W polskiej piłce pojawił się znienacka. Ale po kilku miesiącach w roli większościowego, posiada 75 procent, akcjonariusza Arki Gdynia wcale nie szykuje się do odwrotu. Wręcz przeciwnie, snuje duże plany. Dokąd zmierza Arka pod rządami najmłodszego w historii Ekstraklasy właściciela klubu, 20-letniego Dominika Midaka?
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Nie słyszał pan, że na piłce nie da się zarobić, w szczególności na polskim klubie? – Słyszałem. Trochę się z tym jednak nie zgadzam. Wszystko jest kwestią zarządzania i rozsądnego zaplanowania budżetu. Arka jest tego dobrym przykładem. Klub nie żyje ponad stan, nie przynosi strat. A to już jest bardzo dobry początek, żeby w przyszłości zaczął zarabiać. Choćby na transferach. Nie po to, abym ja te pieniądze schował do kieszeni, ale aby pozwalały na inwestycje, rozwój – stanowczo mówi Midak (na zdjęciu).
– Przed podjęciem decyzji o kupnie Arki zasięgał pan opinii ludzi, którzy kiedyś wchodzili w piłkarski biznes lub wciąż w nim są? – Przyjacielem mojej rodziny od lat jest Piotrek Włodarczyk. Znamy się ponad 10 lat. W temacie piłki nożnej jego zdanie było dla mnie ważne. Sporo razem przeszliśmy. Kiedy grałem w piłkę, przyjeżdżał na moje mecze, podpowiadał, doradzał. W momencie, w którym pojawiła się możliwość zakupu większościowego pakietu akcji Arki, analizowaliśmy sytuację finansową klubu…
(…)
– Nie wolał pan sprawić sobie dobrego samochodu, jak większość 20-latków, niż pakować się w klub piłkarski? – Doprecyzuję, kilku porządnych samochodów… Nie wolałem. Decyzja o zakupie Arki była gruntownie przemyślana. Klub jest dobrze zarządzany, zarabia na siebie. To nie jest też tak, że ja podchodzę do Arki wyłącznie na zasadach czysto biznesowych. Nie myślę o klubie w kategoriach moich dochodów. To pasja, bycie częścią świata piłki, spełnienie marzeń. Bo odkąd pamiętam, chciałem zarządzać klubem na poziomie Ekstraklasy. Od siódmego roku życia grałem w piłkę, choć ze świadomością, że zawodowcem nie będę, przez rodzinę szykowany byłem do innej roli.
– Czyli Arka to nie jest zabawka, którą tata kupił synkowi? – Nie, i nie jest to też gra w „Football Managera” w realnym świecie. Wiem, że takie komentarze pojawiały się po tym, jak zostałem większościowym udziałowcem Arki. I ja to nawet rozumiem. Nie jest to częsta sytuacja, że osoba w moim wieku zostaje właścicielem klubu. Mało tego, w wielu przypadkach pewnie takie obawy byłyby uzasadnione. Ja nie przejąłem Arki dla zabawy. Nie chcę chwilę na nią popatrzeć z bliska i zostawić. A świadczy choćby o tym fakt, że transakcję przeprowadziliśmy przy użyciu prywatnych pieniędzy, co dowodzi, iż podchodzę do tematu bardzo poważnie. Wiem, że to jest wielka odpowiedzialność przede wszystkim względem mieszkańców Gdyni. Przecież Arka jest częścią ich życia. Widzę też, że niektórzy ludzie ze środowiska piłkarskiego podchodzą do mnie z rezerwą. Tylko jednak do momentu zamienienia pierwszych zdań. Później fakt, że jestem 20-latkiem, schodzi na drugi plan. Inna sprawa, że już mnie temat mojego wieku nieco męczy. Na początku to rozumiałem, ludzie powinni się jednak do tego zdążyć przyzwyczaić.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (48/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”