#60latPN: Półwiecze naszego pierwszego meczu z Anglią
Rok 2016 będzie dla „Piłki Nożnej”, czyli dla nas autorów i wydawców oraz dla Was czytelników rokiem wyjątkowym – rozpoczynamy rok jubileuszowy. Przez 60 lat pisaliśmy o rzeczach wielkich, na przykład spektakularnych sukcesach naszej reprezentacji, ale również latach słabych, ubogich w triumfy. Systematycznie będziemy wam o tym przypominać. Dzisiaj okazja trafia się sama…
5 stycznia 1966 roku na stadionie Goodison Park w Liverpoolu doszło do pierwszego w historii meczu reprezentacji Polski i Anglii. Termin był cokolwiek dziwny, ale skoro federacja piłkarska z ojczyzny futbolu złożyła ofertę, więc nie można było odmówić. W grudniu nasza kadra narodowa wyjechała więc na zgrupowanie do Bułgarii, gdzie przed świętami Bożego Narodzenia rozegrała mecz towarzyski. Potem wszyscy rozjechali się do domów i ponownie spotkali dopiero po Nowym Roku.
Anglicy przygotowywali się do mistrzostw świata, których byli za kilka miesięcy gospodarzami i potrzebowali jak najwięcej liczby meczów sparingowych.
Trener Ryszard Koncewicz po poniesionej dwa miesiące wcześniej klęsce 1:6 z Włochami na zakończenie eliminacji mistrzostw świata dokonał sporej rewolucji kadrowej. W pierwszym składzie było aż czterech debiutantów. Warto przypomnieć w jakim zestawieniu biało-czerwoni wybiegli równe 50 lat temu w Liverpoolu:
Marian Szeja – Jacek Gmoch, Henryk Brejza, Stanisław Oślizło, Andrzej Rewilak – Piotr Suski, Zygmunt Szmidt, Jan Wilim (39 Jan Banaś) – Józef Gałeczka, Jerzy Sadek, Janusz Kowalik.
Naprzeciw stanął zespół prowadzony przez Alfa Ramseya, który siedem miesięcy później po niewielkich korektach, głównie w ataku, został mistrzem świata:
Gordon Banks – George Cohen, Jackie Charlton, Bobby Moore, Ramon Wilson – Nobby Stiles, George Eastham – Alan Ball, Roger Hunt, Joseph Baker, Gordon Harris.
Nasz zespół objął prowadzenie w 43 minucie po strzale Sadka, a Anglicy wyrównali dopiero w 74 minucie po strzale głową kapitana zespołu gospodarzy – słynnego Moore’a.
Bohater naszej drużyny Jerzy Sadek zaraz po tym spotkaniu otrzymał propozycję przejścia z ŁKS Łódź do Evertonu za 100 tysięcy funtów, co jak na tamte czasy było ogromną sumą. Tyle że nawet nie podjęto rozmów, no bo jak piłkarz z Polski Ludowej mógł przejść do klubu z Zachodu.
Jesienią 1997 roku w numerze 45 „Piłki Nożnej” z 11 listopada tak o tej propozycji Sadek mi opowiadał: – Musiałbym wtedy pozostać nielegalnie w Anglii, bo jako 23-letni piłkarz nie miałem szans na legalny transfer do zagranicznej drużyny. A mnie przerażało, że nie mógłbym już nigdy wrócić do Polski. Takie to były czasy. Zresztą Wyspiarze słyszeli o mnie przedtem, ponieważ trzy miesiące wcześniej strzeliłem gola Szkotom na Hampden Park.
Potem biało-czerwoni jeszcze ośmiokrotnie grali z Anglikami na ich terenie, ale tylko raz udało się zremisować – 17 października 1973 roku w słynnym meczu na Wembley 1:1, gdy dzięki temu wynikowi nasz zespół po 36-letniej przerwie awansował do finałów mistrzostw świata. Ostatnie siedem meczów z Anglikami na ich terenie – to, niestety, siedem porażek naszej reprezentacji. Dlatego warto docenić rezultat sprzed półwiecza.
Wywiad z Jerzym Sadkiem z tygodnika „Piłka Nożna” 45/1997:
Zbigniew Mroziński