90 minut z Mario Situmem. Raz byłem jak Messi
Choć jego koledzy z Chorwacji grają w największych klubach Europy, jest w Poznaniu szczęśliwy. W niedzielę Mario Situm spotka się z trenerem Romeo Jozakiem przy okazji polskiego ligowego klasyka. Kto okaże się górą w pojedynku starych znajomych z Dinama Zagrzeb?
ROZMAWIAŁ KONRAD WITKOWSKI
– Woli spacery niż imprezy – tak określają pana dziennikarze w Chorwacji. Zgadza się?
– Zdecydowanie. W wolnych chwilach lubię pójść z żoną do kina albo obejrzeć film w domu – mówi Mario Situm (na zdjęciu). – Często spacerujemy z psem, chodzimy też do restauracji. Mnie taki styl jednak odpowiada, lubię swój sposób na życie. Świadomie wybrałem taką drogę i jestem z tego powodu zadowolony. Wiem, co chcę osiągnąć.
– W jednym z wywiadów powiedział pan o sobie, że jest nudnym człowiekiem.
– Tak, bo prowadzę życie, które dla niektórych mogłoby wydawać się banalne. Jeśli chcesz grać w piłkę na wysokim poziomie, musisz prowadzić się odpowiednio. Ktoś płaci mi pieniądze nie za to, żebym był szalony. Chcę być profesjonalistą i uważam to za swój obowiązek. Wiele rzeczy mnie omija: nie mogłem być na ślubie siostry, rezygnuję z wszelkich imprez i urodzin, w szkole średniej nie jeździłem na wycieczki ze znajomymi. Futbol wymaga wyrzeczeń, ale skoro wybrałem taki zawód, to poświęcam się mu w stu procentach.
(…)
– Nigdy nie zagra pan w innym chorwackim klubie niż Dinamo?
– W Chorwacji sytuacja jest podobna do tej w Polsce. Dinamo i Hajduk Split są jak Lech i Legia. Jestem wierny swojemu klubowi i jeśli Legia by mnie chciała, to nawet pomimo lepszej oferty finansowej, nie zdecydowałbym się na transfer. Należę do takiej właśnie grupy piłkarzy. Pojawiały się zapytania z Hajduka oraz Rijeki, ale to najwięksi rywale Dinama. Pochodzę z Zagrzebia, gdzie mieszkałem od urodzenia, jestem fanem Dinama. Nie czułbym się dobrze, gdybym miał grać dla innego klubu.
– W Dinamie i młodzieżowych kadrach Chorwacji musiał pan spotkać wiele obecnych gwiazd.
-Zawsze się uśmiecham, gdy oglądam Ligę Mistrzów, przecież grałem prawie ze wszystkimi tymi chłopakami! Mandżukić, Kovacić, Pjaca, Vrsaljko, Kramarić, Badelj czy Vida – oni byli ze mną w klubie. Nadal mam z nimi kontakt i kiedy widzimy się w ojczyźnie, to chodzimy razem na kawę. Miałem kiedyś taką zabawną sytuację. Reprezentacja Chorwacji trenowała na stadionie Dinama, my również mieliśmy zajęcia w podobnym czasie. Po drodze do autobusu właściwie każdy z reprezentantów się ze mną witał. Dziennikarze przyglądali się temu ze sporym zdziwieniem. Później w gazecie ukazał się artykuł pt. „Situm jak Messi”, ale niestety nie chodziło o moją postawę na boisku, lecz o fakt, że znam się z tymi wszystkimi gwiazdami. Czasami sobie myślę, że mogłem zrobić więcej dla swojej kariery. Jednak z drugiej strony, kiedy spojrzę wstecz, widzę też bardzo wielu ludzi, którzy zaczynali ze mną grać w piłkę, a dzisiaj nie mają już nic wspólnego ze sportem, wykonują normalne zawody. Dlatego jestem szczęśliwy z tego, co robię i gdzie udało mi się dotrzeć.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (39/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”