Liczba jego występów w drużynie narodowej nie rzuca na kolana, jednak piłka to nie matematyka. Przez ostatnich kilkanaście miesięcy Bartosz Bereszyński systematycznie budował pozycję w reprezentacji Polski i zapracował na wyjazd do Rosji.
ROZMAWIAŁ KONRAD WITKOWSKI
– Pamięta pan, co robił podczas Euro 2016? – Byłem z Legią na obozie przygotowawczym w Warce – wspomina Bereszyński. – Kolejne zgrupowanie odbywało się w Austrii, o ile dobrze pamiętam. Potem graliśmy z Lechem mecz o Superpuchar Polski, ale to było około 10 lipca, czyli mniej więcej w czasie, kiedy mistrzostwa Europy dobiegały końca.
– Oglądając mecze reprezentacji Polski na turnieju we Francji, pomyślał pan: kolejna duża impreza to już ze mną w kadrze? – Nawet już przed Euro widziałem dla siebie miejsce w reprezentacji. Niestety, różne perypetie związane z moją grą w klubie sprawiły, że było inaczej. Zawsze widziałem siebie w kadrze i chyba każdy piłkarz powinien tak myśleć. Mój przykład pokazuje, że ciężką pracą i determinacją można dojść do odpowiedniego poziomu. Nie zamierzam spoczywać na laurach, tylko walczyć dalej. Chcę coś znaczyć w reprezentacji.
(…)
– Jak zapamięta pan pobyt w Arłamowie? – Wszystko zostało dla nas znakomicie przygotowane. Bardzo duży hotel, w dodatku położony w malowniczej okolicy. Było tam pięknie, ale też trochę niebezpiecznie. Kiedy jechaliśmy z pobliskiego lotniska do ośrodka, na drogę wyskoczył duży jeleń. W tym regionie zdarza się to często, właściwie każdy z kolegów opowiadał o podobnych przygodach. A tak poważnie to super, że znaleźliśmy się blisko natury. Rozmawiałem z naszym kucharzem i okazało się, że nawet do naszego menu trafiło kilka lokalnych produktów.
– Wyjazd na mistrzostwa świata to spełnienie marzeń z dzieciństwa? – Oczywiście. Tym bardziej że reprezentacja Polski czekała aż 12 lat na udział w najważniejszym piłkarskim turnieju na świecie. Teraz mogę być częścią zespołu, który wraca na mundial – dla mnie to bardzo duże wydarzenie.
– Odczuwa pan tremę przed turniejem w Rosji? – To wielka impreza, dla mnie coś nowego. Jestem ciekawy, jak od wewnątrz wyglądają mistrzostwa świata. Dreszczyk emocji się pojawia, kiedy pomyślę o tych meczach i randze całego wydarzenia. Paraliżującego stresu jednak nie czuję, bardziej taki, który mobilizuje. Wszyscy czekamy na pierwsze spotkanie z Senegalem. Chcielibyśmy, żeby turniej już się zaczął.
– W systemie gry z trójką stoperów odpowiada panu rola prawego wahadłowego? – W klubie nigdy nie stosowaliśmy takiego ustawienia. Natomiast miałem okazję zagrać na tej pozycji w meczu z Urugwajem i sądzę, że był to poprawny występ. Obecnie trenujemy różne systemy taktyczne, to właśnie czas na doskonalenie takich elementów. Widzę siebie na wahadle, nie mam problemów z wydolnością. To pozycja stworzona dla mnie.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (24/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”