Przejdź do treści
350 tysięcy za jedną nogę

Polska Ekstraklasa

350 tysięcy za jedną nogę

Jest jednym z najlepszych skrzydłowych w Ekstraklasie. Wyrósł na jednego z liderów Arki Gdynia i sporo mówiło się, że zimą zmieni pracodawcę. Gruzin jednak bardzo spokojnie podchodzi do ewentualnego transferu. Pomocnik opowiada o nieudanym pobycie w Belgii, debiucie w reprezentacji, a także… zbyt niskiej wycenie na portalu Transfermarkt.



Jak podchodzisz do tekstów typu: „Luka Zarandia to najlepszy zawodnik Arki”?
To bardzo miłe, że ktoś tak o mnie mówi – mówi Zarandia. – Ale nigdy o sobie nie powiem, że jestem najlepszym piłkarzem. To nie w moim stylu. Jak ja mógłbym tak mówić? Nawet gdybym tak czuł, nigdy bym tego nie powiedział. To opinie ludzi. Piłka nożna to nie jest indywidualny sport. Mamy silny zespół z bardzo dobrymi piłkarzami.

Nie każdy ma 10 na koszulce.
No tak, to mój ulubiony numer. To nie jest przypadek. Grał z nim wcześniej Mateusz Szwoch, ale kiedy odszedł, zrobił się wakat. Występowałem z siódemką, ale przyszedł do mnie Maciek Jankowski i zapytał, czy nie mógłbym mu odstąpić. Zapytałem kierownika, czy nie mógłbym przejąć „dychy”, no i tak poszło. Wiem, że numery na koszulkach nie grają, ale jakoś czuję przywiązanie do dziesiątki. Grałem w niej w reprezentacji młodzieżowej i w Lokomotiwie Tbilisi.

Talentu i umiejętności nie można ci odmówić, ale podobno jesteś trochę leniwy?
Kto tak powiedział?

W internecie widziałem takie wpisy. Nawet sam o sobie powiedziałeś, że jesteś leniem.
Może w życiu, ale nie na boisku! Na treningi nie chodzę za karę. Gdyby tak było, to w ogóle przestałbym grać. Nie potrafię robić czegoś na siłę. Piłka to największa przyjemność i pasja. Pracusiem wielkim może nie jestem, ale bez przesady. Staram się w każdym treningu i meczu dawać z siebie maksimum.

Gdybyś był tak pracowity jak chociażby Damian Zbozień, to grałbyś w Manchesterze United – to opinia twojego kolegi z szatni, Michała Nalepy.
Widziałem. Na transfer też musiałoby się złożyć kilka rzeczy. Najpierw musiałbym trenować jak Damian, a później Manchester musiałby mnie chcieć… 

W połowie lutego skończysz 23 lata, więc wchodzisz w kluczowy wiek dla piłkarskiego rozwoju.
Masz rację. Czuję się jednak dalej młody i wiem, że ciągle się rozwijam. Trochę już w życiu widziałem. Ekstraklasa to trzecia profesjonalna liga, w której występuję, ale wiem, że dużo jeszcze przede mną. Mam jeszcze czas.

W wywiadach nie ukrywasz, że chciałbyś odejść z Arki do silniejszej ligi, najlepiej do takiej z top 5.
No tak, ale chyba każdy zawodnik z polskiej ligi chciałby trafić do Anglii, Hiszpanii czy Włoch. Na pewno nie będę wybrzydzał. Transfer do silniejszej ligi jest moim celem, ale nie na tu i teraz. Podchodzę do tego bardzo spokojnie. Najpierw niech wpłynie oferta z dobrego klubu, która będzie dobra dla Arki i dla mnie.

Zimą taka nie wpłynęła?
Nie.

Nie miałeś żadnej propozycji?
Do tej pory było zainteresowanie i wstępne zainteresowanie, ale nie z takich kierunków, jakie bym chciał.

Czyli na pewno w grę wchodzi wyjazd? Nie wolałbyś zostać w Polsce i spróbować sił w silniejszym klubie niż Arka? Na przykład w Jagiellonii, Lechu czy Legii.
Szczerze? Nie. Jeśli miałbym coś zmieniać, zmieniłbym ligę. W Arce mam wszystko. Miasto bardzo mi się podoba, stało się moim drugim domem. Ludzie mnie bardzo szanują i chyba nawet lubią, bo często zaczepiają, proszą o autografy i zdjęcia. Trenerzy na mnie stawiają i dają dużo minut. I jak ja mógłbym podpisać teraz kontrakt z innym polskim klubem? Znowu wtedy umowa na 4-5 lat i musiałbym w Polsce grać jeszcze przez 2-3 sezony. Nie spieszę się z transferem. Może odejdę teraz, może latem, a może za rok. Zobaczymy. Na pewno nie jest moim marzeniem, aby wyjechać do innego polskiego klubu.



W Gdyni podobno liczą, że można na tobie nieźle zarobić.
Trener też mówił, że nie będzie miał nic przeciwko transferowi, jeśli trafi się korzystna oferta dla mnie i dla klubu. Na pewno Arka nie będzie trzymała mnie na siłę. Klub chce dla mnie jak najlepiej i ja to czuję.

Portal Transfermarkt.de wycenia cię na zaledwie 350 tysięcy euro. Nie uważasz, że trochę za nisko?
Może oni wycenili tylko jedną moją nogę? A jeszcze mam drugą i głowę… A tak poważnie, nie zwracam na to w ogóle uwagi. Nie wiem, kto wymyśla te kwoty, ale czasami są zupełnie nierealne.

Ty chyba zbyt często nie lubisz zmieniać klubów? Dopiero masz trzy w dorosłej karierze.
No tak, Lokomotiw, Genk i teraz Arka. Lubię stabilizację, dlatego nie szukam nowego klubu co pół roku. Wyznaję zasadę, że jeśli odchodzić, to tylko do lepszej drużyny.

Pochodzisz z Tbilisi, grałeś w Lokomotiwie, ale karierę zaczynałeś w mniejszej akademii.
Tak, ciocia mnie zaprowadziła na trening. Rodzice później sprzedali mieszkanie i przeprowadzili się, aby mieszkać bliżej mnie. Bardzo dużo mi pomogli i postawili wszystko na moją karierę piłkarską. Udało się. Dali mi bardzo duży kredyt zaufania, który mam nadzieję, że kiedyś spłacę. Co do transferu: miałem chyba 15-16 lat, kiedy przeszedłem do Lokomotiwu. Grałem w akademii, która zajmowała się szkoleniem młodzieży, ale nie miała drużyny w ekstraklasie ani w pierwszej lidze. Lokomotiw był wtedy na zapleczu ekstraklasy i otrzymałem propozycję. Kontakt mieliśmy od dłuższego czasu i mogę powiedzieć, że chcieli mnie u siebie od… zawsze. Na różnych turniejach wygrywałem nagrody indywidualne, więc nie byłem dla nich anonimowy. Zdecydowałem się na transfer, awansowaliśmy do ekstraklasy i później odszedłem do Belgii.

Jesteś kibicem Lokomotiwu?
Nie jestem kibicem żadnego zespołu. Jako dziecko chodziłem na mecze reprezentacji Gruzji, ale to wszystko. Poza tym nie przepadam za oglądaniem futbolu. Wolę grać. Polską ligę czasami oglądam, ale bardzo rzadko. Zazwyczaj włączam telewizor, kiedy gra nasz najbliższy rywal albo sąsiad z tabeli, i ten mecz jest ważny dla nas.

Jak wygląda rywalizacja klubów w stolicy Gruzji?
Dinamo to największy i najbardziej utytułowany klub, ale w ostatnich latach nie potrafi wygrać ligi. Lokomotiw, z którym awansowałem do ekstraklasy, jest trochę mniejszy. Poza tym jest jeszcze Saburtalo, które jest mistrzem kraju. Największa rywalizacja jest pomiędzy klubami z Tbilisi i Torpedo Kutaisi. Te dwa miasta się nienawidzą. Coś jak my z Lechią, ale jednak trochę inaczej, bo to nie są derby. Nie jesteśmy nawet z tego samego regionu. Może bardziej to wygląda jak rywalizacja Lecha z Legią.

A szkolenie?
Jestem samoukiem. Wszystkie cechy, które mam, pokazywałem od dzieciństwa. Jeśli chodzi o szkolenie, to wszystko zależy od trenera, na jakiego trafisz. Ja pracowałem z takimi szkoleniowcami, którzy pozwalali mi na wiele rzeczy. Mówili: „Luka, bierz piłkę i rób, co chcesz”. Wiedzieli, że potrafię się kiwać, i mi na to pozwalali. Dawali mi wolność na boisku. Najbardziej mnie denerwuje, kiedy trener ma w składzie dziecko z talentem do gry jeden na jeden, a każe mu grać jak najszybciej podaniem. Tak się dzieje w Polsce i Gruzji, nie ma reguły.

Od zawsze grałeś z przodu?
Tak, występowałem w ataku, na skrzydle, a czasami jako dziesiątka. Byłem szybki, miałem dobry drybling. Często byłem ustawiany jako wolny elektron. Poruszałem się, jak chciałem – z prawej do lewej, z lewej do prawej.

Piłka gruzińska w Polsce nie ma najlepszej opinii.
Nie chcę, żeby ktoś mnie źle zrozumiał czy powiedział, że nie szanuję swojego kraju, ale poziom naszej ligi nie jest zbyt wysoki. Są pojedynczy piłkarze, którzy mają bardzo duży potencjał. Zresztą w Polsce większość Gruzinów się sprawdziła. Nika Dzalamidze, Giorgi Merebaszwili, Wladimer Dwaliszwili, Lasza Dwali czy ja – każdy z nas grał w pierwszym składzie swojej drużyny.

A jak w Gruzji jest traktowana polska piłka?
Wasza reprezentacja pokazuje w ostatnich latach bardzo wysoki poziom. Liga też jest silniejsza. Kilkanaście lat temu mieliśmy zawodników, którzy wygrywali nawet Ligę Mistrzów, i myśleliśmy, że wtedy wszystko pójdzie szybko do przodu. Stało się trochę inaczej, ale w ostatnim czasie coś drgnęło. Wierzę, że będzie tylko lepiej. Mieliśmy kryzys, ale to już chyba za nami.

Polska jest lepszym krajem do życia niż Gruzja?
Jestem Gruzinem i dla mnie mój kraj jest najlepszy! Tbilisi jest – moim zdaniem – piękniejsze niż Londyn, Paryż czy Mediolan.

OK, wróćmy do futbolu. Jak to się stało, że wyjechałeś do Genku?
Na turnieje młodzieżowe jeździ sporo skautów. Najpierw zostałem najlepszym zawodnikiem w Polsce na Pucharze Syrenki. Później ta sama sytuacja powtórzyła się w Azerbejdżanie na turnieju. W kadrze U-17 w sześciu meczach strzeliłem pięć goli i Belgowie mnie oglądali. Miałem kilka innych propozycji, ale ostatecznie poszedłem do Genku.

Kto składał oferty?
Szachtar Donieck, Metalist Charków, PSV Eindhoven, Vitesse.

Dlaczego wybrałeś Belgię?
To nie do końca była moja decyzja, ale musielibyśmy rozmawiać jeszcze z pięć godzin, zanim wszystko bym ci dokładnie wyjaśnił. Wyjazdu do Belgii nie żałuję, choć wyszło, jak wyszło. To była dla mnie dobra lekcja.

Kiedy odbiłeś się od Genku, nie pomyślałeś, że kolejny zagraniczny wyjazd to już za wysokie progi?
Coś ty. Trener Genku – delikatnie mówiąc – za mną nie przepadał, ale to nie jest do końca tylko jego wina. Wszystko mogło potoczyć się inaczej. Miałem wtedy 18 lat, odszedłem z Belgii w wieku 20 lat. Nie byłem chyba jeszcze gotowy. Mieszkałem daleko od rodziny, trochę tęskniłem, jak każdy młody chłopak. Dzisiaj jestem o trzy lata starszy, patrzę z perspektywy czasu i uważam to za zamknięty rozdział. Miałem w Genku wielu przyjaciół, ale po prostu nie układała nam się współpraca z trenerem.

Do Polski mogłeś nie trafić, bo byłeś już na zaawansowanych rozmowach w Danii.
No tak, ale na szczęście w ostatniej chwili się rozmyśliłem. Podjąłem decyzję pod impulsem chwili. Po prostu pomyślałem, że nie chcę do Danii i wolę do Polski. No i wyszło nieźle. Mam na koncie Puchar i Superpuchar Polski, mecze w europejskich pucharach.

Jaki masz sposób na to, że w ważnych meczach strzelasz piękne gole?
W każdym spotkaniu się staram, a w tych ważnych po prostu piłka wpada do siatki. Mam nadzieję, że tak będzie dalej, a Arka rozegra jeszcze kilka tak ważnych meczów. Nieważne, czy gol jest ładny, czy brzydki. Najważniejsze, że piłka w sieci i drużyna wygrywa.

Co było najpiękniejszą chwilą do tej pory w Arce?
Zdecydowanie wygrany Puchar Polski z Lechem Poznań. To było moje pierwsze trofeum w dorosłej piłce. Euforia była olbrzymia. Superpuchar już tak dobrze nie smakował, choć też było to bardzo ważne spotkanie. Ale może dlatego, że znaliśmy już te emocje po Pucharze Polski, dlatego było nieco inaczej.

Po Superpucharze powiedziałeś, że gdybyś dostał polski paszport, to zagrałbyś dla naszej reprezentacji.
Żartowałem. Gruzja mnie wtedy jeszcze nie chciała, nie otrzymywałem powołań, więc powiedziałem, że chętnie zagram dla Polski. W końcu jesienią dostałem zaproszenie na zgrupowanie i zadebiutowałem w kadrze Gruzji. Co prawda grałem tylko kilka minut, ale debiut mam już za sobą i kolejne marzenie spełniłem. Teraz będzie tylko lepiej, bo muszę wypracować swoją pozycję w reprezentacji.

Ile uczyłeś się języka polskiego, żeby zacząć swobodnie się komunikować?
Sześć miesięcy. Nie korzystałem z lekcji, po prostu słuchałem chłopaków w szatni i sam w domu się uczyłem. Mam zdolności do nauki języków. Przez pół roku nie mówiłem nic po polsku, aż w końcu wszedłem do szatni i zacząłem rozmawiać w waszym języku. Wszyscy byli w szoku, a ja po prostu po cichu robiłem swoje.

Rozmawiał PAWEŁ GOŁASZEWSKI

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (4/2018)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024