90 minut z Darko Jevticiem
Miał wpaść do Polski tylko na chwilę, by ruszyć dalej podbijać Europę. Został dłużej, na czym skorzystał nie tylko Lech, ale i cała liga. W końcu uznał, że najwyższy czas na zmiany – trwający sezon jest jego ostatnim w Poznaniu.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NUMERZE 52-53/2019 TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”
KONRAD WITKOWSKI
Zostałeś jedynym w szatni Lecha piłkarzem pamiętającym mistrzostwo Polski z 2015 roku. Zdarza ci się wspominać tamte momenty?To coś, co pozostaje w człowieku na całe życie – mówi Jevtić. – Często o tym myślę. Wspominam cały tamten sezon, nie tylko moment zdobycia tytułu. Próbuję pewne elementy przekładać na obecną drużynę.
Kiedy wracasz myślami do mistrzowskiego sezonu, bardziej czujesz dumę czy złość, że sukcesu nie udało się powtórzyć?
To taka mieszanka niedosytu i zadowolenia. Był przynajmniej jeden sezon, w którym mistrzostwo mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Nie udało się i z tego powodu jestem zły. Z drugiej strony jednak zdaję sobie sprawę, że ligi nie wygrywa się codziennie, zatem cieszę się, że mogłem tego doświadczyć. To mój ostatni sezon w Lechu i chciałbym wyjechać z Poznania z dwoma tytułami.
Dariusz Żuraw jest siódmym trenerem, z jakim pracujesz w Kolejorzu. Którego z poprzednich projektów najbardziej żałujesz, bo można było osiągnąć zdecydowanie więcej?
Stać nas było na lepsze wyniki z trenerem Nenadem Bjelicą. Tworzyliśmy mocny zespół, dobrze operowaliśmy piłką. Miałem wtedy niezłe liczby, a gole i asysty przychodzą same, kiedy drużynie układa się gra. Doszliśmy do finału Pucharu Polski, w dwóch sezonach z rzędu do samego końca walczyliśmy o mistrzostwo. Właśnie z Bjelicą byliśmy najbliżej odzyskania tytułu.
Gdybyś z prawie 200 meczów w barwach Lecha jeden mógł rozegrać jeszcze raz, który byś wybrał?
Jest kilka takich spotkań, ale najbardziej chciałbym powtórzyć finał Pucharu Polski z Arką Gdynia. Łatwiej pogodzić się z porażką, kiedy jest się wyraźnie słabszym od przeciwnika, który pokazał jakość i siłę. W tym meczu było jednak inaczej: kontrolowaliśmy grę, stworzyliśmy znacznie więcej sytuacji, ale zawiodła skuteczność. Dlatego pozostał ogromny niedosyt.
Kiedy w 2014 roku przechodziłeś z FC Basel do Lecha, przypuszczałeś, że możesz spędzić w Poznaniu aż sześć sezonów?
Trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Z drugiej strony cieszę się, ponieważ nie należę do zawodników, którzy co sezon zmieniają kluby. Wolę zostać w jednym miejscu dłużej i być zapamiętanym z dobrze wykonanej pracy. Przez tych prawie sześć lat miewałem różne okresy. Po zakończonym mistrzostwem pierwszym sezonie czułem się świetnie. Następnie przyszedł słabszy czas, u trenera Jana Urbana grałem rzadziej. Wówczas myślałem, że to odpowiedni moment na zmianę otoczenia. Chciałem spróbować czegoś nowego, lecz ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wtedy przyszedł trener Bjelica. Za jego kadencji byłem bardzo zadowolony, czułem, że możemy coś osiągnąć. W tamtym czasie nie było mowy o odejściu. Później znów nastąpił gorszy okres, gdy u Ivana Djurdjevicia i Adama Nawałki nie zawsze miałem miejsce w podstawowym składzie. Wróciły myśli o transferze, każdy piłkarz jest niezadowolony, kiedy mało gra. Nie żałuję jednak żadnego ruchu, który wykonałem, ani którego nie zrobiłem. Do ostatniego dnia zamierzam dawać Lechowi jak najwięcej.
Był taki moment, kiedy miałeś już spakowane walizki?
Dwukrotnie. W lecie 2016 byłem bardzo blisko transferu. Prawie wszystko zostało już ustalone, a ja byłem przygotowany do wyjazdu. Drugi raz miał miejsce przed obecnym sezonem, jednak to była trochę inna sytuacja. W tym przypadku akurat nie byłem spakowany i długo się zastanawiałem, czy to odpowiedni czas na odejście. Ostatecznie zdecydowałem się zostać jeszcze na sezon.
Ostatnio chodziło o Izrael, a jaki miał być kierunek transferu w 2016 roku?
To był klub z Grecji.
Poznań stał się twoim drugim domem?
Mocno związałem się z tym miejscem. Miałem tutaj również słabsze momenty, nie było mi łatwo, gdy słyszałem różne rzeczy na swój temat. Nie zmienia to jednak faktu, że kocham grać na tym stadionie. Nie ma nic lepszego, niż wygrać mecz z Legią Warszawa przy pełnych trybunach.
Byłeś mocno krytykowany przez kibiców za materiały z twoim udziałem, które pojawiały się na Instagramie. Właśnie z tego powodu ostatnio ograniczyłeś aktywność w social mediach?
Postanowiłem publikować mniej zdjęć, żeby odsunąć się trochę na bok. Mam świadomość, że w Poznaniu są wobec mnie duże oczekiwania. Rozegrałem w Lechu wiele dobrych spotkań i w ten sposób wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę. Ponadto gram na takiej pozycji, że zawsze wymaga się ode mnie czegoś specjalnego. Niezależnie od wyniku meczu, jestem na świeczniku. Kiedy zaliczę przeciętny lub słabszy występ, rzucam się w oczy w negatywny sposób. Absolutnie nie przeszkadza mi krytyka mojej postawy na boisku. Nie wiem, skąd pojawiały się różne plotki na mój temat, ale nie mogłem się na nie godzić. Zarzucano mi rzeczy, z którymi nigdy nie miałem problemów. Z takich spraw nie można żartować, przecież są ludzie, którzy naprawdę borykają się z tego typu kłopotami.
W lipcu drużyna wybrała cię na kapitana. Patrząc na dokonania w tym sezonie, trzeba stwierdzić, że opaska na ramieniu ci nie przeszkadza.
Od początku występów w Lechu wiedziałem, że wiele ode mnie zależy, ale takiej odpowiedzialności nigdy nie miałem. Poczułem się odpowiedzialny za ten zespół i dobrze mi z tym. Pewnie funkcja kapitana jakoś wpłynęła na moją postawę na boisku, ale jako osoba się nie zmieniłem, przynajmniej tak sądzę. Podjąłem pewne decyzje, poukładałem kilka spraw i do sezonu przystąpiłem z czystą głową. Mogłem skoncentrować się wyłącznie na piłce. Dla mnie to bardzo istotne, dużo łatwiej mi się gra.
Czujesz się bardziej komfortowo, kiedy w zespole są inni piłkarze z Bałkanów?
Pod względem sportowym nie ma to żadnego znaczenia, natomiast jest mi trochę łatwiej w życiu prywatnym. Dobrze jest mieć w pobliżu ludzi, z którymi można porozmawiać nie tylko o piłce, utrzymywać kontakt także w przyszłości. Bardzo się cieszę, że poznałem w Lechu wiele wartościowych osób. Z Jasminem Buriciem graliśmy w drużynie przez pięć lat. Trzymaliśmy się blisko, spędzaliśmy ze sobą czas na treningach, a także poza klubem. Zaprzyjaźniłem się też z Nikolą Vujadinoviciem, a wcześniej z Vojo Ubiparipem oraz Vladimirem Volkovem.
Kiedy słyszy się Lech, często myśli się Jevtić. Przez te lata stałeś się symbolem drużyny. Z tego powodu trudniej będzie pożegnać się z Kolejorzem?
Moment odejścia zbliża się nieubłaganie i czasami myślę o tym, jak wtedy zareaguję. Nie boję się, jednak zupełnie nie wiem, jakie uczucia będą mi towarzyszyć. Prawie sześć lat to szmat czasu. Sporo w Lechu przeżyłem, przez zdecydowaną większość tego okresu byłem szczęśliwy. Teraz cieszę się pobytem w Poznaniu, ale mam świadomość, że wkrótce nadejdzie chwila pożegnania.
Za niespełna dwa miesiące skończysz 27 lat. Nie obawiasz się, że najlepszy czas, aby spróbować przebić się w silnej europejskiej lidze już minął?
Nie minął, a ja jestem gotowy na to, aby występować w lepszej lidze. Przyszłość pokaże, czy mam rację. Czuję się dobrze i sądzę, że ciągle mogę wiele dać drużynie. W ostatnich latach dorosłem jako człowiek, ale również jako piłkarz. Moja gra wygląda inaczej, niż wtedy, gdy przychodziłem do Lecha. Kiedyś znacznie częściej próbowałem dryblingu: wychodziłem z założenia, że jeśli na pięć prób chociaż raz uda mi się minąć rywala i strzelić gola lub asystować, to będzie dobrze. Dzisiaj gram mądrzej, nie chcę szybko tracić piłki. Zrozumiałem, jak ważne jest utrzymywanie się przy niej. Zwracam też uwagę na podejmowanie właściwych decyzji – kiedy zagrać bez przyjęcia, a kiedy przytrzymać piłkę trochę dłużej, obrócić się z nią. Staram się to wyczuć. Analizuję, co jeszcze mogę poprawić. Obecnie gram w piłkę w bardziej dojrzały sposób.
Jak spędzisz czas w trakcie zimowej przerwy w rozgrywkach?
W tym okresie lubię się zrelaksować i nie myśleć za dużo o futbolu. Próbuję, lecz to nigdy się nie udaje. Staram się odpocząć, odłożyć pracę na bok. Spędzam czas z rodzicami oraz innymi bliskimi osobami, których nie widuję na co dzień. Rozmawiamy o różnych sprawach, choć temat piłki naturalnie również się pojawia.
Będziesz wtedy głównie w Belgradzie?
Także w Bazylei. Mam rodzinę oraz znajomych zarówno w Serbii, jak i w Szwajcarii. Czeka mnie trochę jeżdżenia, chociaż staram się przebywać jak najdłużej w jednym miejscu. W trakcie sezonu wystarczająco dużo podróżujemy po Polsce.
Jesteś wyznawcą prawosławia. Jak w twoim domu obchodzi się święta Bożego Narodzenia?
Spędzamy ten czas w gronie rodziny. W zasadzie wszystko wygląda tak samo, jak podczas świąt katolickich, tyle że odbywa się trochę później. Niestety, od razu po świętach rozpoczynają się przygotowania do rundy wiosennej. Tak jest co roku, już zdążyłem się przyzwyczaić. Kiedyś nawet zdarzyło się, że wracaliśmy do treningów wcześniej, w związku z czym na święta nie mogłem być z rodziną. Muszę być gotowy także na taki wariant.