Przy okazji zwarcia hiszpańskich gigantów zwykle pisze się i mówi, że Barca i Real to dwa wyjątkowo silnie, może najmocniej na ziemi, nienawidzące się kluby, reprezentujące dwa zupełnie różne pod każdym względem światy. Ale w rzeczywistości jest inaczej: gdy wziąć całą rzecz pod lupę, okazuje się, że są to przedsiębiorstwa od dawna połączone taktycznym sojuszem wymierzonym w całą resztę.
LESZEK ORŁOWSKI
Zanim więc najpierw tu zapowiemy, a potem przed ekranami telewizorów będziemy emocjonować się w niedzielne popołudnie najlepszym, a w każdym razie najsłynniejszym piłkarskim meczem na świecie, warto sobie uświadomić, jak to jest naprawdę z tymi madrycko-barcelońskimi relacjami.
(…)
BARCA SŁABA W OBRONIE
Barcelona ma swoje problemy. Przed sobotnim starciem z Sevillą wydawało się, że najpoważniejszym w obliczu klasyku będą kontuzje stoperów: Samuela Umtitiego i Thomasa Vermaelena. W tej sytuacji Ernesto Valverde jest skazany na parę: Gerard Pique – Clement Lenglet. Obaj zaś prezentują wyjątkowo nierówną formę, choć akurat przeciwko Sevilli zagrali bardzo dobrze. Co do wychowanka klubu, to jego kibice życzą mu w tej chwili tylko tego, by jak najszybciej zrealizował swoje marzenie i został prezydentem Barcy, bo na pewno bardziej by się jej przysłużył w gabinetach niż na boisku. Popełnia tak wiele prostych błędów, że gdyby nie był tym, kim jest, już dawno straciłby miejsce w składzie. Zrezygnował z reprezentacji, ale za to lata po świecie, promując wymyślony przez siebie nowy tenisowy Puchar Davisa. Lenglet dla odmiany adaptuje się do gry w Barcelonie, co polega na tym, że uczy się radzić w sytuacjach, gdy wszyscy pognali do przodu, on został sam, a tu idzie kontra rywali i najlepiej byłoby się rozdwoić i pobiec w dwa miejsca naraz. Wbrew pozorom temat jest do ogarnięcia, tylko trzeba przywyknąć.
Jednak sprawę defensywy usunęła w cień kontuzja Leo Messiego, doznana w minioną sobotę. Gwiazdor najpierw zaliczył asystę i strzelił gola, a potem, upadając, zepsuł sobie łokieć i będzie pauzował przez trzy tygodnie. Poprzednio zabrakło go w El Clasico 11 lat temu, w grudniu 2007 roku.
Przed przerwą na mecze reprezentacji Messi był jedynym bodaj, obok bramkarza, zawodnikiem, z którym nie ma problemów w lidze. Dziś na 23 ligowe gole swego zespołu ma bezpośredni udział w 12 (7 goli + 5 asyst). – Bez niego Barca byłaby w tabeli dziesiąta – powiedział w tych dniach znany argentyński trener Angel Cappa. Przekonamy się w niedzielę, jak brak asa wpłynie na postawę Katalończyków. W gorszej formie, przynajmniej jeśli porównać jego dorobek bramkowy z tej kampanii z osiągnięciami z poprzednich, znajduje się Luis Suarez. Ale Urugwajczyk coraz bardziej staje się u boku Messiego tym, kim u boku Cristiano przez całe lata był Karim Benzema, czyli pomocnikiem snajpera. Dowodzi tego statystyka asyst wykonanych w lidze od sezonu 2015-16, czyli od dołączenia LS do Barcy. Otóż, mając 45 otwierających podań, jest najlepszy w całej lidze. Tuż za nim plasuje się sam Messi (42), ale kolejni: Toni Kroos (29), Koke (26) i Antoine Griezmann (25) znajdują się już daleko.
Dzięki kontuzji Messiego w jedenastce zagra Ousmane Dembele, będący w niezłej formie, ale z powodów taktycznych wyrugowany z jedenastki na rzecz Arthura Melo. Młody Brazylijczyk rozkręca się z meczu na mecz. Niedawno pochwalił go rodak, Philippe Coutinho, mówiąc: – Staje się motorem naszego zespołu, sprężyną nakręcającą cały mechanizm. Mówimy o gwieździe futbolu…
Dla Arthura mecz z Realem, jeśli rzeczywiście dostanie szansę, może być przełomem w karierze. Jednak Valverde na pewno do końca będzie się zastanawiał, kto ma być trzecim, obok Sergio Busquetsa i Ivana Rakiticia, pomocnikiem: Arthur, Sergi Roberto (na prawej obronie zagra raczej Nelson Semedo) czy może… Arturo Vidal.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (43/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”