Przejdź do treści
104 mecze Błaszczykowskiego w kadrze

Polska Reprezentacja Polski

104 mecze Błaszczykowskiego w kadrze

To nie jest tekst pożegnalny. Jakub Błaszczykowski, na przekór wielu machającym kwiatami, z drużyną narodową jeszcze się nie żegna. Nie musi, bo lepszych od niego specjalnie nie widać, a roli wujka-selekcjonera w śrubowaniu reprezentacyjnego rekordu nie ma co do tego mieszać. Kuba – jeszcze – broni się sam.

ZBIGNIEW MUCHA


To tekst o rekordziście i trudnej drodze do rekordu prowadzącej. Na razie nikt nie rozegrał więcej meczów z orzełkiem na piersi od niego. Czasy się zmieniają, wraz z nimi również arytmetyka i sposób klasyfikowania, ale trzymając się oficjalnych wytycznych na dziś, Błaszczykowski zaszedł najwyżej, krocząc po 104 stopniach schodów czy też inaczej – przeskakując nad 104 płotkami. Z górki miał rzadko kiedy. Robert Lewandowski w wywiadach lubi powtarzać, że zburzył kilka murów. Ma rację, ponieważ on akurat zdefiniował na nowo polskiego piłkarza na Zachodzie i chwała mu za to. Drogę w Dortmundzie w pewnym stopniu torował mu Kuba, lecz Lewy solidnie na wszystko zapracował własnym talentem i pracą. Ale Kuba ma również swoje mury, które burzył nie tylko w Dortmundzie, również w reprezentacji Polski, a przede wszystkim w życiu.

Tylko raz u Janasa

Dwa turnieje finałowe o mistrzostwo Europy plus na dokładkę mundial to nie jest byle jaki dorobek. Inna sprawa, że więcej owe imprezy przyniosły piłkarzowi rozczarowań niż powodów do triumfów. Gdyby jednak nie zrządzenia losu, byłby dziś być może najbardziej uturniejowionym polskim futbolistą w historii. 

Paweł Janas gotów był go zabrać już na Weltmeisterschaft, nawet nie bacząc na średnio udany reprezentacyjny debiut 21-latka z Wisły Kraków w marcu 2006 roku. Na przeszkodzie stanęła kontuzja pleców. Do Niemiec pojechali koledzy z Białej Gwiazdy – Dariusz Dudka, Marcin Baszczyński, Radosław Sobolewski, Paweł Brożek. Dla Kuby to nie był jednak cios. Co najwyżej nie dostał gwiazdki z nieba. Przecież dopiero i tak ledwie co spełnił wielkie marzenie, gdy w Rijadzie zadebiutował w drużynie narodowej. Czy miał prawo marzyć o mundialu? Owszem, ale na pewno się nie spodziewać.

W Rijadzie 70 mecz w reprezentacji grał Jacek Bąk, którego licznik stanął ostatecznie na 96 występach.
– Czy żałuję, że nie dociągnąłem do setki? Nie podchodzę do tego w ten sposób, mówiąc żartem: już dawno ktoś mnie powinien wykopać z tej reprezentacji, bo miałem 35 lat na karku, a guma już była rozciągnięta niemożliwie i mało się nie zerwała – mówi Bąk. – Natomiast jeśli chodzi o Kubę, pamiętam jego debiut i moment, kiedy pojawił się na zgrupowaniu. Wiadomo, pierwszy raz wchodzisz do hotelu, to nie robisz balonów z gumy do żucia. Mnie też mowę odjęło, jak pierwszy raz na zgrupowaniu zobaczyłem Koseckiego czy Warzychę. Kuba był skromny, cichy, ale emanował z niego spokój i taka wyjątkowa pewność siebie, która nie pozostawiała złudzeń, że będzie poważnym piłkarzem. Widać było, że to nie meteor, który zaraz zniknie, ale że zadomowi się w reprezentacji, bo miał charakter, jaja i umiejętności. A czy dziś może jeszcze stanowić wzmocnienie drużyny narodowej choćby przez 20-30 minut? Przez 20 minut to jeszcze ja bym dał radę. A na poważnie, akurat nie boję się o jego motorykę. Najważniejsze pytanie Błaszczu musi postawić sam sobie: czy jestem jeszcze w stanie pomóc? Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, nie ma tematu.

Po mistrzostwach świata w Niemczech Janas odszedł ze stanowiska. Tylko raz więc skorzystał z usług Błaszczykowskiego. 

(…)


CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (44/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”




Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024