Przejdź do treści
90 minut z Adrianem Mierzejewskim

Polska Reprezentacja Polski

90 minut z Adrianem Mierzejewskim

Piotr Zieliński, kreowany na lidera drugiej linii reprezentacji Polski, do tej roli dorasta zastanawiająco długo. Adam Nawałka i Jerzy Brzęczek nie mieli jednak wątpliwości – to zawodnik Napoli ma kierować grą biało-czerwonych. O występującym w ostatnich miesiącach w chińskiej ekstraklasie Adrianie Mierzejewskim zapomnieli. Tylko czy słusznie?



ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK


– Changchun Yatai – jaki to w ogóle jest klub?
– Firma Yatai zajmuje się między innymi produkcją leków i budowaniem hoteli – mówi Mierzejewski. – Piłka to może jeden procent jej zainteresowania. Przyszedłem do ekipy, której celem było utrzymanie w ekstraklasie. Dla tego klubu to nic nowego. Changchun Yatai nie jest w czubie ligi pod względem finansowym. Guangzhou Evergrande wygrywało rozgrywki siedem razy z rzędu, teraz mistrzem został SIPG z Szanghaju z Oscarem i Hulkiem w składzie. Nie możemy się z nimi równać, nawet jeśli za Odiona Ighalo mój klub angielskiemu Watfordowi zapłacił 23 miliony euro. A warto pamiętać, że w Chinach obowiązuje prawo, według którego równowartość każdego transferu powyżej 5 milionów euro trzeba oddać z przeznaczeniem na szkolenie młodzieży. Czyli w gruncie rzeczy Nigeryjczyk kosztował dwa razy więcej. Klub jest świetnie zorganizowany. Niedawno oddano do użytku nową bazę treningową – 15 boisk! Trenerem jest Chińczyk – przygotowany do zawodu, raczej łagodny, dba o atmosferę. Relacje na linii szkoleniowiec – miejscowi piłkarze są tu ważne, nie zawsze są łatwe. Miejscowi zawodnicy mają duże ciśnienie na grę. 


(…)

– Na ile życie utrudnia odcięcie od komunikatorów, mediów społecznościowych, które w Chinach są blokowane?
– Z Twittera, Instagrama, nawet z wyszukiwarki Google nie można skorzystać. Na dzień dobry musieliśmy ściągnąć programy zmieniające lokalizację. Trochę było z tym zabawy. Różnica czasu między Changchun a Polską wynosi siedem godzin. Z doświadczenia wiem, że lepiej, gdy jest to 10 godzin – łatwiej wtedy skomunikować się z rodziną w kraju. Przyzwyczajenie się do tego wszystkiego zajęło nam około miesiąca. Zwłaszcza że trafiliśmy do Chin prosto z Sydney. W Australii wszyscy mówili po angielsku, uśmiechali się, pomagali. Kontrast po przeprowadzce był duży. Zawsze jednak nastawiamy się, że w nowym kraju będzie bardzo ciężko przystosować się do życia. Wszystko, co okazuje się łatwiejsze, niż zakładaliśmy, traktujemy w kategoriach plusów. Takie podejście pomaga. Inna sprawa, że w Changchun traktowani jesteśmy jak ufoludki. 

– To znaczy?
– W mieście rzadko spotyka się obcokrajowców. Gdy wychodzimy na spacer całą rodziną, wywołujemy nie lada emocje. Chińczycy się do nas uśmiechają, jak idziemy po chodniku – kręcą filmy, kiedy kupujemy marchewki – robią zdjęcia. Poszliśmy do zoo, usiedliśmy na ławeczce, żeby coś zjeść, a po naszej lewej stronie na wybiegu przechadzał się nosorożec. Był naprawdę blisko nas, niemalże na wyciągnięcie ręki. Dla nas supersprawa, ale Chińczycy w ogóle go nie zauważali. Patrzyli tylko na rodzinę obcokrajowców. Jesteśmy zjawiskiem. Nie każdemu musi to się podobać. Na przykład dziewczynie Pejcinovicia takie zachowanie nie przypadło do gustu, szybko wyjechała. Chińczycy robią nie tylko zdjęcia czy kręcą filmy, ale też podchodzą, żeby cię dotknąć, pogłaskać po głowie dziecko. Nie wiadomo też, gdzie potem te zdjęcia lądują. Korzystają z aplikacji WeChat, odpowiednika WhatsAppa. Rozmawiają, wysyłają wiadomości, nagrywają filmy, płacą tą samą aplikacją za samochód w salonie i za hot doga na ulicy. Pod względem wykorzystania technologii ułatwiającej życie są zdecydowanie przed Polakami. 

(…)


CAŁY WYWIAD ZNAJDZIECIE W NOWYM (51-52 / 2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”





Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024