– Czy ja wiem? W Pogoni zanotowałem tylko jedno trafienie, a przecież nigdy nie byłem typem snajpera. Bramkarze drużyn przeciwnych nie obsypywali mnie prezentami, nie dostawałem od nich ciastek na pustaka. Musiałem sobie wszystko wypracowywać, zaliczałem też asysty przy golach kolegów, walczyłem z całego serca dla drużyny. Dla mnie liczby nie są najważniejsze, choć trzeba się w tym sezonie szybko poprawić. Na razie mam w dorobku jednego gola.

– Słaby bilans to efekt kłopotów zdrowotnych?
– Przed kontuzją zdobyłem tę jedyną bramkę, ale nie opuściłem nie wiadomo ile kolejek. Nie szukam usprawiedliwień, nie zwalam winy na kogoś, na urazy. Jestem typem piłkarza, który potrzebuje zaufania od szkoleniowca – tak jak dostałem je od Dariusza Wdowczyka w Pogoni i Wiśle. Doszedłem u niego do takiej formy, że brano mnie pod uwagę w kontekście powołań do reprezentacji Polski. Ponoć trener Nawałka się wahał i w końcu zamiast mnie na Słowenię wziął Bartka Kapustkę. Byłem zawiedziony, ale nie ma sensu rozczulać się nad sobą. Nikt nie napisał, że reprezentacja Polski to dla Patryka Małeckiego temat zamknięty, dlatego nie tracę wiary i energii. 

– Marchewka czy kijek?
– Po połowie. Wdowczyk wiedział doskonale, jak ze mną postępować. Człowiek po przejściach, który przyznał się kiedyś do winy, odpokutował, chyba rozumiał piłkarzy. Szanuję go i żal, że w takich okolicznościach rozstał się z Wisłą. 

(…)


CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (9/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024